Ramkę wystylizowano na oprawki szylkretowe, znane z charakterystycznej brązowo-żółtej barwy i wybitnej plastyczności. W okrągłych oprawkach osadzono muszle słuchawkowe, wykończone w czerni na wysoki połysk. Ramka "łamie się" w okolicach regulacyjnych przegubów, pozwalając na złożenie i wygodny transport w mięciutkim woreczku.
Słuchawki Philips Frames Citiscape są wyjątkowo lekkie, pałąk pokryto delikatną, cienką skórą, podobnie wykończono muszle, których niewielka średnica i ażurowy materiał zachęcają, by Framesy założyć i długo nie zdejmować.
Czytaj również: Linia produktów Philips Fidelio wróciła na rynek i ma się dobrze
Mechanizm składania oraz kształt ramki uniemożliwił jednak stosowanie klasycznych przegubów, eliminując obrotową mikroregulację, dlatego muszle nie wychylają się ani trochę na boki i nie do końca precyzyjnie dopasują się do każdego kształtu głowy.
Przewód sygnałowy jest odłączany (z dwóch stron wtyki mini-jack, od strony odtwarzacza złącze jest kątowe), pokryty miłą w dotyku plecionką. Nie pominięto także miniaturowego pilota sterującego z jednym przyciskiem oraz mikrofonem; działa prawidłowo ze sprzętem Apple oraz - jak donosi producent - również z modelami konkurencji spod znaku Android.
Odsłuch
Nie tylko wygląd, ale i brzmienie słuchawek Philips Frames Citiscape jest jak lekkie okulary przeciwsłoneczne. Philips gra łagodnie, lekko, bez "rozwiązań siłowych" w całym pasmie. Jakby ktoś na całą muzykę nałożył delikatną blendę tak, by wszystko nieco wyrównać i nie przeszkadzać słuchaczowi w relaksie.
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Wszystko zaczyna się w zakresie najniższych częstotliwości. Bas delikatnie "plumka" zostawiając w spokoju średnicę, czyli pozwalając jej wyjść na pierwszy plan - ale też spokojnie, spokojnie...
Dźwięk ze słuchawek Philips Frames Citiscape nie postawi nas na nogi ani włosów nie zjeży, lecz słuchawki te potrafią wykazać się niezłą detalicznością - obraz ma zmniejszony kontrast, ale nie rozdzielczość.
Radek Łabanowski