Test Kondo Overture PM-2i, obejmujący nie tylko oglądanie, słuchanie i zapoznanie się z materiałami producenta, ale również pomiary charakterystyk i innych ważnych parametrów wskazuje, że mamy do czynienia z rzeczywiście wybitną konstrukcją.
Japończycy są znani z wielkoseryjnej produkcji, prowadzonej przez wiele popularnych firm, ale są też mistrzami w kreowaniu niszowych manufaktur, wyspecjalizowanych w urządzeniach i akcesoriach, które wraz ze swoimi cenami tylko zdumiałyby przypadkowego "przechodnia", za to trafiają w czułe punkty najbardziej wymagających audiofilów - przynajmniej ich części.
Oryginalne projekty, wyjątkowe brzmienie, jednostkowa produkcja, specyficzny system dystrybucji, znaczenie osobistych relacji tworzą niepowtarzalną atmosferę szczęśliwego wtajemniczenia.
Kondo - historia
To nasze pierwsze spotkanie ze sprzętem Kondo, więc przedstawmy ciekawą i dość dramatyczną historię tej marki. Zaczyna się ona od nie mniej znanej firmy Audio Note, której założycielem był Hiroyasu Kondo (zmarł w 2006 roku w Las Vegas, w trakcie trwania wystawy CES).
Życie Pana Kondo nie upłynęło jednak tylko na słuchaniu muzyki i odsłuchiwaniu urządzeń – co jest teraz sensem życia audiofilów i credo wielu konstruktorów.
Był japońskim inżynierem z krwi i kości, absolwentem wydziału elektroniki na tokijskim uniwersytecie, a w swojej zawodowej karierze związał się z takimi firmami, jak Teac czy Sony. Zajmował się tam rejestracją dźwięku, ale zainteresował się znaczeniem przewodników, stąd zafascynowanie zastosowaniem srebra. Własną firmę Audio Note założył w połowie lat 70., aby zacząć od transformatorów do wkładek gramofonowych MC.
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
Pierwszym większym urządzeniem był przedwzmacniacz z… wcale nie lampami, ale z tranzystorami FET (były wtedy nowością). Lampowe wzmacniacze pojawiły się w latach 80., a na początku lat 90. powstał legendarny, produkowany do dzisiaj On-Gaku.
Połowa lat 90. to burzliwy okres, naznaczony współpracą z Peterem Qvortrupem. Rozpropagował on Audio Note na całym świecie, jednocześnie rozpoczęła działalność firma Audio Note UK.
Finał tej kombinacji nastąpił w 1997 roku, kiedy Audio Note… utraciło prawa do sprzedaży swoich urządzeń pod oryginalnym szyldem na wszystkich rynkach oprócz macierzystej Japonii (tam pozostało Audio Note Japan). Wymusiło to ustanowienie nowej marki, operującej globalnie, i jest to właśnie Kondo (producentem urządzeń jest Audio Note Japan). Od 2004 roku szefem Audio Note Japan jest Masaki Ashizawa, wieloletni uczeń Hiroyasu Kondo.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Aktualna oferta Kondo wypełniona jest przede wszystkim wzmacniaczami, w zdecydowanej większości przedwzmacniaczami oraz końcówkami mocy, są też dwa wzmacniacze zintegrowane.
Kondo Overture PM-2i jest tym tańszym i w ogóle jednym z relatywnie najbardziej "przystępnych" urządzeń Kondo. Mniej zapłacimy tylko za przedwzmacniacz gramofonowy GE-1, transformator dopasowujący MC SFz, wkładkę gramofonową i kable.
Kondo Overture PM-2i nie jest konstrukcją nową, ale takie w ofercie Kondo pojawiają się rzadko i są zwykle tylko modyfikacjami poprzednich. Pierwsza wersja powstała w 2010 roku, potem pojawił się Overture-i, który został zastąpiony obecnym modelem PM-2i. Od początku nie zmienił się jednak zasadniczy układ, modyfikacji poddawano właściwie tylko komponenty.
