Monachijskie wydawnictwo ECM przypieczętowało jubileusz pięćdziesięciolecia działalności wydaniem zapisu z koncertu, jakim Jarrett kończył europejskie tourne w 2016 r. Bezapelacyjny geniusz klawiatur jest wiodącą postacią, która przyniosła firmie nie tylko artystyczny prestiż, ale i niezachwianą pozycję na rynku wydawniczym. Jak bogate jest archiwum ECM-u w niepublikowane nagrania Jarretta, przekonamy się zapewne jeszcze nieraz.
Wielkość muzyczna i pianistyczna mistrza rozciąga się na kilku płaszczyznach. Nie ma na scenie jazzowej równie biegłego technicznie i równie kreatywnego koncepcyjnie pianisty, bo niby kto?Muzykowi temu nieobce było granie hard-bopu, jazz-rocka (nawet rocka), free-jazzu, by potem wylansować styl improwizowanych występów solo przy fortepianie i ustanowić ze swym trio pewien absolut interpretacji wielkich standardów amerykańskich.
Należy także pamiętać o wydaniu przez Jarretta ponad tuzina albumów z kręgu muzyki klasycznej; a że potrafi to równie świetnie robić nie tylko w studio, świadczy niedawno wydany album "The Well-Tempered Clavier" (Jana S. Bacha). Koncerty solo grywane przez Keitha Jarretta w ubiegłym wieku miały strukturę dwóchtrzech dużych bloków z błyskotliwymi przejściami między poszczególnymi motywami.
Gdy artysta ponowił tego typu działalność na początku tego stulecia, odmieniła się konstrukcja występu. Poszczególne utwory o mocno zróżnicowanych fakturach (bez tytułów) oddzielały krótkie przerwy. Uprościło to pianiście poszukiwanie ad hoc zręcznych łączników kolejnych części. Natomiast na finał, czy bis, Jarrett puentował występ wykonaniem kilku standardów, co doprowadzało publiczność do stanu dodatkowej euforii.
Niniejszy koncert, wydany na dwóch krążkach, ma więc typową strukturę dla współczesnego okresu, czyli dwunastu części swobodnych improwizacji oraz zaprezentowania w fi nale trzech standardów. Udając się na koncert Keitha Jarretta, słuchacz nie wie, czym go artysta zaskoczy, natomiast może być zawsze pewnym kreacji na najwyższym poziomie.
Jest niemal niewykonalnym dokonać analitycznego porównania prawie dwudziestu albumów z solowych występów mistrza, gdy każdy zawiera odmienne formy improwizowanej materii muzycznej i charakteryzuje się własną dramaturgią. Z pewnością ten występ należy do tych, które pozostawiły niezatarte wspomnienia. "Part I" niniejszego koncertu składa się właściwie z dwóch stylistycznych segmentów.
Pierwszy – pełen dysonansów – odzwierciedla inspiracje Jarretta abstrakcyjną pianistyką klasyczną XX wieku. Drugi przybrał formę jakby bezpostaciowego boogie-woogie opartego na wyrazistych basowych akordach. Wyciszony nastrój, ale brak wyraźnych motywów melodycznych, w "Part II" stanowi pewną reminiscencję twórczości Dmitrija Szostakowicza.
Wraz z pojawieniem się bogactwa romantycznych akordów i klasycznych harmonii w "Part III" czujemy się w pełni przeniesieni w świat Keitha Jarretta sprzed dekad, co publiczność skwitowała żywszą owacją. Jakby rozwijając ten wątek, pianista zaproponował w "Part IV" dynamiczną formę rhythm’n’bluesa pełną polifonicznych ornamentacji.
W "Part V" Jarrett zanurzył się w rzadko przez niego formułowanej, a pełnej wyciszenia muzyce filmowej. Prowadzony przez fortepian wątek jest pełen melodyjności i melancholii. "Part VI" to romantyczna opowieść snuta na ujmującym wymieszaniu elementów tonalnych i atonalnych. Powrót do formy abstrakcyjnej obserwujemy w krótkiej i żywiołowej "Part VII", gdy linie lewej i prawej ręki pianisty tworzą fascynujący splot dysonansów. Dla kontrastu: dość minimalistyczna struktura "Part VIII" ma balladowy charakter.
"Part IX" zawładnął bez reszty zamaszysty blues wypełniony pełną gamą ozdobników typowych dla pianistyki Keitha Jarretta. Choć "Part X" nawiązuje wyraźnie do romantycznej klasyki z repetycją pięknego motywu, to cechuje ją niemal eteryczna lekkość.
W podobnie romantycznej aurze rozwija się "Part XI", choć akcenty współczesności wydają się być tu silniej zaznaczone, a wątki melodyczne mniej wyraziste. Bardzo żywa "Part XII" nawiązuje charakterem do części otwierającej, gdzie Jarrett raz jeszcze przypomina swą błyskotliwość w formułowaniu aleatorycznych fraz.
Na finał, przy wykonaniu trzech standardów pianista wydaje się być bardziej zrelaksowany, mogąc skoncentrować się bardziej na interpretacjach, a nie tworzeniu. Tęskny temat "Answer Me, My Love" jest pełen refleksji i delikatności. Równie wyciszoną formę "It’s a Lonesome Old Town" charakteryzuje melancholijna refleksyjność.
Keith Jarrett lubi zamykać występy pielęgnowaniem szlagieru "Somewhere Over the Rainbow" o lekko falującej dramaturgii. Wielka owacja! Bezbłędnego nagrania recitalu w Sali Monachijskiej Filharmonii dokonał wypróbowany inżynier artysty – Martin Pearson.
Cazary Gumiński
ECM/UNIVERSAL