Tim Skold i Sascha Konitezko to niewątpliwie bardzo zasłużone osoby dla światowej sceny industrialu. Dzisiaj, choć oddzielnie nie zaskakują, razem pokazują, że są w stanie nagrać dzieło, które zapadnie nam w pamięć na dłużej.
Słowo "versus", czyli "kontra", w nazwie projektu sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z walką mistrzów. To jednak tylko pozory. W rzeczywistości obaj panowie w zgodzie, choć na odległość, nagrali 22 kompozycje. Nawzajem dopełnili się dzięki swojemu bogatemu doświadczeniu. Skold wprowadził elementy, których mógł nauczyć się w trakcie swojego epizodu w Marilyn Manson, Konietzko natomiast zaszczepił w projekcie chwytliwe melodie. W ten sposób muzyka jest kreatywna, a jednocześnie wpada w ucho.
Materiał jest bardzo spójny, prawdopodobnie dzięki temu, że prace trwały non-stop 24 godziny na dobę. Artyści dzięki różnicy czasowej pracowali na zmianę. Jeden kładł się spać, by drugi mógł ze świeżą porcją sił kompletować dzieło. Obaj panowie, niczym w filmie "Pięć Nieczystych Zagrań" Larsa von Triera, postawili sobie pewne ograniczenia, których mieli się trzymać. Ich przewrotność sprawiła, że płyta jest bardzo specyficzna. Skold i Konietzko zrezygnowali z użycia gitar elektrycznych i prawdziwej perkusji. Zdecydowano się na elektronikę, która kontrastuje z instrumentami... analogowymi. Wyzwanie nie było z góry narzucone. Pomysł okazał się ciekawy, a artyści obronili się i swoją muzykę w 100%.
"Skold VS KMFDM" to w moim odczuciu płyta-marzenie Marilyna Mansona z przeszłości. Dźwięki techno wymieszane z metalem w stylu gotyckim towarzyszyły mu na początku tej dekady, gdy nagrał kilka utworów do filmu "Resident Evil". Teraz zapewne sam Herr Doktor nie powstydziłby się takiego zestawu kompozycji. To cyberpunkowa jazda bez trzymanki. Zaprzeczenie jakoby Tim Skold doszczętnie wypalił się po grze w ostatnim zespole. Absolutny dowód na to, że KMFDM żyje, co zresztą udowodniło również kilka tygodni temu krążkiem "Blitz!". Płyta obowiązkowa dla miłośników industrialu, ale także zatwardziałych metali i technomaniaków, którzy chcieliby spróbować czegoś innego.
M. Kubicki
KMFDM Records