Uwertura to nazwa dość skromna, mimo to wiele rozwiązań, staranność wykonania, jakość elementów – są tak samo bezkompromisowe i unikalne, jak w znacznie droższych modelach.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Kondo Overture PM-2i - wzornictwo i obudowa
Z zewnątrz Overture wygląda jednak dość… zwyczajnie. A może właśnie dlatego, w tym zakresie ceny – unikalnie. Dla wtajemniczonych. Bez fantazyjnych kształtów, wzorniczych fajerwerków, eksponowania lamp.
Duża, "skrzynkowa" obudowa z płaskim srebrnym frontem, dwa pokrętła (głośność, wybór źródeł), jeden przycisk (zasilania) z diodą, logo, nazwa. W narożnikach cztery śruby, z lewej strony dwie szczeliny – podobne do szczelin mechanizmu CD… Jak na high-end surowo, ale ściśle w firmowym stylu.
Kondo Overture PM-2i - złącza
Funkcjonalność sprowadza się do zadań podstawowych. Cztery pary RCA dla źródeł liniowych wyczerpują pulę wejść. Brak wejścia gramofonowego można uzupełnić oddzielnym przedwzmacniaczem phono Kondo (oczywiście to też spory wydatek).
Nie ma wyjścia słuchawkowego, ale użytkownicy słuchawek będą po części w jeszcze gorszej, a po części w lepszej sytuacji – w ofercie firmy nie ma wzmacniacza słuchawkowego, więc trzeba będzie posłużyć się innym, co jednak nie musi być tak kosztowne, jak byłoby w wydaniu Kondo…
Czytaj również: Jakie są podstawowe typy tranzystorów, ich charakterystyka i zastosowanie?
Wobec niezwykłego rodowodu i pozycji Kondo nie wiem, czy w ogóle wypada o tym wspominać, ale trzymając się standardowego opisu, trzeba zaznaczyć, że nie ma też… zdalnego sterowania. Tego już nie "załatwimy" w żaden inny sposób, niż tylko godząc się z tą sytuacją i koniecznością odbywania spacerów do urządzenia nawet przy okazji zmiany głośności.
Ale też nie róbmy z tego egzystencjalnego problemu – całe pokolenia nie miały pilotów i nie narzekały. A "wyczyszczenie" Kondo Overture PM-2i z wszelkich "naleciałości" tym skuteczniej przekonuje, że wszystkie wysiłki skupiono na parametrach i brzmieniu.
Czyż nie o to chodzi w szlachetnym minimalizmie? Oczywiście można być jego piewcą jak i krytykiem. Pisać panegiryki albo mowy oskarżycielskie. Gniazda RCA są bardzo porządne, a terminale głośnikowe wręcz imponujące. Nakrętki są masywne i wygodnie wyprofilowane.
Czytaj również: Czy do wzmacniaczy cyfrowych można podłączyć gramofon analogowy?
Komplet obejmuje niezależne zaciski wyprowadzone dla obciążeń 8- i 4-omowych, wyprowadzonych z odpowiednich odczepów transformatorów wyjściowych. Wszystkie gniazda osadzono na efektownej, miedzianej tylnej płycie. To jeden z wyróżników modelu PM-2i; w poprzedniej wersji tylna ścianka była płytą aluminiową polakierowaną na czarno.
Wymiana ta miała przynieść oczywiście poprawę dźwięku; może ona mieć związek w lepszym ekranowaniem delikatnych (bo lampowych) układów, ale skala zmian będzie zależna od środowiska (poziomu zakłóceń RFI).
Kondo Overture PM-2i - lampy
Na przedniej ściance Kondo Overture PM-2i naniesiono informację o zastosowanych lampach wyjściowych i ich konfiguracji. EL-34 Push-Pull nie wzbudza wielkich emocji – to przecież rozwiązanie niekontrowersyjne i standardowe.
Kondo jest znane ze stosowania lamp bardziej egzotycznych i kosztownych, jednak pojawiają się one w droższych konstrukcjach. Lampy EL34 pracują oczywiście w stopniu wyjściowym – po jednej parze na kanał (w układzie przeciwsobnym).
