Firma pojawia się na naszym rynku już po raz chyba trzeci - każda odsłona ma oczywiście za bohatera innego dystrybutora. Oferta Chario wydaje się kusząca, bo jest szeroka i zróżnicowana, składa się z wielu serii zawierających w sumie kilkadziesiąt pozycji w bardzo dużym zakresie cenowym.
Wszystkie one noszą zarówno wyraźne znamię włoskiej szkoły projektowania i wykonania, bardziej indywidualne rysy firmowych koncepcji Chario, jak też wpisują się w podstawowe ogólnoświatowe trendy. Nie jest to egzotyka wymagająca od klienta wielkiej odwagi, ale łatwo ją dostrzec na tle konkurencji.
Rozsądnie i z rozmachem - przygotowane przez Chario siły wydają się zdolne do ekspansji na całym świecie, a przez profil i skalę oferty sama firma wydaje się być poważną instytucją.
Nie wypada mówić, że poważniejszą niż Sonus Faber, ale poważniejszą inaczej - Sonus ma profil wyraźnie przesunięty w stronę hi-endu, w przypadku Chario kilka najdroższych propozycji jest ozdobą cenowo znacznie uniwersalniejszej oferty.
Produkty Chario można więc potencjalnie spotkać na wszystkich sklepowych półkach, ale jak dotąd, co zasygnalizowałem w pierwszym zdaniu, w Polsce tylko potencjalnie - albo dotychczasowi importerzy byli za słabi, aby udźwignąć taki słodki ciężar, bo to i dobrodziejstwo, i poważne zadanie do wykonania, albo nasi klienci podchodzili do Chario jak pies do jeża.
Tak jakby Sonus zdobył sobie nieodwołalnie monopol na zaufanie polskiego audiofila do włoskiego głośnika.
A firma Chario istnieje już ponad 30 lat i mieni się być zdecydowanie największym włoskim producentem zespołów głośnikowych. Chlubi się wieloma przełomowymi rozwiązaniami, które inne firmy również wprowadziły - ale już podążając drogą wyznaczoną przez włoskich pionierów i badaczy psychoakustyki.
Konstruktorzy Chario często podkreślają rolę gruntownej wiedzy psychoakustycznej i przeciwstawiają ją "zdrowemu rozsądkowi", który innych producentów prowadzi stadnie na manowce, dopóki Chario ich nie oświeci.
Tak miało być np. z częstotliwością podziału między głośnikiem nisko- średniotonowym a wysokotonowym, którą Chario od lat przesuwa coraz bardziej w dół, podczas gdy inni producenci się z tym ociągają - ale i tak dzisiaj pojawiają się już w okolicach 2,5 kHz, gdzie Chario podobno było pierwsze, już w roku 1980. Jak się dalej przekonamy, dzisiaj jest już w okolicach 1 kHz.
Sonnet należy do referencyjnej serii Academy. W jej składzie znajduje się jeszcze potężna pięciodrożna kolumna Serendipity, ale kto by pomyślał, że pięciodrożność to szczyt ambicji Chario, niech się dowie i pamięta o... siedmiodrożnych Academy Millennium Grand, chyba już nieprodukowanych.
Również pięciodrożny jest głośnik centralny, długi (szeroki?) na grubo ponad metr, nazwa Solitaire wydaje się więc odpowiednia.
Sonnety to monitory duże, objętość obudowy netto to znacznie ponad dziesięć litrów, masa wynosi 14 kg - to chyba kolejny rekord, oczywiście nie w skali bezwzględnej, ale w naszym cyklu testów poświęconych podstawkowcom. Proporcje w trzech podstawowych wymiarach obudowy są typowe, nie czynią z niej jakiegoś kuriozum, kształt też jest w przybliżeniu regularny - ale tylko w przybliżeniu.
Pod pewnymi względami estetyka Sonneta przypomina trochę dawnego Sonusa - wykonanie obudowy z pionowych klepek z drewna orzechowego, z obszernymi zaokrągleniami krawędzi, bez lakierowania na wysoki połysk, to obraz tradycyjnego włoskiego stylu, nawet bardziej klasycznego niż w przypadku współczesnego Sonusa.
