Pioneer zadbał o wyróżnienie tak ekskluzywnych modeli specjalnym wzornictwem. Początkowo był to zdobywający rynek "piano black", jednak z upływem czasu połyskliwa czerń opanowała najtańszy sprzęt "marketowy", więc trzeba było zmienić front dosłownie i w przenośni, na skądinąd również bardziej praktyczny, bo nie tak wrażliwy na kurz i ślady palców.
Pioneer SC-LX75 jest wysoki, potężny i poważny. Przedni panel eksponuje dwa duże metalowe pokrętła. Oprócz głównego włącznika sieciowego wszystkie przyciski i gniazdka trafiły pod dużą klapkę, która dzieli z wyświetlaczem centralną część frontu. Wejście podręczne to nie tyle ilość, co nowoczesność.
Dla kamer cyfrowych oraz konsoli do gier najważniejszy jest port HDMI. Druga opcja wejścia podręcznego opiera się na USB, dla wszelkiej maści iPodów. Producent zadbał o bezpośrednie połączenie sprzętu Apple i wpadł na pomysł, jak uzupełnić przesył sygnałów o obraz - obok USB zainstalował port RCA, który jest wejściem kompozytowym.
Natomiast w komplecie z amplitunerem znajdziemy specjalny przewód z wtykami kompozyt i USB z jednej strony i z płaskim portem Apple z drugiej (transfer obrazu odbywa się wówczas analogowo). Panel podręczny daje także możliwość podłączenia słuchawek (duży jack).
Tylna ścianka
Na tylnej ściance Pioneera SC-LX75 nie ma wielkiego tłoku – raczej dlatego, że ma ona dużą powierzchnię, a nie z powodu skromnego wyposażenia. Widać znowu aż jedenaście par zacisków głośnikowych. Poza szeroko przyjętym standardem 7.1 mamy więc dwie dodatkowe pary kolumn.
Po co i gdzie je umieścić? Odpowiedź nie jest prosta, determinują ją warunki lokalowe, choć nabywca amplitunera za 8000 zł dysponuje prawdopodobnie salonem większym niż kilkanaście metrów kwadratowych.
Załóżmy więc, że będzie chciał dać się ponieść wielokanałowej fantazji. Mamy zatem dwie niezależne (tylko pozornie...) ścieżki, najbardziej popularną wyznacza firma Dolby Laboratories, która od 2009 roku promuje system ProLogic IIz, dodający do układu 7.1 tzw. kanały górne efektowe, a więc dwie kolumny, które trzeba powiesić z przodu, powyżej kolumn głównych.
Z inicjatywną wychodzi też sam Pioneer i jego system Wide, w którym z kolei założono obecność przednich bocznych kanałów efektowych, instalowanych szerzej niż kolumny przednie. Wygląda to więc podobnie jak w amplitunerze Denona i tak jak tam mamy i tutaj dziewięć końcówek mocy do uruchomienia jednego z dwóch wariantów formatu 9.1 (lub 9.2 - gdyż są dwa wyjścia subwooferowe).
Wyjścia niskopoziomowe obsługują wszystkie kanały (11.2), można więc dokupić dwukanałową końcówkę i zagrać nawet w taki sposób. Pozostaje do dyspozycji wiele efektów DSP i pakiet THX Ultra 2 Plus. Wszystko to od strony ustawień wspiera świetny układ MCACC dbający zarówno o kalibrację, jak i o korekcję akustyki pomieszczenia.
Sześć wejść HDMI, każde w standardzie v1.4, a więc z pełnym wsparciem dla 3D (trójwymiarowe sygnały amplituner potrafi oczywiście "tylko" przełączać) ma towarzystwo dwóch wyjść. Liczba wejść i wyjść analogowych wideo typowa: trzy komponentowe i cztery kompozytowe, każdemu towarzyszy jedno wyjście, a w ramach kompozytu przygotowano jeszcze pętlę dla rejestratora.
