Pioneer U-05 jest nieco większy od konkurentów, front ma niemal 30 cm szerokości, niewiele mniejsza jest głębokość, urządzenie jest też ciężkie (ponad 6 kg). Przód i góra to jeden element, dokręcone boczki lekko zaokrąglono, wszystkie pokrętła również wykonano z metalu.
Zgromadzone w tym teście urządzenia realizują dwie funkcje: przetwornika DAC i wzmacniacza słuchawkowego. Już na pierwszy rzut oka widać, że Pioneer traktuje tę drugą funkcję bardzo poważnie, chociaż trudno wywróżyć z samego wyglądu, jakie rozwiązania kryją się w umieszczonej wewnątrz obudowy sekcji cyfrowej. Staje się natomiast od razu jasne, że pod względem współpracy ze słuchawkami, Pioneer U-05 jest mistrzem.
Mamy aż trzy możliwości: gniazdo duży jack (6,3 mm), pojedyncze zbalansowane XLR4 (czteropinowe dla sygnałów stereo), a nawet dwa XLR3 (sygnał mono, więc potrzebne są dwa gniazda).
Oczywiście większość słuchawek (w tym wszystkie produkowane przez Pioneera) ma typowy wtyk duży jack, jednak podłączenia typu XLR4 stosuje np. Oppo PM1, Audeze czy HiFiMan (modele testowane w AUDIO 11/2014).
Dostępne są również rozmaite przejściówki, w tym te wykorzystujące podwójny standard XLR (dwa 3-pinowe wtyki). Rozpiętość impedancji obsługiwanych słuchawek może być bardzo szeroka, do wyjść duży jack i (2 x) XLR3 można podłączać modele o impedancji od 16 do 600 Ω, a wyjście XLR4 poradzi sobie nawet ze słuchawkami o impedancji znamionowej 6 Ω.
Wyboru pomiędzy trzema wyjściami słuchawkowymi oraz wyjściem liniowym (na tylnej ściance) dokonujemy obrotowym przełącznikiem, podobny służy do przełączania między dwoma trybami wzmocnienia (niskim i wysokim).
Jest jeszcze małe pokrętło wyboru źródeł i umieszczona z prawej strony, duża gałka głównej regulacji poziomu. Dla wyjść słuchawkowych przewidziano dodatkowy układ kompensacji wzmocnienia, dzięki któremu możemy wprowadzać zmiany (plus/minus) względem bazowego ustawienia głośności.
Pioneer U-05 - przyłącza
Jasnoniebieski, czytelny wyświetlacz ma przede wszystkim informować o wybranym wejściu oraz parametrach docierającego do Pioneera U-05 sygnału cyfrowego. Pod matrycą umieszczono dodatkowo cztery diody sygnalizujące działanie zaawansowanych systemów procesora DSP.
Pioneer zaskakuje także różnorodnością i liczbą wejść, zwłaszcza cyfrowych. Dostępne są dwa złącza elektryczne współosiowe, dwa optyczne, jest nawet profesjonalne AES/EBU oraz oczywiście USB.
W tym ostatnim specyfikacja jest rozwinięta znacznie dalej niż u konkurentów. Pioneer U-05 akceptuje bowiem nie tylko sygnały 24/192 - rozdzielczość może sięgać 32 bitów, a częstotliwość próbkowania 384 kHz. USB pozwala także przesłać sygnały DSD w formacie 2,8 oraz 5,6 MHz.
Przygotowano komplet sterowników dla komputerów z systemami Windows, użytkownicy Apple nie muszą się o nic martwić, o ile będą korzystać z sygnałów PCM (32/384), do uruchomienia transmisji DSD będzie potrzebny - tak jak w przypadku Hegla - prosty "driver".
Poza omówionymi wyjściami słuchawkowymi, Pioneer U-05 ma jedną parę RCA i jedną XLR, przy czym niewielkim przełącznikiem hebelkowym zdecydujemy, czy wyjścia mają dostarczać zmienny, czy stały poziom, co nie wpływa na działanie pokrętła głośności w zakresie wyjść słuchawkowych. Niewielki, ale wygodny sterownik jest dedykowany funkcjom tylko tego urządzenia.
