Firmę AMC poznaliśmy dawno temu, kiedyś nawet przetestowaliśmy jej produkt. Było to może ze dwadzieścia lat temu... Wiedzieliśmy więc, czego można się spodziewać, chociaż nie było to wcale pewne. Jednak firma nie zmieniła od tego czasu "filozofii" i wciąż upodabnia swoje urządzenia do znanych sprzed ćwierć wieku... NAD-ów.
Sam NAD zdążył już zmienić swoją aparycję, pozbyć się np. zielonych przycisków, jednak AMC wciąż trwa przy tych elementach, które jednak będą się kojarzyć... coraz mniejszej części audiofilów.
Sam dystrybutor dodał to tego jeszcze własną obserwację - że pod względem układowym XIA jest znacznie bardziej podobny do... jakiegoś modelu Cambridge Audio, też sprzed lat.
Oferta AMC rozwija się jednak w wielu kierunkach, można w niej znaleźć również urządzenia multiroom. W dziale Hi-Fi są głównie wzmacniacze zintegrowane, także dzielone, amplituner, przetwornik C/A, odtwarzacz CD, a nawet zespoły głośnikowe.
W serii wzmacniaczy tranzystorowych XIA (jest też seria konstrukcji lampowych) przygotowano cztery integry, XIA50 jest modelem drugim od dołu.
Typowe już tylko dla AMC są prążki w dolnej i górnej części frontu. Zielony włącznik zasilania to jedyny przycisk na przedniej ściance, do obsługi wszystkich funkcji służą pokrętła. Analogowy potencjometr, kiedyś niemal oczywisty, jest stosowany coraz rzadziej, mamy go jednak w tej konsekwentnie klasycznej konstrukcji.
XIA50 ma w standardowej wersji wyłącznie wejścia analogowe. To wciąż wystarczy wielu użytkownikom, zwłaszcza że wcale nie zamyka drogi do podłączenia np. zewnętrznego DAC-a.
Selektor źródeł rozdzielono na dwa pokrętła – dla podstawowych źródeł i pętli magnetofonowej; to już relikt mniej potrzebny, bo czas rejestratorów minął... a może wróci?
Przygotowano regulacje barwy i zrównoważenia kanałów, dodatkowe pokrętło dotyczy trybów pracy – Direct, Normal i wyciszenia (w drugiej pozycji pracują wszystkie układy korekcji).
AMC XIA 50 - tylna ścianka
Na tylnej ściance jest jeszcze coś, co znamy z wielu wzmacniaczy zintegrowanych NAD-a – para wyjść z przedwzmacniacza, spięta zworkami z parą wejść na końcówkę mocy. Wyjęcie zworek umożliwia oczywiście wykorzystanie XIA50 w dowolnej roli.
Obok trzech wejść liniowych i pętli dla rejestratora, jest wejście gramofonowe – nietypowe w tej klasie sprzętu, bo przygotowane zarówno na korekcję sygnału z wkładek MM, jak i MC, za co oczywiście należą się tylko pochwały.
To podkreślenie analogowości jest w pewnym sensie rekompensatą za brak jakiegokolwiek wyposażenia cyfrowego, które rozpowszechnia się już w tak niedrogich wzmacniaczach.
Ale nic straconego – można wzmacniacz AMC XIA50 zmodernizować, producent przygotował miejsce (i niezbędną elektronikę) dla wewnętrznej karty DAC-a, mającego nawet złącze USB-B.
Jego parametry nie są imponujące (24/96), ale to z pewnością praktyczny dodatek. Oczywiście do każdego z wejść liniowych można podłączyć dowolny, samodzielny DAC.
Po odkręceniu górnej pokrywy można zobaczyć układ niby zwyczajny, a w tym teście zupełnie unikalny – klasyczną konstrukcję w klasie AB, ze sporym transformatorem toroidalnym i szerokim radiatorem. W końcówce mocy pracują tranzystory Sankena. Do wyboru wejść służy scalony przełącznik.
Na płytce w okolicy wejść wydzielono miejsce na moduł przedwzmacniacza phono, w tej części układ wykorzystuje scalone wzmacniacze operacyjne. Widać sporo wewnętrznych połączeń przewodami, także np. do pokrętła balansu, więc wskazane jest użycie układu Direct. Szary kolor obudowy okazuje się nieobowiązkowy – jest też wersja srebrna.
Odsłuch
W jakim stopniu AMC XIA50 odtwarza styl grania sprzed dwudziestu lat, jest zupełnie niewymierne, nawet bezpośrednie porównanie z jakimś dawnym wzmacniaczem też niczego by nie przesądziło, urządzenia zawsze były różne i wcale nie miały podobnego brzmienia - to mit, który pozwala nam uwierzyć, że zdobycie jakiegokolwiek starego klocka zagwarantuje, iż znowu będziemy młodzi i piękni, że znowu dotrą do nas te wszystkie muzyczne emocje...
Ale i to jest ważne, w co wierzymy, skoro decyduje to o naszym samopoczuciu, zwłaszcza w tak bezpiecznej sferze, jak kontakt z muzyką. Proszę bardzo – można więc sobie tłumaczyć, że nasycony, gęsty, homogeniczny dźwięk AMC XISA50 jest dokładną realizacją jakiejś wspaniałej, dobrze sprawdzonej recepty.
Można też dostrzec selektywne i otwarte wysokie tony, więc nie jest to dźwięk "ulepek", chociaż trzyma się daleko od suchości lub wyostrzenia, rozdetalizowanie nie jest pasją, ważniejsza jest harmonia i koherencja, która dobrze przekłada się na żywość i naturalność.
Wnętrze XIA50 pokazuje klasyczny układ wzmacniacza w klasie AB, dla pełnej satysfakcji warto byłoby zredukować liczbę połączeń kablowych, ale mimo nich, odstęp od szumu jest dobry, więc ostatecznie konstrukcja zasługuje na wysoką ocenę za staranność projektu i wykonania.
Faktycznie emocjonalność, przynajmniej w pewnym wymiarze, jest ponadprzeciętna; mimo że nie zostaniemy powaleni potężnymi ani szybkimi uderzeniami, od takich atrakcji adrenalina nie będzie nam skakać, to barwna plastyczność przynosi nie tylko romantyczne klimaty, ale też wigor muzyce rockowej, świetnie pasuje do bluesa, gitary potrafią być mruczące albo szarpiące, prezentacja wcale nie jest "zachmurzona", może tylko lekko "przydymiona", ale jest bardziej jak w klubie – muzyka blisko, kontakt i "obecność" - a mniej jak na wielkim koncercie czy w studyjnej reżyserce.
AMC XIA50 nie służy do "nagłaśniania" ani do "monitorowania", lecz do grania muzyki. Dociera ona do nas natychmiast, a zastanawianie się, co można by w tym brzmieniu jeszcze poprawić, przychodzi z niejakim trudem - chciałoby się posłuchać spokojnie do końca, a potem włączyć następną płytę, niż męczyć się obserwowaniem analityczności, kontroli, a nawet stereofonii - ta jest o tyle naturalna, co bezpretensjonalna, po prostu "wystarczająca", bez bardzo głębokich planów i spektakularnej przejrzystości, wszystkie cechy tego dźwięku zapewniają swobodę i swoistą "radość grania".
Bas nie rozwija się na samym skraju tak efektownie, jednak dobrze trzyma rytm i puls. Bezstresowy, przyjazny i żwawy dźwięk. Jeżeli faktycznie podobny był dostępny już dwadzieścia lat temu, to postęp w tej dziedzinie jest iluzoryczny.