Po genialnym "Tylko Dla Dorosłych", sądziłem, że Adam zrobi sobie przynajmniej roczną przerwę i spuści z tonu, by ponownie uderzyć czymś smakowym. Tak się nie stało i równo rok od tamtej premiery, jak zwykle w lutym, na świat (a może bardziej na listę OLiS) wychodzi "Jazz, dwa, trzy".
Z zapowiedzi album inny, może nawet dziwny, bo bardziej naturalny w produkcji, z wykorzystaniem prawdziwych instrumentów, coraz bardziej intrygujących sampli, oraz łącznie około pięćdziesięciu beatów, ponieważ każdy z utworów "łamie się" mniej więcej w połowie, racząc nas przy tym kolejnymi dźwiękami.
Adam tekstowo przeżywa zastój i widać to zarówno w jakości dania głównego, jak i bonusowego krążka, który paradoksalnie jest lepszy niż treść właściwa "Jazz, dwa, trzy". Wcześniej z "Tylko Dla Dorosłych" (niby) było podobnie, ale ja upodobałem sobie ciężki, mroczny koncept Nikodema R. Dlatego też "TDD”, z racji na moje raczej skrywane zamiłowania co do dramatów i szeroce rozumianej kryminalistyki, historia Nikodema oraz jej dość specyficzny rozwój z odpowiednim finałem wywołuje we mnie wiele mocnych uczuć i wydaje mi się, że nie jestem odosobniony. "Tylko Dla Dorosłych" szybko stało się bowiem towarem deficytowym i dopiero od kilku tygodni wznowiono to wydanie.
A wracając do "Jazz, dwa, trzy". Cóż... długo zmagałem się z tym albumem i nie będę ukrywał, że jedyne co towarzyszyło mi w trakcie słuchania tego krążka, to najprawdziwsze rozczarowanie. Jasne, to nadal (bodaj) najlepszy raper w Polsce, i prędko tego zdania nie zmienię, ale jeżeli jeden człowiek przez rok nie robi nic innego jak tylko pisze teksty i kolejne kawałki (a przecież po wydaniu "Jazzurekcji" zarzekał się, że na wydanie czeka STO kolejnych utworów) to nie dziwne, że muzyk (może bardziej tekściarz) się wypala. Przerwa jest wskazana albo inaczej - Adam mógłby bardziej przyłożyć się do jednego albumu, a nie do dwóch, bo to już kolejne dwupłytowe wydawnictwo...oczywiście genialnie wydane i... sami sobie dopowiedzcie co jeszcze, nawet z inwektywami.
Anno domini 2011 Ostry to już nie tylko raper, a przede wszystkim świadomy własnych umiejętności producent, który czego by się nie dotknął, zamienia w czarne, hip-hopowe złoto. Zmysł muzyczny oraz znajomość tematu pozwalają mu tworzyć nową jakość w polskim rapie i co do tego nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości.
"Jazz, dwa, trzy" pod względem muzyki to album nowatorski, trudny w odbiorze i wymagający czasu. Tekstowo zaś dowód na to, że Ostry nie schodzi poniżej pewnego poziomu, natomiast dodatkowo uświadamiający, być może samemu zainteresowanemu, że temat "sprzedawczyków", rodziny czy relacji damsko-męskich ("W miłości") trochę się już znudził, i polski, hip-hopowy światek czeka na zastrzyk historii z prawdziwego zdarzenia, jak ta, która rok temu "przytrafiła się" Nikodemowi R.
Grzegorz Pindor
Asfalt Records