Marcus Miller: Przebyłem drogę moich afrykańskich przodków

26 czerwca 2015 Wywiady

Słuchacze są poruszeni tą muzyką, po koncertach przychodzą rozmawiać o problematyce, którą poruszyłem. To są naprawdę różni ludzie i to jest wspaniałe - o swojej ostatniej płycie w rozmowie z Markiem Duszą opowiada Basista, kompozytor i producent Marcus Miller.

– Co oznacza tytuł Pana nowego albumu?

– To kompilacja słów i skojarzeń: Afryka, Dizzy, afrodyzjak jest bardzo cool. Odbyłem podróż drogą moich przodków z Afryki przez Ocean Atlantycki, na Karaiby, do Ameryki Południowej i USA.

– To ogromne przedsięwzięcie, skąd pomysł i jak długo nagrywał Pan "Afrodeezia"?

– Realizacja tego pomysłu trwała dwa lata. Narodził się, kiedy na poprzedni album "Reneissance" skomponowałem i nagrałem utwór "Gorée". "Afrodeezia" zaczyna się na wyspie Gorée, u wybrzeży Senegalu, gdzie byłem w La Maison Des Esclaves – Muzeum Niewolnictwa. Tam byli przewożeni mieszkańcy Afryki pojmani przez łowców niewolników. Zanim zostali przetransportowani do Ameryki, przetrzymywano ich w Domu Niewolników.

Byli traktowani jak zwierzęta. Napisałem utwór o tym, co czułem będąc w miejscu, gdzie moi przodkowie stracili ojczyznę i gdzie zaczęli tworzyć nową historię Afro-Amerykanów. Wykonując ten temat podczas światowego tournée, podkreślałem, jak bardzo jestem dumny ze swoich afrykańskich przodków. Potrafili przezwyciężyć ucisk, zachować godność i stworzyć nową kulturę nie zapominając o swoich korzeniach. W przetrwaniu pomagała im muzyka.

– Jak został Pan Artystą Pokoju UNESCO i rzecznikiem "Slave Route Project"?

– Na naszym koncercie w Paryżu byli przedstawiciele tej organizacji. Kiedy wysłuchali mojej opowieści, poznali moje inspiracje i doświadczenia, zrozumieli, że moją intencją jest uhonorowanie afrykańskich przodków, a nie wzbudzanie nienawiści czy przeżywanie tamtych wydarzeń w smutku. Przyszli do mnie po koncercie za kulisy i zaproponowali współpracę. Jestem z tego dumny, bo Herbie Hancock także współpracuje z UNESCO propagując Międzynarodowy Dzień Jazzu. To szczęście być członkiem tej rodziny.

– Kiedy pierwszy raz dowiedział się Pan o niewolnictwie i pochodzeniu Afro-Amerykanów?

– Byłem dzieckiem, miałem osiem lat, kiedy został zamordowany Martin Luther King. Moi rodzice bardzo to przeżywali, chciałem się dowiedzieć czegoś o tym człowieku. Opowiedzieli mi, o co walczył, o jakie prawa się upominał, jakie są nasze korzenie. To był początek mojej edukacji o amerykańsko-afrykańskiej społeczności USA. Nie wiedziałem wiele o rasizmie.

Wkrótce przekonałem się o tym na własnej skórze. W szkolnym teście uzyskałem najwyższą liczbę punktów spośród uczniów szkół w Nowym Jorku. Nauczyciel powiedział mojej matce, że to musi być błąd w obliczeniach. – Dlaczego pan tak myśli – spytała. Bo mój syn jest czarny i nie mógł zdobyć takiej liczby punktów? Kiedy poznałem historię niewolnictwa, zrozumiałem, co nauczyciel miał na myśli.

– Czy teraz młodzi ludzie w USA mają większą wiedzę na ten temat?

– Takie filmy jak ostatnio "Selma" przybliżają historię walki Afro-Amerykanów o prawa w Ameryce, ale to ciągle za mało. Ludzie powinni wiedzieć więcej o niewolnictwie, o tym, jak silni musieli być ludzie, by przetrwać to poniżenie. Trzeba chodzić z wysoko podniesioną głową.

– Jak został przyjęty Pana album w USA?

– Jest na pierwszym miejscu sprzedaży. Podobnie jak we Francji i wielu innych krajach. Słuchacze są poruszeni tą muzyką, po koncertach przychodzą rozmawiać o problematyce, którą poruszyłem. To są naprawdę różni ludzie i to jest wspaniałe. Jest duże zainteresowanie koncertami, jesienią zaczynam trasę europejską i w listopadzie wystąpię także w Polsce.