Pioneer U-05 - wnętrze
Układ wewnętrzny podzielono na kilka stref, oddzielając wyświetlacz i płytkę sterującą. Wykonano także pionowy ekran separujący komorę zasilacza od układów audio, przy czym sam transformator jest dodatkowo zamknięty w metalowej puszce. Zasilanie z niezależnych odczepów wyprowadzono dla modułów analogowych i cyfrowych.
Pioneer ma kilka niekonwencjonalnych rozwiązań, a jednym z nich jest obecność procesora sygnałowego Texas Instruments, który zwykle zajmuje się... dekodowaniem sygnałów surround, lecz w przetworniku Pioneer U-05 moc obliczeniową wykorzystano, by zrealizować funkcje upsamplerów sygnału.
Jego działanie możemy jednak pominąć, wybierając tryb Direct. Sygnał cyfrowy po przejściu przez interfejsy wejściowe oraz (ewentualnie) DSP jest kierowany do obwodów przetworników cyfrowo-analogowych.
Na tym etapie następuje rozdzielenie danych na kanał lewy i prawy, w każdym zainstalowano wysokiej jakości kość ESS Sabre ES9016. W jednym znajduje się aż osiem niezależnych przetworników. Pioneer ma ich więc w sumie szesnaście.
Po co aż tyle? Jeden ES9016 pozwala na przełączenie w tryb dwukanałowy, osiąga wtedy wyższą dynamikę i możliwość pracy z częstotliwością próbkowania aż do 500 kHz. Pioneer używa zatem jednego ES9016 do przygotowania sygnału symetrycznego w jednym kanale, a drugiego - w drugim.
Nie mniej imponująca jest sekcja analogowa, prowadzona niezależnie dla wyjść RCA i XLR, jak i całego kompletu wyjść słuchawkowych. Dla tych ostatnich przygotowano oddzielną płytkę, odpowiednie wyjścia przełączane są przekaźnikami, a za wzmocnienie sygnału odpowiada w pełni dyskretny układ złożony z par tranzystorów.
Brzmienie
Pioneera można słuchać w kilku wariantach, szerokie możliwości ustawień zachęcają do eksperymentów. Podstawowym trybem pracy urządzenia jest Direct, bez najmniejszego udziału procesorów DSP i zmian sygnałowych.
Pioneer U-05 w tym ustawieniu odsłania większość z własnego charakteru, urządzenie gra dźwiękiem gęstym, nasyconym, zdrowym, angażującym nie tyle detalicznością, co siłą i spójnością.
Można dać się ponieść muzyce, czytając detale bez wielkiego wysiłku, ale też nie będąc nimi absorbowanym. Taki dźwięk można wciąż uznać za neutralny, ale w porównaniu z Marantzem jest bardziej skupiony i emocjonalny.
Bliżej mu do Hegla, na jego tle ma jednak bardziej zróżnicowany bas, chwilami twardy, konturowy oraz zdyscyplinowany, innym razem soczysty i zmiękczony. Pioneer U-05 potrafi w zakresie niskotonowym wszystko, oczywiście nie tworzy tych efektów, tylko je odtwarza.
Tkanka i faktura każdego brzmienia płynie jakby od wewnątrz; Pioneer U-05 potrafi przybliżać nas do natury każdego dźwięku, kompozycji i aranżacji.
To brzmienie nie tylko poprawne od strony zrównoważenia, ale też całkowicie oderwane od nudy, nijakości czy przygaszenia. Trybów kwantyzacji Hi- -Bit (rozdzielczość 32 bity) nie uznałbym za dramatyczny krok naprzód, jest to bardziej zmiana charakteru polegająca na subtelnym złagodzeniu wysokich tonów.
Działanie upsamplera jakby uspokaja i oddala, to efekt też niejednoznaczny - brzmienie trochę traci na impecie. Z kolei po uzyskaniu minimum poprawnej synchronizacji parametrem Lock Range, brzmienie staje się (względem ustawienia podstawowego) bardziej dosłowne, może nieco bardziej suche, ale również precyzyjniejsze.
Znów jednak wchodzimy w obszar zmian subtelnych i ocenianych subiektywnie.
Radek Łabanowski