Niezależnie od tego znajdziemy gniazda dla zdalnych stref; zarówno druga jak i trzecia ma swój własny komplet analogowych RCA i wyjście typu kompozyt. Wśród gniazd analogowych audio widać złącze dla gramofonu analogowego (MM).
Nowoczesność nie tylko spod znaku jabłka
Najbardziej nowoczesnymi elementami w amplitunerze Pioneer SC-LX75 są jednak zupełnie inne gniazda i najważniejszy wśród nich port LAN zapewniający dostęp do sieci. Pioneer korzysta z zasobów internetu dzięki wbudowanej aplikacji tunera radiowego dla sieciowych rozgłośni radiowych.
Komputery znajdujące się w sieci lokalnej (włączone w domową sieć) mogą być źródłem muzyki po dokonaniu konfiguracji zakresu twardych dysków, jakie będą do dyspozycji amplitunera. Zadanie magazynu muzyki mogą również pełnić serwery typu NAS, ważna jest też umiejętność odczytu niemal wszystkich popularnych typów plików. Oprócz MP3, amplituner rozpoznaje formaty WAV, WMA, AAC oraz Flac - te ostatnie nawet w rozdzielczości 24 bitów/192 kHz.
Port LAN jest również przepustką do komunikacji z iPhone’m, iPodem (model Touch) i iPadem, wbudowano najnowocześniejszy mechanizm AirPlay, który nie wymaga pobierania żadnych poprawek, łatek czy uaktualnień oprogramowania, działa od razu po podłączeniu amplitunera do sieci (tej zasilającej i komputerowej).
Przez AirPlay prześlemy muzykę wprost z odtwarzacza do amplitunera. Źródło Apple komunikuje się bezprzewodowo (Wi-Fi), amplituner musi być podłączony przewodowo, chyba że skorzystamy z bezprzewodowego adaptera, jaki Pioneer ma w swojej ofercie.
Mała skrzynka zasilana z dedykowanego portu USB w SC-LX75 jest pewnego rodzaju konwerterem, który sygnał bezprzewodowy zamienia na przewodowy, dostarczany już fizycznie do amplitunera przewodem LAN.
Kuszącą propozycją jest także specjalna aplikacja do zdalnego sterowania amplitunerem za pomocą iPoda, iPada lub iPhone’a. Pioneer chwali się już drugą generacją tego rozwiązania. Na tym nie koniec "jabłkowego" szaleństwa, bowiem jest także najnowszy dodatek nazwany AirJam - kolejny program zamieniający amplituner w nowoczesną szafę grającą, do której dostęp może mieć kilka różnych iPodów.
Odsłuch
"Cyfrowa" amplifikacja, jak nazywa się potocznie coraz popularniejsze wzmacniacze w klasie D, miała już dużo czasu i okazji, aby udowodnić, że jej brzmienie wcale nie jest obciążone takim cyfrowym nalotem, z jakim kojarzyliśmy błędy i wypaczenia techniki CD w jej wczesnym okresie rozwoju.
Wysokie tony z Pioneera SC-LX75 wcale nie powodują wyostrzenia ani nawet rozjaśnienia brzmienia - są delikatne, momentami wydawać się mogą nawet wycofane, lecz ich charakter jest nie tylko inny od ofensywnego stylu Yamahy, ale też różny od posłodzonej płynności Denona.
W przypadku Pioneera mamy symbiozę precyzji i subtelności, słychać doskonałą detaliczność, lecz szczegóły nie wyskakują przed szereg, wszystko jest czytelne, ale ta odmiana przejrzystości nie błyszczy, nie dominuje.
Nie jest to więc klimat rozbudzonych lamp, dających mocne, nasycone, choć zaokrąglone dźwięki - Pioneer ani nie zaokrągla, ani nie ubarwia, lecz precyzyjnie rysuje dźwięki mniejsze i większe we właściwych proporcjach.