Czytaj również: Czy przy stosowaniu bi-wiringu konieczne są podwójne wyjścia głośnikowe we wzmacniaczu?
Jednym z założeń było to, aby wzmacniacz miał przyzwoitą moc wyjściową i taka konfiguracja (wraz z odpowiednim układem) może ją zapewnić. Kondo zapowiada 30 W (w każdym kanale) i nie jest to maksymalny poziom, jaki można wycisnąć z takiej konfiguracji, ale często wyższa moc ogranicza inne parametry i ostatecznie jakość dźwięku.
Kondo przekonuje, że "zwykły" pentodowy tryb pracy EL34, gwarantujący najwyższą moc, nie daje najlepszych rezultatów brzmieniowych. Opracowano system o nazwie CCB (Constant Current Biasing).
Overture jest pierwszym wzmacniaczem Kondo, w którym go zastosowano. Radą na zbyt "miękki" dźwięk pentod było również zaprojektowanie bardziej wydajnego zasilacza.
Wstępne wzmocnienie przygotowują podwójne triody 6072, a stopień sterujący to (również triody) 12BH7, w obydwu przypadkach pochodzące z amerykańskiej firmy Electro Harmonix.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Kondo Overture PM-2i - wnętrze
Wysokie wnętrze wzmacniacza Kondo Overture PM-2i jest podzielone na dwa piętra za pomocą poziomej, miedzianej płyty, która wzmacnia skrzynkę mechanicznie, a także stanowi barierę dla zakłóceń typu RFI.
Patrząc od góry widzimy komplet lamp i transformatorów (zasilające, głośnikowe), jest tam też przełącznik źródeł – jeden z najbardziej niezwykłych elementów z punktu widzenia nowoczesnego wzmacniacza – to klasyczny, obrotowy "wybierak", umieszczony blisko tylnej ścianki.
Pojawia się on w ścieżce sygnału jako pierwszy, do wybieraka przylutowano krótkie odcinki przewodów połączone ze znajdującymi się obok gniazdami RCA. Wyjście z selektora źródeł trafia już do solidnych, ekranowanych interkonektów, następnie sygnał nurkuje poprzez szczeliny do dolnej komory.
Czytaj również: Dlaczego nie można podłączać kolumn 4-omowych do wzmacniaczy 8-omowych?
Przełączanie wejść gałką na przednim panelu jest możliwe dzięki długiemu trzpieniowi, który spina dwa oddalone od siebie elementy. Potencjometr głośności (Alps) zabezpieczono dużą metalową osłoną.
Dolna, mniejsza komora wypełniona jest głównie układami pasywnymi. Tutaj pojawiają się znakomite, srebrne kondensatory firmowane przez Kondo. Wiele komponentów jest tej samej klasy, jak w droższych modelach. Ciekawy jest też sposób montażu całości. Chociaż na płytkach drukowanych są typowe ścieżki, to umieszczone na nich elementy w większości połączono bezpośrednio.
Nie tylko Kondo dba o detale konstrukcji, wiążąc z tym oczekiwania na duże różnice brzmieniowe. Podobnie dużą starannością wykazuje się Accuphase. Takie są przekonania i "wychowanie" konstruktorów japońskich, co ma też szerszy kontekst kulturowy. Jednocześnie każde działanie musi mieć umocowanie racjonalne, w inżynierii, w parametrach, choćby na dalekim miejscu po przecinku, ale nie tylko w "widzimisię" i poleganiu na złotych uszach.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?
Bezkompromisowość Kondo jest kosztowna, więc może wydawać się przesadna, ale śmiem sądzić, że jest dyktowana szczerą pasją, a nie chytrym pomysłem marketingowym.
We wzmacniaczu Kondo jest wiele elementów, które mogą poruszyć naszą wrażliwość. Wśród nich teczka z dokumentacją wydaną na grubym papierze – rzetelna instrukcja obsługi, efektowny certyfikat autentyczności z odręcznym podpisem prezydenta firmy Kondo, a przede wszystkim tzw. protokół "odbioru" tego konkretnego egzemplarza Overture.