– Na płycie występuje mnóstwo gości, gdzie nagrywał Pan ten album?

– Szkielet muzyki w wykonaniu mojego stałego zespołu powstał w Luizjanie, na południu USA, gdzie znalazłem znakomite studio Dockside. Przez kilka tygodni mieszkaliśmy razem i nagrywaliśmy, spędziliśmy wspaniałe chwile. Potem kilka razy podróżowaliśmy przez Atlantyk. Byliśmy w Brazylii, w Nigerii, w Senegalu, w Maroku i w Paryżu, bo tam mieszka wielu świetnych afrykańskich muzyków tworząc silną społeczność. Ważną częścią tego projektu była koordynacja podróży.

– Proszę opowiedzieć o muzykach, których Pan zaprosił na swój album.

– Moje zaproszenie przyjął gitarzysta i wokalista z Mali, Guimba Kouyaté, który zagrał w dwóch pierwszych utworach albumu. Poczułem niezwykłe uczucie bliskości naszej muzyki, tak jakbyśmy znali się od lat i grali ze sobą. Na tradycyjnym instrumencie afrykańskim – korze – zagrał Cherif Soumano z Senegalu. Trzy lata temu w Paryżu, gdzie teraz mieszka, dał mi swój numer telefonu i wiedziałem, że kiedyś się spotkamy.

Dobrze, że miał nadal ten sam numer, bo to idealny muzyk w moim przedsięwzięciu. Jestem szczęśliwy, że przyjął moje zaproszenie. Na koncercie Solidarity of Arts w Gdańsku w ubiegłym roku wystąpiła wokalistka z Mali, Oumou Sangare. Po koncercie podszedł do mnie jej basista Alune Wade, który w Senegalu jest nazywany "Afrykańskim Marcusem". Powiedziałem mu, że planuję album z afrykańskimi muzykami i spytałem, czy może mi pomóc w nawiązaniu kontaktów. Ucieszył się i tak razem zrobiliśmy dużą część afrykańskich nagrań albumu.

Zagrał także na basie, śpiewa w chórkach i napisał teksty piosenek. W Brazylii współpracował z nami perkusista Marco Lobo. Po koncercie w Rio de Janeiro poszliśmy razem jamować z brazylijskimi muzykami. To były niezapomniane chwile. Chciałem złożyć hołd mojemu przyjacielowi z Karaibów, zmarłemu niedawno perkusjoniście Ralphowi MacDonaldowi. Zaprosiłem muzyków z jego zespołu: trębacza Etienne Charlesa i grającego na stalowych kotłach Roberta Greenidge’a.

W USA szukałem muzyków z Południa. Zaprosiłem trębacza Patchesa Stewarta, który grał w moim zespole przez dziesięć lat. Tu reprezentuje brzmienie Nowego Orleanu. Pianista Robert Glasper jest z Teksasu. Gitarzysta Keb’ Mo’ – z Kalifornii, ale gra jakby pochodził z Delty Missisipi. Dołączyli do nich muzycy z Nowego Jorku, Chicago i Detroit. Na mojej płycie spotkali się przedstawiciele całego świata.

– Kilka razy był Pan gościem festiwalu Solidarity of Arts w Gdańsku. Co Pan sądzi o tym przedsięwzięciu?

– Co roku występują tam inni artyści, rozmawiałem z każdym z nich mówiąc im, że to najpiękniejsze wydarzenie, w jakim mają okazję uczestniczyć. Po koncertach wszyscy przyznawali mi rację. To wspaniała wizja koncertu, trzy sceny, a rezultat jest fantastyczny. Ten wieczór jest świętem muzyki z całego świata. Muzycy mają okazję spotkać się, często po raz pierwszy, i grać razem.

– Podczas edycji Marcus+ odcisnął Pan swoją dłoń w Alei Sław na Ołowiance. Przy okazji zrobił Pan kilka pompek na jednej ręce wzbudzając aplauz publiczności, a moje zdjęcie zostało wydrukowane na rozkładówce magazynu "Jazz Forum".

– To twoje zdjęcie? Jest fantastyczne. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zrobić pompki. Musiałem być w doskonałym nastroju.

Rozmawiał: Marek Dusza
Fot. Marek Dusza

Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu