Na wszystkich katalogowych zdjęciach (ale także tych na pudełku) Cresyn C560H wyglądają... mówiąc oględnie, średnio, mocno plastikowo i zabawkowo.
Do wyboru mamy trzy kolory: ciemnoszary z dodatkami czerwonokrwistymi, jasnoszary z miętowymi oraz czarny z dodatkami błękitnymi. Najważniejsze, że w rzeczywistości słuchawki wcale nie są tandetne.
Plastik wzbogacono gumowanymi elementami, wszystko jest miłe w dotyku i porządnie wykonane. Górna, przylegająca do głowy część pałąka została wyłożona elastycznym materiałem, dzięki przegubom słuchawki składają się na czas transportu.
Dobrze prezentuje się połączenie pałąka z muszlami, które poruszają się wewnątrz prowadnic, delikatnie przeskakując między kolejnymi "ząbkami".
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Przewód sygnałowy odłączymy od słuchawek, gniazdka (zwykły standard 3,5 mm) zainstalowano na obydwu muszlach - podłączamy się do jednego, dowolnego. Producent podpowiada jeszcze jedno zastosowanie: można w ten sposób używać więcej niż jednej pary jednocześnie... Trzeba tylko pamiętać o tym, iż będzie to połączenie równoległe, a więc sumaryczna impedancja maleje.
Kabelek ma jedną prostą i jedną kątową 3,5-mm wtyczkę. Producent przewidział również pilot sterujący, który ma działać poprawnie praktycznie z każdym dostępnym na rynku urządzeniem.
Pilot ma jeden uniwersalny przycisk (i oczywiście mikrofon), natomiast regulacja głośności to niezależny, pasywny obwód z suwakiem oporowym. To coś podobnego jak w słuchawkach Creative Labs, jednak układ w słuchawkach Cresyn C560H pozwala nie tylko na delikatne, ale i całkowite wyciszenie.
Odsłuch
W relatywnie niewielkich słuchaweczkach Cresyn C560H udało się osiągnąć, do pewnego stopnia, styl "dużego brzmienia". Jedną z tych cech jest reprodukcja basu.
Chociaż nie pojawią się bezwzględnie najniższe tony, to zawsze mamy dobry fundament, a także pogrubienie; chwilami przydałoby się więcej zwinności i niskotonowego cwaniactwa, ale w zamian mamy solidność i nasycenie, wpływające też na profil średnicy.
Ta jednak potrafi też zaatakować w wyższych rejestrach, ożywić wokale żeńskie i uwypuklić sybilanty. Stanowi to o sporej energetyczności całego brzmienia, które jest dalekie od spokoju i delikatności. Najwyższe tony są już jednak przygaszone, detale nie dolewają oliwy do ognia.
Radek Łabanowski