Nie tylko ze względu na swoją wielkość, która wcale nie jest ponadnaturalna, ale przede wszystkim na skutek takiego właśnie wykonania, Sonnety wydają się bardzo masywne - sposób łączenia ścianek wskazuje na ich znaczną grubość, a ciemny orzech dodaje powagi. Jest przy tym kilka akcentów, które jednak przełamują najbardziej tradycyjne schematy, które wskazują, że projektant pochodził w Włoch, a nie z Chin.
Nie ma tu więc żadnych efekciarskich ozdobników, błyszczących śrub i ćwieków na bocznych panelach, tak lubianych przez kopistów włoskiego stylu. Nie ma nawet skóry na przedniej ściance, wydawałoby się obowiązkowej dla tej szkoły.
Projektant chyba uznał, że wyeksponowane naturalne drewno na większości ścianek i tak wystarczy dla wskazania, w jakim nurcie estetyki lokuje Sonnety, skąd one pochodzą, ale nie chciał już topornie stawiać "kropki nad i", dodał za to kilka elementów z innego, bardziej nowoczesnego stylu, dzięki którym ostateczna postać tych monitorów jest trochę eklektyczna i niepowtarzalna.
Zwłaszcza "postać" obserwowana na firmowym standzie. Podstawki te kompletnie zmieniają obraz sytuacji. Jakby wbrew ciężkiemu charakterowi samych głośników, czy właśnie po to, aby zdynamizować cały zestaw, mają lekkie, płynne, zwinne kształty, dalekie od typowego grubego postumentu z dużym cokołem i wyeksponowanymi kolcami.
W standach Auditora projektant nie powstrzymał się przed pokazaniem właśnie wielkich kolców i ich równie solidnych pierścieni regulacyjnych - to spodoba się audiofilom, ale może wystraszyć gospodynie domowe.
Kolumny Chario Sonnet są w tym miejscu bardziej dyskretne i w swojej podstawkowej sekcji nawet trochę "lajfstajlowe". Standy Sonneta, podobnie jak ich przednia ścianka, zostały polakierowane ciemnografitowym, matowym lakierem, w dotyku charakterystycznie miękkim - jest on jednak dostatecznie odporny na uszkodzenia, rysy będą na nim widoczne znacznie późnej, niż na typowym lakierze, zwłaszcza błyszczącym.
Do Auditorów dystrybutor Sonusa dołączył najnowszy katalog - oczywiście bardzo elegancki, "imydżowy", za to Sonnety przyszły z własnym indywidualnym opisem, znacznie skromniejszym w formie, ale bogatym w techniczną i psychoakustyczną treść.
Już pobieżne zapoznanie się z tym materiałem wskazało, że będzie to treść merytoryczna, a nie marketingowe bajania i mydlenie oczu. Ucieszyłem się z tego podwójnie, a nawet potrójnie. A nawet poczwórnie.
- Po pierwsze lubię poznawać tajniki głośnikowych konstrukcji.
- Po drugie, w czasach upadku rzetelnej informacji u producentów i wiedzy u klientów (oczywiście nie u Czytelników Audio), takie podejście do sprawy staje się wyjątkowe i szczególnie godne pochwały.
- Po trzecie materiał taki daje okazję do rozwinięcia własnego opisu - o czym zaraz się boleśnie przekonacie. A po czwarte pomoże w wyjaśnieniu dość dziwnych, na pierwszy rzut oka, rozwiązań konstrukcyjnych zaaplikowanych kolumnom Chario Sonnet.
Ostrzegam - to lektura dla choć trochę zaawansowanych... Wyraźnie widać, jak podstawki odchylają Sonnety do tyłu - wygląda to ciekawie i jest nieprzypadkowe ze względów akustycznych.
Z tego też powodu firmowe podstawki są w zasadzie niezbędne dla prawidłowego działania głośników, podobnie jak w przypadku Sonusa. Odpowiada to sytuacji czasami spotykanej w kolumnach wolnostojących - gdy te są całe pochylone lub mają pochyloną przednią ściankę.
Zdarza się też, że zespół głośnikowy ma tzw. konfigurację odwróconą - z głośnikiem wysokotonowym poniżej nisko-średniotonowego (lub średniotonowego). Nie zetknąłem się jednak dotąd z konstrukcją, w której połączono by te dwa rozwiązania, co uczyniono właśnie w Sonnetach.
Przednią ściankę pochyla się nie w celu skierowania osi głównej (osi promieniowania najlepszej charakterystyki) do góry, gdyż praktycznie zawsze czyni się założenie, że słuchacz zajmuje pozycję siedzącą, więc oś ta powinna być wycelowana w miejsce odsłuchowe, a nie przebiegać ponad nim.
Czasami jednak projektuje się zespoły głośnikowe w taki sposób, aby ustawić centra akustyczne głośników w podobnej odległości od słuchacza, co wymaga cofnięcia frontu głośnika wysokotonowego, gdyż centrum akustyczne stożkowego głośnika nisko- średniotonowego leży głębiej niż płaszczyzna przedniej ścianki.
Stąd pochylenie do tyłu, ale przy głośniku wysokotonowym znajdującym się wyżej od nisko-średniotonowego. Wtedy też należy tak dostroić zwrotnicę, aby najlepsze relacje fazowe i wskutek tego najlepsza charakterystyka przetwarzania pojawiły się na osi już nie prostopadłej do przedniej ścianki, lecz wciąż biegnącej w stronę miejsca odsłuchowego.
Jeżeli tak też ustalono oś najlepszej charakterystyki w przypadku Sonnetów, a trudno zakładać, aby było inaczej, to pochylenie do tyłu przy odwróconej konfiguracji powoduje dodatkowe "wypychanie" głośnika wysokotonowego przed głośnik nisko-średniotonowy, a więc zwiększenie przesunięcia centrów akustycznych, a nie zredukowanie.
Oczywiście dla zręcznego konstruktora nie jest żadnym problemem takie dostrojenie zwrotnicy, aby najlepsza charakterystyka pojawiła się na wybranej osi również przy takim ustawieniu głośników.
Jednak samo w sobie nie jest ono bardzo pożądane, więc raczej jest wymuszoną konsekwencją jakiegoś z góry założonego sposobu filtrowania, albo wiąże się z jeszcze rzadziej spotykaną koncepcją akustyczną. Psychoakustyczną...
Teraz biorę już do ręki opis przygotowany przez producenta. W sumie nie jest długi, ale miejscami dotyka spraw zupełnie nieznanych użytkownikom, a nawet wielu recenzentom sprzętu. Nie jest tam powiedziane wprost, dlaczego głośnik wysokotonowy został wysunięty do przodu. Jakiś trop odnalazłem, jednak nie daję gwarancji, że moje wyjaśnienie będzie w stu procentach prawidłowe.
Jednym z dwóch celów, jakich osiągnięcie deklaruje producent, jest uzyskanie charakterystyk przetwarzania o podobnym kształcie pod różnymi kątami w płaszczyźnie poziomej.
Ma to pozwalać użytkownikowi na różne sposoby ustawiania głośników względem miejsca odsłuchowego, które albo dadzą wyraźną przewagę falom biegnącym bezpośrednio (względem "pierwszych odbić" - fal odbitych od bocznych ścian pomieszczenia), co ma wywoływać scenę precyzyjną i głęboką, albo przy większym udziale tych drugich (przy ustawieniu osiami równolegle względem miejsca odsłuchowego), skutkiem będzie rozszerzenie bazy stereo.
Taki jest cel, ale do jego osiągnięcia potrzebne jest dobre sfazowanie głośników nie tylko na osi głównej, lecz również w dużym zakresie kątów w płaszczyźnie poziomej.
Tyle producent, a dalej nasza analiza: Akustyczna charakterystyka fazowa każdej sekcji jest złożeniem charakterystyki fazowej filtra zwrotnicy i charakterystyki fazowej samego głośnika. Charakterystyka fazowa filtra jest niezmienna, natomiast charakterystyka fazowa głośnika, mająca związek z charakterystyką przetwarzania, zmienia się w zależności od osi pomiaru.
Wraz ze wzrostem częstotliwości, każdy głośnik skupia promieniowanie w pobliżu swojej własnej osi głównej - inaczej mówiąc, charakterystyka przetwarzania zaczyna opadać tym wcześniej i z większym nachyleniem, pod im większym kątem ją mierzymy.
