Przyciąga uwagę i nie daje o sobie zapomnieć, wciąż zapowiadając nowe konstrukcje. To również sposób na obecność w prasie - Pro-Jectowi udało się wprowadzić do testów w "Audio" absolutnie rekordową liczbę gramofonów - doliczyłem się ich ponad dwudzieścia.
Gramofony Pro-Jecta występują w różnych zakresach cenowych, chociaż nie we wszystkich. Od tanich do dość drogich, jednak Pro-Ject unika skrajności, nie psuje sobie reputacji produktami za kilkaset złotych ani nie wchodzi na high-endowe szczyty za kilkadziesiąt tysięcy - w jego profilu najważniejsze są pozycje za kilka tysięcy, bowiem tutaj jest największy rynek i najwięcej do zarobienia.
Seria RPM jest kluczowa, ponieważ to jedna z najstarszych, a zarazem awangardowa grupa konstrukcji, oczywiście systematycznie wymienianych. Pro-Ject RPM3 Carbon jest jednym z najnowszych gramofonów Pro-Jecta w ogóle, w serii RPM najbardziej pachnie świeżością, a w chwili, gdy kończymy ten test, nie pojawił się jeszcze nawet na oficjalnej stronie internetowej producenta, nie mówiąc o sprzedaży.
Choć ze względu na nietypowe kształty płyty bazowej RPM-y bywają trochę kłopotliwe w uzbrojeniu i przenoszeniu, to przecież widzę i lubię ich specyficzną inność i lekkość, z jaką prezentują się na szafce ze sprzętem audio.
RPM3 Carbon składa się z wielu elementów, przez co jest mniej zwarty od Thorensa czy Regi, głównie dlatego, że nie ma tu wspólnej dolnej płyty, na której byłyby zamocowane wszystkie podzespoły.
Na jednym końcu "bumerangu" z MDF-u zamocowano ramię (tę czynność wraz z kalibracją wykonano już za nas w fabryce), na drugim - okrągłe wycięcie przygotowane na obudowę silnika.
Przy tej sekcji warto się na moment zatrzymać, gdyż Pro-Ject - jako jedyny - rozprawił się z problemem odsprzęgnięcia silnika od reszty konstrukcji. Silnik spoczywa bowiem "wolno" na podłożu szafki, nie dotyka w ogóle do chassis gramofonu.
Napęd jest paskowy, ale inaczej niż u konkurentów: pasek otacza talerz na zewnątrz (bez dodatkowego subtalerza), jest więc stale widoczny. Silnik nie tylko jest ciekawie zainstalowany, ale i sam w sobie wyjątkowy.
Zasilacz "ścienny" dostarcza napięcie stałe, ale według danych producenta, w obudowie silnika znajdują się zaawansowane układy stabilizujące. W podstawowej wersji gramofon nie ma jednak elektronicznego selektora prędkości obrotowej. Aby dokonać zmian, należy przełożyć pasek na sąsiednie koło napędowe.
W głównej części "bumerangu" znajduje się miejsce dla potężnego łożyska. Producent przygotował wszystko wstępnie, aplikując smar i zabezpieczając części gumowymi kapturkami; naszą rolą jest tylko założyć talerz. Łożysko wyposażono w ceramiczną kulkę, która gwarantuje minimalne opory i trwałość.
Kolejnym obszarem, świadczącym o oryginalności Pro-Jecta (na tle konkurentów z tego testu) jest ramię. Podczas gdy Rega czy Thorens wykorzystują proste ramiona, Pro-Ject RPM3 Carbon ma ramię typu S, którego efektywna długość wynosi 10 cali.
W jego konstrukcji użyto plecionki włókna węglowego, aluminium oraz żywicy. Aby połączyć te materiały uzyskując pożądaną strukturę, trzeba było trzykrotnie podgrzewać je w temperaturach między 50 a 120 st. C, pod ciśnieniem sięgającym 100 atmosfer. Efektem tych zabiegów jest znakomita sztywność oraz wewnętrzne tłumienie redukujące rezonanse.
