Po niedawnym wznowieniu rzadkiego albumu Jona Hassella "Power Spot" (w ramach jubileuszowej serii ECM) trudno było przypuszczać, że po 25 latach przerwy Manfred Eicher wznowi współpracę z ekscentrycznym trębaczem. Ponad dekadę temu za sprawą Eichera świat porwały hipnotyczne tony trąbki Nilsa P. Molvaera, ale dwie dekady wcześniej autorem tego brzmienia był właśnie Hassell, samotnik wydeptujący od lat własne ścieżki artystyczne.
Przeszedłszy dobrą szkołę w jazzowych big bandach amerykańskich Jon Hassel rozpoczął studia nad muzyką serialną i hinduską ragą, co doprowadziło do wykrystalizowania się jego własnego stylu kompozycji i sposobu gry na specyficznie zelektryfikowanej trąbce. Wypreparował ton płynny, lekko metaliczny i ulotny. Pomysły stylistyczne Hassella zafascynowały nie tylko kameralnych wykonawców awangardowych jak Kronos Quartet czy Terry Rilley, ale również szereg gwiazd ambitnego rocka i popu, jak Brian Eno, Ry Cooder, Bono, Peter Gabriel, Bjork, Talking Hades, z którymi owocnie współpracował.
Koncept kompozycji Hassella ma swój rodowód w stylu ambient i new age, jednakże definitywnie odcina się on podawania ładnie zapętlonych melodyjek, a z pociągłych tonów trąbki zintegrowanych ze skrzypcami, preparowaną gitarą, mrocznymi syntezatorami i elektronicznymi modyfikacjami, tworzy impresjonistyczne kolaże o z wolna zmieniającej się akcji; w głębi sceny pulsują łagodnie akcentowane rytmy. Nic więc dziwnego, że kreacje Hassella wyjątkowo dobrze przystają do obrazów filmowych.
Ten projekt z długim tytułem - cytatem z wiersza 13-wiecznego perskiego poety Jalaluddina Rumiego - powstał z udziałem formacji Maarifa Street, z którą Jon Hassell aktualnie koncertuje. W 9-osobowym składzie nagrywającym znaleźli się: Peter Freeman –bas, laptop, Jan Bang – samplowanie, Jamie Muhoberac – instrumenty klawiszowe, laptop, Rick Cox i Eivind Aarset – gitara, Kheir E.M. Kachiche – skrzypce, oraz Helge A. Norbakken i Pete Lockett – perkusjonalia.
Zgranie materiału powstałego w studio i na koncertach jest niemal doskonałe i robi olbrzymie wrażenie, gdy uda się słuchaczowi osiągnąć stan kontemplacji. Dźwięki sączą się z wolna w lekko niepokojącej i nieprzewidywalnej aurze. To płyta wymarzona dla wyluzowanych wrażliwców i melomanów chłonnych niekonwencjonalnych klimatów ambientowych.
Cezary Gumiński
ECM/ UNIVERSAL