Jeszcze mocniejszym punktem programu Pioneera (i większości innych nowoczesnych, wysokiej klasy urządzeń w klasie D) jest bas. Taka prezentacja niskich tonów nie tylko zadowoli, ale zaskoczy, czy nawet zachwyci – potencjał dynamiczny połączony z konturowością, wolny od zabagnienia, a jednocześnie niepozostawiający tylko suchego szkieletu basowych nut, jest czymś wyjątkowym w tej kategorii urządzeń.
Z drugiej strony można spytać, czy bardzo potrzebnym? Takie możliwości wynikają z pracy dobrych końcówek mocy, a nie tylko sekcji przedwzmacniacza i przetworników, więc w systemie wielokanałowym, w którym uruchomimy subwoofer, charakter basu będzie zależał głównie od niego samego, a nie od amplitunera; przedstawione zalety odnoszą się do odsłuchu stereofonicznego, czego jednak też nie należy lekceważyć - słuchanie muzyki bez pomocy subwoofera to szlachetna idea, tyle że wtedy pojawia się kwestia odpowiednio mocnych kolumn... i historia nie ma końca. Jeżeli jednak podłączymy "75-tkę" do dobrych kolumn, będziemy mieli dobry bas – zwarty, zróżnicowany, z naturalną konsystencją i fakturą.
Delikatna i precyzyjna góra, mocny oraz szybki bas... Czy można między te zakresy wkomponować dowolnie brzmiącą średnicę? Taki opis, zakres po zakresie, jest trochę umowny i trochę naciągany, słyszymy wszystko razem, a potem w opisie szatkujemy.
Średnica sprawia wrażenie neutralnej, czystej, trzymającej emocje na wodzy, ale wynika to przecież już z opisu niskich i wysokich tonów. Wyrównane, dynamiczne, dokładne, uniwersalne brzmienie.
Kopia zapasowa
Gdy tylko amplitunery wielokanałowe (i inne urządzenia kina domowego) zostały wprowadzone na rynek, ważna stała się początkowa konfiguracja urządzenia. Wraz z upowszechnieniem systemów automatycznej kalibracji użytkownik nie musi już mieć wielkiej wiedzy na temat poziomów czy opóźnień sygnału, wystarczy, że podłączy i ustawi mikrofon, a automatyka amplitunera wykona resztę.
Dla najlepszego efektu zaawansowani mogą jeszcze poeksperymentować z dopracowaniem szczegółów. Sama konfiguracja kolumn i akustyki to jednak tylko fragment większej całości... W nowoczesnym amplitunerze opcji związanych z pracą źródeł, przypisaniem odpowiednich gniazd i komórek wejściowych, definicji nazw, zachowania drugiej strefy, układów obróbki wizyjnej... jest bez liku. Producentom do opisu wszystkich nie starcza na ogół stu stron instrukcji obsługi.
Zapoznanie się z nimi wymaga czasu, nie wspominając już o tym, ile zabiera rzeczywiste dopieszczenie najdrobniejszych niuansów. Nowoczesny amplituner jest jak skomplikowany program komputerowy z wieloma poziomami najróżniejszych ustawień. Amplituner, tak jak i inne skomplikowane urządzenie elektroniczne, może jednak zbiegiem okoliczności - z dnia na dzień - "zapomnieć" niektóre lub wszystkie opcje konfiguracyjne.
Skutkiem gwałtownych "zdarzeń elektrycznych" może być wymazanie dopracowywanych miesiącami parametrów. W instrukcjach obsługi produkowanych dziesięć lat temu amplitunerów, na kilku ostatnich stronach drukowano często tabele z nazwami funkcji i pustymi obszarami do zapisania wybranych wartości.
Teraz producenci amplitunerów wprowadzili specjalną funkcję kopii zapasowej w bezpiecznej (przynajmniej teoretycznie), dodatkowej pamięci urządzenia. Ma ona także za zadanie łatwo przywrócić ostatnią dobrą konfigurację w przypadku poczynienia niekorzystnych i niekontrolowanych zmian i trudności z odnalezieniem ostatnich sprawdzonych ustawień.