Kiedy jesienią 2016 r. trio Marcina Wasilewskiego wystąpiło w Warszawie z gościnnym udziałem saksofonisty Charlesa Lloyda, miałem nadzieję, że z tej współpracy może narodzić się album, który wyda zacna oficyna ECM Records, kierowana przez genialnego producenta Manfreda Eichera. Jednak Lloyd właśnie zmienił wytwórnię z ECM-u na Blue Note i moje nadzieje spełzły na niczym.
Później to polscy muzycy podsunęli Eicherowi pomysł nagrania nowej płyty tria z gościnnym udziałem nie mniej utytułowanego niż Lloyd saksofonisty - Joe Lovano.
Ceniony w świecie jazzu Amerykanin ostatnio mocniej związał się z ECM Records, a jego koncertowy album z włoskim trębaczem Enrico Ravą "Roma" (2019) został entuzjastycznie przyjęty przez miłośników jazzu i wysoko oceniony przez krytyków.
Trio Marcina Wasilewskiego wystąpiło po raz pierwszy z Joe Lovano na Bielskiej Zadymce Jazzowej 2006. Była to niespodziewana kooperacja, bo Lovano miał zagrać w duecie z pianistą Hankiem Jonesem, ale nie dojechał na ten występ z przyczyn osobistych.
W efekcie Hank Jones dał znakomity koncert z Januszem Muniakiem, a kiedy już Lovano dojechał do Bielska-Białej, zaproponowano mu koncert z jednym z polskich zespołów. Wybrał Simple Acoustic Trio, bo taką wtedy trio nosiło nazwę.
Młodzi muzycy nie spodziewali się zapewne wówczas, jak w przyszłości potoczy się ich międzynarodowa kariera. Już wcześniej, bo w 1994 r., całe trio zaprosił do współpracy legendarny trębacz Tomasz Stańko. Jak sam mi powiedział: "wypijał z nich soki jak wampir". Oni dodawali mu energii, a Stańko wynosił ich improwizacje na najwyższy możliwy poziom artystyczny.
Dzięki stałemu rozwojowi talentów po kilku latach współpracy Stańko otrzymał od Eichera propozycję nagrania jego "polskiego kwartetu". Tak w 2001 r. powstał album "Soul of Things" wydany rok później przez ECM Records.
Pianista Marcin Wasilewski, kontrabasista Sławomir Kurkiewicz i perkusista Michał Miśkiewicz nagrali ze Stańką jeszcze dwa albumy: "Suspended Night" (2004) i "Lontano" (2006). Rok wcześniej, w marcu 2005 r., ukazał się pierwszy album naszych muzyków wydany przez ECM, zatytułowany po prostu "Trio".
Manfred Eicher odradził im używania nazwy Simple Acoustic Trio, ponieważ w języku angielskim mogłaby wywoływać skojarzenia nieprzystające do wyrafi nowanej muzyki zespołu. Jako Marcin Wasilewski Trio wydali pod szyldem ECM-u kolejne znakomite albumy: "January", "Faithful", "Spark of Life" (ze szwedzkim saksofonistą Joakimem Midlerem) oraz wydany dwa lata temu "Live".
Nasze trio i amerykański saksofonista spotkali się w słynącym ze swobodnej atmosfery studiu La Buissonne w Prowansji, w pobliżu Awinionu. W dwa gorące dni sierpnia 2019 r. nagrali album, który należy do najciekawszych, jakie ukazały się w tym roku w jazzowym świecie. Jakby dla kontrastu z gorącą, twórczą atmosferą Wasilewski nadał mu abstrakcyjny tytuł "Arctic Riff".
Jeden z utworów skojarzył mu się z surowym arktycznym klimatem, a improwizacje – ze świeżym i mroźnym powiewem, jak powiedział w jednym z wywiadów. Lider tria napisał na tę sesję cztery nowe utwory, następne cztery są efektem grupowej improwizacji, a jeden skomponował Joe Lovano.
Jest też temat Carli Bley "Vashkar" nagrany w dwóch wariacjach. – Naprawdę lubię kompozycje Carli i chciałem zagrać tę piękną melodię z Joe - mówi Marcin Wasilewski.
Pierwsza interpretacja tematu "Vashkar" pojawia się na płycie po balladowym utworze Wasilewskiego "Glimmer of Hope" z ujmującym delikatną melodyką fortepianowym wstępem, który następnie podejmuje saksofon tenorowy Lovano, a Michał Miśkiewicz subtelnie szura szczotkami po czynelach.
Sławomir Kurkiewicz natomiast rzadkimi szarpnięciami strun kontrabasu lekko zaznacza powolny rytm. Wasilewski umieszcza fortepianowy motyw w różnych tonacjach, podkreślając zmysłowy charakter ballady.
W utworze Carli Bley jest pewien niepokój zachęcający muzyków do eksplorowania kolorystycznych możliwości jazzowego kwartetu. Pojawiają się swobodne akordy, dynamika narasta, a rytm zdaje się kreować alternatywną rzeczywistość, w którą Marcin Wasilewski z ochotą wskakuje, by po chwili zagrać kilka akordów, "obok" tematu. Lovano pokazuje swój kunszt grając delikatnie free-jazzowe frazy. Ja sam mówi, to jest jego jazz-free.
Dziewięciominutowa "Cadenza" jest efektem grupowej improwizacji. Takie chwile są solą jazzu, odskocznią od grania wokół nich melodyjnych tematów i improwizacji.
Wyrafinowani jazzmani pod czujnym okiem i uchem Manfreda Eichera wiedzieli jednak, że nie mogą sobie pozwolić na skrajny "odjazd" free. Ich improwizacje służą wzajemnemu poznaniu swoich możliwości, poprowadzeniu muzyki w niezbadane rejony. Jest jednak w tym utworze jeszcze coś, co w jazzie lubię najbardziej.
Muzycy porządkują chaos dźwięków, a pianista łagodzi nastrój, tworząc zarys chwytliwej melodii, którą podchwytuje saksofon. Dla takich momentów, a jest ich na płycie kilka, wymagający słuchacze kupią ten album, by za każdym słuchaniem wyłowić z niego dźwięki, na które wcześniej nie zwrócili uwagi.
Miłośnicy nastrojowych, eceemowskich brzmień znajdą tu wiele wpadających w ucho, śpiewnych melodii, a pozostali fani jazzu zapowiedź dynamicznych prezentacji utworów na scenie.
Mimo ograniczeń związanych z pandemią, muzycy planują jesienią kilka koncertów promocyjnych. Warto śledzić kalendarz, bo utwory z "Arctic Riff" nie stanowią zamkniętej całości, a otwierają przed muzykami możliwość pasjonujących improwizacji.
Marek Dusza
ECM RECORDS/UNIVERSAL