Odręcznie wypełniony raport o nazwie Inspection Sheet zawiera wszystkie zasadnicze dane wzmacniacza, takie jak np. rodzaj użytych lamp, sposób ich fabrycznej kalibracji oraz podstawowe (faktycznie zmierzone, a nie przepisane z wzorcowni) parametry. Kończy się podpisem osoby odpowiedzialnej za weryfikację nie tylko parametrów elektrycznych, ale i jakości montażu (w tym lutowania), oceną wyglądu, nawet pakowania. Spadkobiercy idei Pana Kondo godnie kontynuują jego dzieło.
Czytaj również: Co lepsze - wzmacniacz zintegrowany czy dzielony?
Kondo znane jest ze swojego przekonania do srebra. W wielu modelach transformatory głośnikowe mają srebrne uzwojenia. W Overture nawijane są drutem miedzianym, co możne popsuć smak tym, których przekonały argumenty o zdecydowanej wyższości srebra.
Dla zainteresowanych Kondo Overture PM-2i mamy pocieszenie – parametryczna różnica (przewodności) między srebrem a miedzią jest tylko kilkuprocentowa; jednocześnie srebro jest mniej trwałe (ulega utlenianiu łatwiej niż miedź); ostatecznie subiektywne oceny brzmienia wskazują, że miedź brzmi cieplej, a srebro – jaśniej.
Podsumowując, trudno przesądzić, iż srebro jest bezwzględnie lepsze. Na jego wysoką pozycję pracuje jego… wysoka cena i skojarzenie, że jak coś droższe, to lepsze.
Nie wydajemy tutaj jednak w tej sprawie żadnego werdyktu, poza opinią, że z powodu miedzianych uzwojeń transformatorów głośnikowych Overture wcale nie musi w odbiorze wszystkich brzmieć gorzej niż wzmacniacze z uzwojeniami srebrnymi. Inne różnice (układowe) prawdopodobnie będą miały większe znaczenie.
Kondo Overture PM-2i - odsłuch
Dwadzieścia… nawet pięćdziesiąt watów na kanał (zależy od poziomu zniekształceń) – to nie jest żaden rekord, ani moc bezwzględnie gwarantująca osiągnięcie oczekiwanej głośności i dynamiki, zwłaszcza we współpracy z kolumnami o niskiej efektywności i w dużym salonie. W większości sytuacji jednak wystarczy.
Należy zważyć różne racje i potrzeby, i z jednej strony wziąć pod uwagę, że kolumny o wyższej efektywności podniosą poziom maksymalnej głośności, a z drugiej – że taka moc nie musi już być uznana za "krytyczną", bezwzględnie wymagającą poszukiwania takich kolumn, bowiem skupienie się na takim rozwiązaniu bardzo zawęża nam ich wybór i zmusza do kupowania wcale nie tych, których brzmienie nam się podoba… A przecież to brzmienie, a nie "nagłośnienie" ma być powodem wyboru Overture.
Koncepcja, że wzmacniacz o umiarkowanej mocy określi charakter brzmienia, a kolumny o wysokiej efektywności oddadzą go bez poważnych zmian i zapewnią wysoki poziom, jest idealistyczna i nierealistyczna, bowiem właśnie kolumny o wysokiej efektywności mają silniejszą tendencję do podbarwiania i to raczej od ich wyboru należy zacząć "układanie" systemu pod określony gust.
Czytaj również: Jakie są podstawowe typy wzmacniaczy cyfrowych?
Teoretycznie najlepszym sposobem jest szukanie synergii, bezwzględnie wymagające słuchania całego systemu w jednym czasie i w jednym miejscu (konsekwentnie – w swoim własnym pomieszczeniu odsłuchowym), co jednak jest logistycznie trudne, a nawet jeżeli możliwe, to i tak wymaga "preselekcji", czyli wybrania najlepiej rokujących kandydatów. W tym konkretnym przypadku wysoką efektywność kolumn traktujmy jako bonus, a nie warunek wstępny.
