Znana już, ale wciąż nowoczesna koncepcja wzornicza opiera się na metalowej klamrze (utworzonej przez tylną, dolną i górną ściankę). Wzmacniacz można ustawić poziomo lub pionowo; w drugim przypadku należy wyjąć zaślepki z bocznej ścianki i wkręcić tam nóżki.
Umieszczone w centrum pokrętło głośności, a także rozplanowanie przycisków i gniazda słuchawkowego, umożliwia wygodną obsługę urządzenia w obydwu orientacjach.
Małym majstersztykiem jest wyświetlacz - nowoczesna matryca typu OLED również zmienia sposób działania w zależności od tego, jak ustawimy wzmacniacz.
Denon PMA-30 ma pojedyncze, wygodne terminale głośnikowe, wejście analogowe jest tylko jedno - w konwencjonalnej formie parki RCA. Oprócz niej są trzy wejścia cyfrowe (dwa optyczne i jedno współosiowe) oraz, czym Denon chwali się najbardziej, zintegrowany moduł bezprzewodowy Bluetooth (z kodowaniem aptX).
Trochę szkoda, że nowy PMA-30 nie załapał się na port USB, który byłby dopełnieniem bardzo dobrego wyposażenia. Podłączymy też subwoofer (oczywiście do analogowego wyjścia monofonicznego).
Czytaj również: Czy wzmacniacz stereofoniczny może pracować w systemie kina domowego?
PMA-30 możemy ustawić w pionie lub poziomie, a do wybranej orientacji automatycznie dostosowuje się wyświetlacz.
Idealnym rozwiązaniem dla potrzeb takiego wzmacniacza są impulsowe końcówki mocy, dzięki którym PMA-30 ma wysoką moc wyjściową (patrz laboratorium). Wbudowany przetwornik C/A akceptuje sygnały 24/192 kHz (o ile podane do wejścia współosiowego; optyczne przyjmie 96 kHz).
Na uwagę zasługuje sekcja wzmacniacza słuchawkowego, bowiem to niezależny układ, zadaniem którego jest obsługa dowolnych słuchawek; w tym celu wprowadzono trzy tryby - dla słuchawek o niskiej, średniej i wysokiej impedancji.
Denon coraz więcej uwagi poświęca samym aplikacjom mobilnym, ale dba też o klasyczne piloty, a przykład tego mamy i tutaj. Idealnie pasuje do stylu wzmacniacza (srebrne lamówki wokół czarnej obudowy) i swoją masą sprawia wrażenie wyjątkowo solidnego (a także wygodnego, bo leciutkie piloty wcale nie są ergonomiczne). Pilot jest systemowy, obsłuży także odtwarzacz z gamy Design Series.
Obsługa słuchawek jest starannie przygotowana, układ pracuje w trzech trybach, zoptymalizowanych dla różnych impedancji.
Denon PMA-30 wszystkie sygnały analogowe zamienia od razu na cyfrowe, płytka analogowego przedwzmacniacza jest niewielka, tuż pod nią znajdują się końcówki mocy (z niewielkim radiatorem) i zasilacz impulsowy.
Odsłuch
Na tle konkurencyjnych wzmacniaczy, z których niemal każdy gra na swój sposób, z wyraźnie zaznaczonym charakterem, dość oczywistymi zaletami i ograniczeniami, PM-30... też się wyróżnia, ale neutralnością i swoistym spokojem.
Nie chodzi o wyjątkowe utemperowanie dynamiki (ta jest na średnim poziomie, ani nie kuleje, ani nie bryluje - oczywiście w kontekście tego testu), lecz o powściągliwość w emocjach i unikaniu jakiejkolwiek przesady.
Denon PMA-30 nie rozpędza się ani w kierunku basu, ani wysokich tonów, nawet średnica jest traktowana z wyczuciem, zajmuje należną jej pozycję, lecz nie podporządkowuje sobie skrajów pasma. Wyraźnie muzyki nie ociepla ani nie rozkłada jej na czynniki pierwsze, jego spójność i analityczność pozostają w dobrej równowadze.
Wejścia cyfrowe świadczą o obecności przetwornika C/A; niestety, nie ma wśród nich złącza USB. Aby ukryć i zabezpieczyć wtyczki, panel z gniazdami został cofnięty i osłonięty ramką obudowy.
Ktokolwiek (meloman, audiofil, Kowalski...), kto szuka brzmienia ekspansywnego, efektownego, klimatycznego, znajdzie takie w tym teście, lecz nie tutaj.
Denon zapewnia brzmienie najbardziej "normalne", a przez to - uniwersalne i bezpieczne. Biorąc "normalność" za dobrą monetę, można go kupować w ciemno, bez słuchania, ponieważ nie czają się tutaj żadne pułapki i słabe punkty.
To prawda, w pierwszym zetknięciu dźwięk Denona PM-30 może wydawać się nijaki, a przez to słaby; nie potrzebowałem jednak dużo czasu, aby dostrzec jego szerokie kompetencje, chociaż bez wyraźnej specjalizacji.
Każde nagranie było "poukładane", znajome, przyjazne, a przy tym dostatecznie żywe, nie przynosiło nieznanych wcześniej informacji i niczego ważnego nie zabierało.
Pewnych naleciałości nie uniknięto, ale ich wpływ na ogólne wrażenie jest znacznie mniejszy niż w innych przypadkach. Góra pasma została zaokrąglona, jakby "wyszlifowana", ale czysta i selektywna, nie dzwoni ani nie przynosi eterycznych wybrzmień.
Bas jest całkiem szybki i zwinny, nie wchodzi w rolę mocarza czy szermierza, lecz ma dość energii i substancji, żeby muzykę wspierać wyraźnymi, sprężystymi dźwiękami.
Urządzenia Design Series są oparte na technice impulsowej. Sygnały z wejść analogowych są od razu konwertowane na cyfrowe.
Radosław Łabanowski