Obudowa Musical Fidelity V90-AMP jest mała, ale naśladuje większy sprzęt Musicala. Została wykonana w całości z metalu, ma grube ścianki, które dzięki lekkiej chropowatości są przyjemne w dotyku.
Front, podobnie jak w dużym Hi-Fi, ma charakterystyczne ścięcia w górnej i dolnej sekcji. Z przodu znajdziemy tylko niewielkie, wręcz zabawkowe pokrętło głośności (ale też metalowe) oraz dwie maleńkie diody - pierwsza to sygnalizator zasilania, druga pokazuje stan pracy urządzenia.
Musical Fidelity V90-AMP nie ma żadnych dodatkowych kontrolek ani przełączników. Włączanie zasilania odbywa się poprzez przyciśnięcie gałki wzmocnienia. Spodziewałem się, że Musical ukryje za nią potencjometr analogowy, ale gałka kręci się bez wyraźnych punktów oporu, więc za regulację głośności odpowiada układ elektroniczny.
Wzmacniacz Musical Fidelity V90-AMP ma dwa tryby pracy, wybierane przez miniaturowy hebelek znajdujący się z tyłu. Może być albo zwykłą integrą, albo surową końcówką mocy, co wobec możliwości obsługi, np. komputera jako źródła, nabiera nowego sensu i nie wymaga poszukiwania przedwzmacniacza lub regulowanego źródła.
Można bowiem powierzyć funkcję regulacji wzmocnienia oprogramowaniu, a wszystkim sterować np. z poziomu aplikacji dla smartfonów lub tabletów.Na tylnej ściance wzmacniacza nie ma żadnych wejść RCA, sygnał możemy doprowadzić albo gniazdem mini-jack, albo USB typu B (kwadratowy wtyk), służy zatem do podłączenia komputera.
Port USB oznaczono jako "Async", co sugeruje zastosowanie asynchronicznego systemu komunikacji - to najlepsze rozwiązanie, pozwalające przetwornikowi (zainstalowanemu we wzmacniaczu) na przejęcie kontroli nad komputerem i takie sterowanie przepływem informacji, aby zniekształcenia jitter były jak najniższe.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Układ interfejsu USB pozwala przesyłać dane o rozdzielczości 24 bitów, jednak częstotliwość próbkowania została ograniczona do 48 kHz. Drugi z portów, mini-jack, jest "dwusystemowy" - wewnątrz wtyku ukryto bowiem odbiornik optyczny i w ten sposób gniazdo może akceptować zarówno sygnały analogowe, jak i cyfrowe.
Wszystko odbywa się automatycznie, bez klasycznego przełącznika źródeł. Priorytet mają dane płynące z komputera do portu USB. Jeśli takiego strumienia wzmacniacz nie wykryje, sprawdza, co się dzieje w sekcji optycznej, a dopiero na końcu jest wybierane źródło analogowe.
W tej sytuacji najłatwiej podłączyć sprzęt przenośny, ale producent dostarcza w komplecie dwa adaptery - jeden na standard 2 x RCA, drugi dla klasycznego, kwadratowego złącza optycznego. Kolumny podłączymy z kolei za pomocą jednej pary terminali sprężynkowych.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Oficjalnie zespoły głośnikowe nie mogą mieć impedancji spadającej poniżej 6 omów. Wewnątrz urządzenie wygląda jak przedwzmacniacz. Kompaktowy zasilacz i brak radiatora można tłumaczyć nowoczesnym układem impulsowym, elementem odpowiedzialnym za generowanie mocy jest pojedynczy scalak Texas Instruments.
Odpowiada on także za obróbkę sygnału (np. korektę częstotliwościową) i ma jedynie wejścia cyfrowe - sygnały z gniazda analogowego są więc konwertowane na postać cyfrową.
Odsłuch
Ten niepozorny "wzmacniaczyk" jest sprawcą sporego zamieszania. Oficjalnie nie pracuje z 4-omowymi kolumnami i ma bardzo skromną moc, a po zapowiedziach "wspaniałego, muzycznego" przekazu byłem tym bardziej pełen obaw - spodziewając się raczej bojaźliwego dźwięku bez basu i z mętną górą... Dlatego zaskoczyło mnie, jak dużo niskotonowej energii można wydobyć z tak małej puszki.
Oczywiście ograniczenie mocy wyjściowej nie zostaje zniesione, maksymalny poziom głośności jest niższy niż przy pozostałych wzmacniaczach, ale w jej ramach, zupełnie satysfakcjonujących dla "normalnego" słuchania w pomieszczeniu o powierzchni 20 m².
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Dźwięk jest gęsty, dynamiczny, z basem żwawym i głębokim; wzmacniacz radzi sobie zarówno z gęstym rytmem, jak i z niskimi zejściami, osłabiając tylko potęgę najmocniejszych grzmotnięć i łagodząc najszybsze ataki.
Musical Fidelity V90-AMP gra żywo, barwnie i z lekkim ociepleniem. Wysokie tony przynoszą delikatność i zaokrąglenie, na tym skraju pasma Musical nie popisuje się takim rozciągnięciem jak na basie, wprowadzając trochę lampowego klimatu, jednak nie robiąc z tego dominanty - jeżeli tylko kolumny będą miały otwartą, świeżą górę, to całe brzmienie może zaskoczyć swobodą i witalnością.
Okazja na multiroom
Kończąc test, znalazłem dla Musicala jeszcze jedną pożyteczną funkcję. Na bazie tego urządzenia można uruchomić prosty system multiroom. Co więcej, gniazdo mini-jack z odbiornikiem optycznym wydaje się wręcz stworzone do współpracy ze stacją AirPort Express marki Apple (jest to jedno z najtańszych urządzeń wyposażonych w protokół AirPlay, ma również miniaturowy port optyczny - dokładnie taki sam jak Musical Fidelity).
AirPort Express ma również moduł transmisji WiFi, dzięki któremu uruchomienie całego systemu stanie się niezwykle łatwe. Korzystamy wówczas ze wszystkich zalet V90-AMP, zarówno wzmacniacza, jak i wbudowanego, wysokiej jakości przetwornika cyfrowo-analogowego.
Oczywiście AirPort Express jest urządzeniem dedykowanym produktom Apple (działa w obrębie systemu AirPlay), ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby do wzmacniacza podłączyć np. zewnętrzny odbiornik Bluetooth.