Czasami trafiam na płyty, których nie doceniam przy pierwszym słuchaniu. Muszą się odleżeć tydzień lub dwa, wtedy sięgam po nie jeszcze raz i cieszę się, że nie napisałem recenzji po pierwszym zapoznaniu się z materiałem. Korzystając z urlopowego relaksu włączyłem nową płytę kanadyjskiego pianisty Paula Bleya "Solo in Mondsee" i zachwyciłem się nią, nie mniej niż improwizacjami Keitha Jarretta.
Manfred Eicher, szef wytwórni płytowej ECM z Monachium, namówił Paula Bleya na pierwszą solową płytę 35 lat temu. Pianista wspomina, że wtedy zakończył swój elektryczny epizod i starał się wykorzystać nowe doświadczenia w muzyce swego tria.
- Chciałem być wtedy najwolniejszym pianistą świata - podkreśla. Ale długie wybrzmienia elektronicznych klawiatur trudno jest uzyskać na akustycznym instrumencie. Chyba stąd wzięła się potrzeba wypełnienia muzyki powietrzem, a ta idea akurat idealnie pasowała do dewizy nowej wytwórni płytowej na rynku - ECM Records - "Brzmienie bliskie ciszy". Tak powstała pierwsza solowa płyta pianisty "Open, To Love" będąca synonimem eceemowskiego brzmienia - otwartego, przestrzennego i nastrojowego.
Już wtedy Paul Bley miał pozycję wybitnego pianisty. Urodzony w Montrealu w 1932 r. miał okazję uczestniczyć w be-bopowym boomie lat 40. Grał z Charlie Parkerem, a także z bardziej tradycyjnie nastawionymi muzykami: Lesterem Youngiem, Colemanem Hawkinsem, Benem Websterem, a później z Chetem Bakerem.
W wieku 21 lat zadebiutował płytą nagraną z basistą Charlie Mingusem i perkusistą Artem Blakeyem. Czyż można sobie wymarzyć lepszą sekcję rytmiczną na pierwszym albumie? W latach 50. osiadł w Kalifornii, gdzie miał okazję zarekomendować klubom kwartet Ornette'a Colemana z Donem Cherrym, Charliem Hadenem i Billym Higginsem.
Ich występy poprzedzały sety kwintetu Paula Bleya. Sam zaraził się ideą free-jazzu i w latach 60. dokonał kilku znaczących nagrań m.in. z Jimmym Giuffre. Zaangażował się też w utworzenie Jazz Composers Guild, a później w założenie Jazz Composers Orchestra występującej okazjonalnie na całym świecie. Kiedy Eicher zakładał swoją wytwórnię, od razu zaproponował pianiście współpracę. Najpierw wydał jego wcześniejsze nagrania: "Paul Bley with Gary Peacock" z 1964 i 1968 r. oraz "Ballads" z 1967 r. W 1972 r. Eicher zarejestrował wspomniany, klasyczny już album "Open, To Love".
Mało kto wie, że w tym czasie Bley miał też własną wytwórnię IAI, w której ukazały się pierwsze nagrania Pata Metheny'ego i Jaco Pastoriusa - wtedy członków jego kwartetu. W latach 80. pianista powrócił do ECMu nagrywając dwie płyty ze swoim kwartetem. Jego członkami byli: gitarzysta Bill Frisell, saksofonista John Surman i perkusista Paul Motian.
W latach 90. nagrywał z Surmanem, utworzył trio z Evanem Parkerem i Barre Philipsem oraz klasyczne trio fortepianowe z Peacockiem i Motianem. Zwieńczeniem ich trasy koncertowej była znakomita płyta "Not Two, Not One" (1998 r.) zarejestrowana w studio Avatar na pięknie brzmiącym fortepianie Bösendorfer. Podobny instrument Eicher znalazł na zamku w Mondsee, w Austrii, kiedy nagrywał klasycznego pianistę Andrasa Schiffa. Wtedy wpadł mu do głowy zapis solowych improwizacji Paula Bleya.
Album "Solo in Mondsee" ukazał się w roku 75. urodzin artysty. Pierwszą z dziesięciu improwizacji Paul Bley zaczyna od mocnego, basowego akordu, który wybrzmiewa długo w powietrzu niczym grzmot. To nastrojowy temat rozwijający się powoli, jakby pianista szukał odpowiedniej melodii. W innych utworach napotkamy trudniejsze momenty zmuszające do wsłuchania się i zastanowienia nad intencjami artysty.
Myślę, że schemat improwizacji miał przygotowany wcześniej, nie męczy się nad poszukiwaniem odpowiedniego dźwięku, jak Keith Jarrett. A może ma w pamięci tyle chwytliwych tematów, że zawsze znajdzie odpowiednią harmonię, wykorzysta fragment melodii, który akurat w tym momencie przyjdzie mu do głowy. Słuchamy przecież doświadczonego artysty, który wziął udział w dwóch jazzowych rewolucjach i nadal jest twórczy.
W wywiadzie dla magazynu Down Beat w 1964 r. mówił: - Muzyka jest jak rzeka napotykająca tamę, stale przybiera i w końcu przepływa przez zaporę. Myślę, że te improwizacje dojrzewały w nim pięćdziesiąt lat. To wyjątkowy owoc.
Marek Dusza
ECM RECORDS/UNIVERSAL MUSIC