Do Kondo Overture PM-2i podłączyłem zupełnie "normalne" kolumny o efektywności znacznie niższej od 90 dB, w dodatku o impedancji 4 Ω, która najwyraźniej nie sprawiła im problemu; 30-metrowy pokój wypełnił się muzyką, a dostępna głośność zupełnie mi wystarczała.
Trzy różne modele kolumn zabrzmiały oczywiście odmiennie, jednak wyraźny był też wspólny element, a nawet fundament wprowadzany przez kolumny – co było dla mnie tym bardziej czytelne, gdyż miałem porównanie z innymi wzmacniaczami. Zresztą nie po to ktoś wyda 150 000 zł na 50-watowy wzmacniacz, aby nie móc usłyszeć jego znaczenia w systemie… Zapewniam, że usłyszy.
Czytaj również: Impedancja kolumn a właściwe ustawienie selektora impedancji wzmacniaczy / amplitunerów wielokanałowych / AV
Nie rozpędzę się w obietnicach, iż taki dźwięk za realizację swoich marzeń uznałoby sto procent zainteresowanych, ale odważę się stwierdzić, że co najmniej spodobałby się wszystkim. Jest bowiem pewna asymetria między skrajnie różnymi stylami. Wzmacniacze czy też ogólnie sprzęt grający dynamicznie, twardo, analitycznie, ma swoich zwolenników, może budzić podziw precyzją, ale dla dużej części słuchaczy jest wręcz nie do zniesienia – zwłaszcza na dłuższą metę.
Z kolei sprzęt grający łagodniej, cieplej, plastyczniej, chociaż nie dla wszystkich będzie ideałem, to w odbiorze niemal każdego zabrzmi co najmniej przyjemnie. Tyle że "przyjemnie" to trochę za mało jak na wzmacniacz za 150 000 zł… więc Kondo Overture PM-2i gra fantastycznie przyjemnie, a do tego ma sporo innych zalet.
Kondo Overture PM-2i potrafi czarować, ale też przekonać obiektywnie kompletnym, muzycznie wszechstronnym dźwiękiem. Zresztą jedno ściśle wiąże się z drugim, przecież uwodzi nas naturalność, a nie sztuczność… Chociaż pod tymi pojęciami mogą się kryć dość różne wyobrażenia, oczekiwania i uprzedzenia.
Czytaj również: Co to znaczy trudne obciążenie? Co to jest wzmacniacz wydajny prądowo? Co to znaczy, że wzmacniacz 'nie napędzi' kolumn?
Może się wydawać, wcale nie bezpodstawnie, że takiego dźwięku, jaki oferuje Kondo, szukają audiofile o ściśle określonych upodobaniach, spragnieni wrażeń istotnie innych niż dostępne ze sprzętu przeciętnego lub nawet wysokiej klasy, ale grającego bez specjalnej własnej kreacji, rzetelnie, dokładnie, neutralnie.
Jednocześnie jest to jednak dźwięk, który "przyklei się" do uszu mniej doświadczonego słuchacza, który z kolei nie będzie go "obserwował" i analizował, konfrontował z innymi możliwościami i na tej podstawie wyłuskiwał jakieś niedociągnięcia, lecz przyjmie za dobrą monetę wszystko, co właśnie sprawi mu przyjemność – czyli wszystko, co w ogóle usłyszy z Overture, bo nie ma tutaj niczego, co sprawiłoby przykrość.
Spędziłem z Kondo Overture PM-2i kilka dni i nie żałuję ani minuty, ale nie potrzebowałem tyle czasu, aby poznać jego charakter i przygotować się do jego przedstawienia. Nie musiałem się aklimatyzować i powoli dojrzewać do zaakceptowania jego specyfiki, ani też nie nabierałem do tego brzmienia coraz większego przekonania i na końcu nie jestem ani większym, ani mniejszym jego entuzjastą.
Czytaj również: Czy 'godzina 12.00' na gałce wzmocnienia oznacza wysterowanie wzmacniacza do połowy jego mocy znamionowej?