Pro-Ject coraz częściej rezygnuje z układów antiskatingu opartych na ciężarku, przechodząc na nowocześniejsze i znacznie wygodniejsze systemy magnetyczne. Tak też jest w RPM3 Carbon, mechanizm regulacyjny działa przy tym bardzo precyzyjnie.
Przeciwwaga to zdawałoby się zwykły krążek przesuwany po trzpieniu, ale i tu znajdziemy coś specjalnego - elementy mocujące wzbogacono bowiem o wytłumienie TPE.
W podstawowej wersji gramofon kosztuje 2890 zł, lecz wówczas dostajemy urządzenie bez wkładki, więc chyba warto dopłacić 200 zł, by otrzymać w komplecie Ortofona z serii 2M, tym bardziej że zamiast najpopularniejszego we wszystkich tańszych urządzeniach 2M Red, pojawia się 2M Silver. Bazuje on wprawdzie na "redzie", ale wewnątrz ma srebrne przewodniki.
W komplecie dostajemy całkiem przyzwoity kabel sygnałowy, który jednak łatwo zastąpić innym, bowiem sygnał wyprowadzono do niewielkiej skrzyneczki pod chassis, gdzie mamy do dyspozycji parę gniazd RCA wraz z zaciskiem uziemiającym. Pro-Ject RPM3 Carbon jest dostępny w trzech wersjach kolorystycznych, wszystkich w lakierze na wysoki połysk - biały, czarny i czerwony.
Wkładka Ortofon z rodziny 2M w wersji Silver ze srebrnymi przewodnikami – coś lepszego niż zwykły "Red".
Odsłuch
Brzmienie RPM3 można odebrać jako kompromis czy szukanie złotego środka pomiędzy bardziej od siebie oddalonymi brzmieniami Thorensa i Regi, ale nie brakuje mu też zupełnie indywidualnych cech; oczywiście konstruktor Pro-Jecta nie pracował i nie szukał najlepszego dźwięku w takim układzie odniesienia, jaki pojawia się w naszym teście, tylko my odnosimy się do brzmień konkurentów, a owe indywidualne - w tym kontekście - właściwości RPM3 nie są w ogólnej perspektywie czymś szczególnie wyjątkowym.
Gramofony Pro-Jecta grają często mało... analogowo. Może nie na przekór, ale i nie pod analogową publiczność. Osiągają za to wysoką dokładność i neutralność. W przypadku RPM3 mamy jednak komplet cech, które pozwolą każdemu znaleźć coś dla siebie; dźwięk nie jest jednostronny i jednoznaczny, łatwo w nim poczuć ciepło i doświadczyć delikatności.
Wszystko jednak zaczyna się od ciemnego tła, na którym dźwięki zyskują wyrazistość; ponieważ nie są ostre, nie odbieramy tego jako granie nazbyt techniczne i ultraprecyzyjne.
Selektywność jest bardzo dobra, ale oswojona i łagodzona okrągłym wybrzmieniem. Porządek jest typowy dla Pro-Jecta, lecz z poprawioną plastycznością. To żywe i przyjemne brzmienie, które w niczym nie przesadza - ani w analityczności, ani w kreowaniu klimatu, któremu miałby poświęcić podstawową detaliczność, a tym bardziej zrównoważenie.
W porównaniu z bezwzględną neutralnością, środek pasma jest delikatnie kremowy, a góra w półcieniach, jednak nikogo to nie zmusi do akomodacji słuchu i naginania swojej wrażliwości. Jednocześnie jest to wyraźne antidotum na płaski i suchy, a tym bardziej rozjaśniony dźwięk ze (źle) skompresowanych plików.
Połączenie dobrej czytelności ze spójnością i substancją jest właśnie tym, co najważniejsze i tak trudno osiągalne z tanich źródeł cyfrowych.
Rafał Pietrzak