Debiut Amerykanina meksykańskiego pochodzenia Zacha Condona "Gulag Orkestar" (2006), ukrywającego się pod nazwą Bejrut, wypełniały barwne bałkańskie melodie, rzewne cygańskie zawodzenia, muzyka klezmerska i latynoamerykańska, a wszystko to zostało przefiltrowane przez amerykański folk i indie rock.
Tamten album powstał z pomocą organów Farfisa, które nadawały muzyce dość specyficzne brzmienie. Po latach Zach wraca do tego instrumentu i robi to z równie dobrym skutkiem. Płyta "Gallipoli" powstawała na raty, ale kropką nad i stała się wizyta na południu Włoch, gdzie w małej miejscowości, która dała tytuł albumowi, natknął się na procesję prowadzoną przez kilkuosobową orkiestrę złożoną z instrumentów dętych. To podsunęło mu pomysł, aby takie brzmienie wykorzystać na płycie.
Piosenki Zacha Condona niosą ze sobą radość i smutek. Żywe, barwnie zinstrumentalizowane kompozycje będące afirmacją życia przedzielają utwory wyciszone, rzewne, intymne. Nagrania są pisane prostymi melodiami zaczerpniętymi z muzyki ludowej. Swoje robi nieco zawodzący, ale bardzo śpiewny wokal Condona, który przenosi słuchacza w inny świat. Świat wyjęty niczym z filmów Kusturicy - prowincjonalny, odrealniony, a jednak istniejący naprawdę.
Grzegorz Dusza
4AD/Sonic