Wiele recenzji buduje narrację stopniowego "zaprzyjaźniania się" ze sprzętem, który początkowo brzmi mało efektownie, ale z upływem czasu odkrywa swoje walory, co ma dowodzić jego bogactwa, szlachetności i wytrawności. I nie twierdzę, że to bajki, sam też czasami mam takie odczucia, ale nie tym razem.
Kondo Overture PM-2i gra w otwarte karty, nie każe czekać na emocje ani na przekonanie, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Ociepla każde nagranie w sposób zarazem konsekwentny, jak i wyrafinowany. Wcale nie skupia naszej uwagi tylko na średnich tonach, co się kojarzy z tego rodzaju klimatem.
Spójność przekazu nie oznacza skoncentrowania w nurcie dźwięków podstawowych i sprowadzenia basu do roli tła, a wysokotonowych detali – do delikatnych ozdobników.
Czytaj również: Czy przy stosowaniu bi-wiringu konieczne są podwójne wyjścia głośnikowe we wzmacniaczu?
Dźwięk Kondo Overture PM-2i jest "szerokopasmowy", nie został ściśnięty i skondensowany, ale wszystkie jego składniki są esencjonalne i taka jest też całość – gęsta, nasycona, a przy tym zróżnicowana i przejrzysta.
Jeżeli potrzebujemy wzmacniacza tylko do wzmacniania – porządnego, zrównoważonego, precyzyjnego – nie musimy kupować Overture, wręcz nie powinniśmy, nawet gdyby był znacznie tańszy. Jeżeli wystarczy nam działanie bliskie zasady "drutu ze wzmocnieniem", wnoszące jak najmniej własnego kolorytu, wybór jest całkiem spory.
Wzmacniaczy modelujących brzmienie też jest wiele, wcale nie w kwotach sześciocyfrowych; niektóre grają nawet bardziej egzotycznie niż Overture, ale wyraźnym kosztem różnicowania i rozdzielczości.
Czytaj również: Jakie funkcje pełni przedwzmacniacz?
I w tej sprawie przydał się dłuższy kontakt z Overture, bowiem pozwolił sprawdzić, czy nie pojawia się znudzenie wynikające z ujednolicenia, odgrywania kolejnych materiałów na jedną nutę. W takim ujęciu Kondo Overture PM-2i jest mistrzem.
Trzymając się daleko od "techniczności", chłodu, ostrości, wnosząc dużo soczystości, nawet wyraźnie zmiękczając niskie tony i dosładzając wysokie, ukazuje bogate spektrum wybrzmień, relacji przestrzennych i dynamicznych.
Nie ma wielkiej mocy liczonej w watach, ale jest jej dosyć, aby przedstawić siłę muzycznych emocji. Dominują w nich nie twarde uderzenia i szybkie cięcia, lecz bliskość i subtelność. Nawet we fragmentach, w których pojawia się większy rozmach, nie jest on napastliwy, lecz "dostojny".
Bas prezentuje niezwykłą kombinację zaokrąglenia i wyrazistości. Słychać dużo dzięki dobrej selektywności, co w innych wzmacniaczach zwykle wiąże się z surową "konturowością"; tutaj ważniejsza jest plastyczność, na swój łagodny sposób też dająca dobry "przegląd sytuacji".
Średnica jest piękna połączeniem intensywności i delikatności; wokale mogą zabrzmieć przejmująco, ale tylko z rzadka agresywnie; nie są przy tym wyraźnie pogrubione, chociaż zostały trochę ugrzecznione w wyższym podzakresie; głosy damskie były płynne, lekkie, wygładzone. Organiczny, spójny dźwięk nie wiąże się z manipulacjami przestrzennymi.
Scena jest szeroka, głęboka, a pierwszy plan na swoim miejscu. Wrażenie "obecności" muzyków, nawet ich bliskości, nie oznacza wyraźnego przysunięcia do słuchacza, ale "kontakt", czytelność i łatwy odbiór emocji.