Film Wima Wendersa "Pina" zrobił na mnie największe wrażenie w 2011 r. To dokument o Pinie Bausch, założycielce Tanztheater Wuppertal. W podtytule Wenders umieścił jej myśl: "Tańczmy, tańczmy, w przeciwnym razie jesteśmy zgubieni".
Piny Bausch nie interesowało, jak poruszają się jej tancerze, ale co ich porusza. Dlatego stworzyła tak sugestywne, zapadające w pamięć choreografie, do których dobierała też intrygującą muzykę, a wielu kompozytorów pisało tylko dla niej. Jeden z najciekawszych układów choreograficznych pochodzi ze spektaklu "Vollmond" odbywającego się w strugach sztucznego deszczu. To jemu towarzyszy m.in. oniryczna muzyka Juna Miyake "Lillies of the Valley".
Już tylko ten temat wystarczy, by kupić ten album. Odtwarzałem go w kółko kilkanaście razy, przypominając sobie abstrakcyjne sceny "pływających" w deszczowej rzece, ślizgających się po mokrej scenie tancerzy chlustających wodą z wiader i tancerki wskakujące na krzesła. Ten utwór ma niesamowity, monotonny rytm, nostalgiczne motywy i powtarzający się fortepianowy motyw, od którego trudno się uwolnić. Poza tym mnóstwo intrygujących nagrań Thoma Hanreicha, Hazmat Modine i Amona Tobina. Znakomity, różnorodny soundtrack.
Marek Dusza
WENDERS MUSIC/SONIC