Pioneer SE-MX9, SE-MX7 oraz dwa modele douszne (CX9 oraz CX8) tworzą wyodrębnioną gamę o nazwie Superior Club Sound. Mam mieszane uczucia co do skuteczności takiej strategii, przywoływanie "klubowych" hałasów może zawęzić grono potencjalnych odbiorców, a tymczasem ani SE-MX7, ani SE-MX9 na takie szufladkowanie nie zasługują.
W przypadku słuchawek Pioneer SE-MX9 firma porzuciła wszelkie eksperymenty i dodatkowe układy, takie jak podwójny przetwornik i regulacja poziomu basu, z jakimi mieliśmy do czynienia w SE-MX7. Tym samym flagowiec stał się dość konwencjonalny, co wcale nie powinno nas zniechęcać, aczkolwiek jest to zastanawiające.
Pioneer SE-MX9 - konstrukcja
SE-MX9 to konstrukcja zamknięta, z dużymi przetwornikami - o średnicy 50 mm. Biorąc pod uwagę kształt i rozmiar nauszników, należy je raczej zaliczyć do grona nausznych, a nie wokółusznych (przynajmniej ja tak je postrzegam).
Dość duża masa (nieco ponad 300 g) sprawia, że czuć je dobrze zarówno w rękach, jak i na głowie, choć szeroki pałąk i raczej umiarkowany uścisk pozwalają ten ciężar znosić z łatwością.
Jedyne, co może nam przeszkadzać, to dość sztywny skóropodobny materiał (oraz wewnętrzne wypełnienie), z którego wykonano poduszki, oraz ich rozmiar, przyciskający część ucha do głowy. Wynikiem takiej konstrukcji jest również umiarkowana skuteczność izolacji od dźwięków z zewnątrz.
Pioneer SE-MX9 - wzornictwo
Dostarczony do testów egzemplarz Pioneer SE-MX9 prezentuje się chyba najbardziej odjazdowo w całej stawce - ma specyficzny kolor (złamanie brązu ze złotem) muszli, wewnętrzne powierzchnie są w ciemnym brązie, takie są też poduszki zawieszone na tle ciemnografitowych elementów. W obszarze styku z głową pałąk ma strukturę elastycznej gumy, ale jest dość sztywny.
Słuchawki wyglądają nowocześnie i "odważnie", dostępne są też dwie inne wersje kolorystyczne - czarna i srebrna. Trudno odeprzeć skojarzenia z klasyczną "trójką" kolorystyczną ze świata Apple, którego przenośne gadżety można nabyć w czerni, srebrze i złocie. Oprócz typowej regulacji pałąka (długość), muszle można obracać o 90 stopni, a także lekko pochylać.
Pioneer SE-MX9 - dodatkowe akcesoria
U dołu każdej muszli (kabel wystarczy podłączyć do jednej z nich) zainstalowano gniazdo 3,5 mm zaślepione gumowymi zatyczkami - usuwajmy je z uwagą, bo takie maleństwa łatwo się gubią.
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Z takim kompletem akcesoriów SE-MX9 świetnie sprawdzą się w każdym otoczeniu, w domu i w podróży - jest nawet adapter samolotowy.
Producent dostarcza dwa przewody: "domowy" ze spiralną sekcją, dzięki której kabel rozciąga się od 2 do 3 m, oraz "mobilny" o długości 120 cm; na nim zainstalowano 3-przyciskowy pilot w konfiguracji Mfi (Made for iPhone/iPad/ iPod), choć na pudełku znalazłem także logo zielonego robocika (Android) z adnotacją, że w takim przypadku działa tylko środkowy przycisk i mikrofon.
Z ostatniej chwili - do gamy kolorystycznej SE-MX9 dołączyła kolejna, krwistoczerwona wersja.
Odsłuch
Producent zadbał o dostarczenie akcesoriów, które pozwalają korzystać ze słuchawek w każdych warunkach i z każdym sprzętem, dlatego bez obaw, ale z dużymi oczekiwaniami podłączyłem SE-MX9 do iPhone`a i iPada.
W obydwu przypadkach nie ma większych problemów, uniwersalna, 32-omowa impedancja dobrze się sprawdza, bez kłopotu można uzyskać wysokie poziomy głośności.
Brzmienie w takiej kombinacji jest nieco przyciemnione, ale miłośnicy potęgi i mocnego basu się nie zawiodą. Średnie tony nie są wyraźnie cofnięte, jednak nie jest to dźwięk błyszczący, nie iskrzy też w zakresie wysokich tonów, co pozwala urządzać długie sesje, nawet ze słabymi nagraniami, o ile nie zmęczą nas same niskie tony.
Poznanie wszystkich zalet Pioneera wymaga jednak sięgnięcia po lepsze układy cyfrowo-analogowe niż te, jakimi dysponuje sprzęt przenośny, przynajmniej klasy popularnych smartfonów.
Możliwa do osiągnięcia jest nawet lepsza równowaga tonalna, chociaż Pioneer SE-MX9 zawsze będą przejawiać skłonność do generowania obfitego, zaokrąglonego dołu.
Pozostawienie średnicy pół kroku z tyłu, zwłaszcza w jej wyższym podzakresie, powoduje charakterystyczną nosowość, czytelną na wokalach, mniej wyraźną na instrumentach.
Gitary grają cieplej i bez ostrości, brzmienie jest zazwyczaj obszerne i miękkie, ale z dobrym materiałem potrafi się otworzyć, pokazać dobrą przejrzystość, a zawsze uniknie ostrości i metaliczności.
Radosław Łabanowski