W ślad za tym również przesunięcie fazowe, mierzone pod kątem, jest większe. W przypadku głośnika wysokotonowego efekt ten występuje na skraju pasma, a więc poza zakresem częstotliwości podziału, czyli zakresem współpracy z głośnikiem nisko-średniotonowym, natomiast w przypadku tego drugiego właśnie w tym zakresie.
Aby mechanicznie skompensować zwiększające się "opóźnienie" głośnika nisko- średniotonowego (względem wysokotonowego) przy zwiększaniu kąta (w płaszczyźnie poziomej), powinien on zbliżać się do miejsca pomiaru (odsłuchu). Efekt taki wystąpi właśnie przy aranżacji głośników wprowadzonej w Sonnetach. Proszę sprawdzić: układ obserwowany od przodu pokazuje duże wysunięcia głośnika wysokotonowego.
Dla takiego układu dopracowano odpowiednie charakterystyki amplitudowe i fazowe obydwu sekcji, które dadzą ich dobrą korelację w zakresie częstotliwości podziału.
Układ obserwowany z boku wygląda inaczej - głośnik wysokotonowy nie znajduje się już bliżej punktu pomiarowego od nisko-średniotonowego, inaczej mówiąc, głośniki nisko-średniotonowy zbliżył się, czego właśnie wymagała kompensacja równocześnie zwiększonego przesunięcia fazowego pochodzącego od jego szybciej opadającej charakterystyki pod tym kątem.
Oczywiście fakt, że charakterystyka ta się zmienia powoduje, że sama kompensacja przesunięć fazowych nie wystarczy, aby osiągnąć pod dużym kątem dokładnie taką samą charakterystykę całego układu, jak na osi głównej - koordynacja fazowa między głośnikami będzie bardzo dobra, ale wcześniejsze opadanie charakterystyki głośnika nisko-średniotonowego spowoduje osłabienie w zakresie kilku kHz.
Konstruktor miał jednak pomysł, jak i z tym powalczyć. Jak powiedzieliśmy, skupianie wiązki na osi głównej postępuje wraz ze wzrostem częstotliwości.
Im niższą częstotliwość podziału między głośnikiem nisko-średniotonowym a wysokotonowym wyznaczymy, tym mniejszy efekt tego skupiania będziemy obserwować w użytecznym zakresie pracy głośnika nisko- średniotonowego.
Zwykle układy dwudrożne mają częstotliwość podziału w zakresie 2,5-4 kHz. W Sonnecie ma ona wynosić 1,2 kHz, co jest wartością bardzo niską (wymagającą zastosowania specjalnego głośnika wysokotonowego, o czym później).
Tak radykalne ograniczenie zakresu przetwarzanego przez 18 cm głośnik praktycznie rozwiązuje problem jego własnych charakterystyk kierunkowych - do 1,2 kHz charakterystyka zmierzona nawet pod kątem 60o oddali się od charakterystyki z osi głównej tylko o ok. jeden decybel.
Niska częstotliwość podziału pozwoli również na poprawienie rozpraszania w płaszczyźnie pionowej - im dłuższe fale w zakresie częstotliwości podziału w stosunku do odległości dzielącej obydwa głośniki, tym lepsze charakterystyki kierunkowe.
Mimo że producent sam opis poświęca kwestii odbić od bocznych ścian, związanych z charakterystykami w płaszczyźnie poziomej, to na następnych stronach chwali się właśnie charakterystykami zmierzonymi pod różnymi kątami w płaszczyźnie pionowej.
Co ciekawe, wcale nie idealizuje ich bezwzględnego przebiegu - widać, podobnie jak w naszych pomiarach, osłabienie w zakresie 1-4 kHz, ale ważne jest, że nawet pod kątami +/-15º osłabienie to wyraźnie się nie powiększa, co byłoby nieuniknione przy typowej, wyższej częstotliwości podziału. Niezależnie od tego przedstawiony jest jeszcze jeden korzystny efekt niskiej czę miejsce 805S zajęły Sonnety.
Znowu więc to, co najważniejsze, co najbardziej charakterystyczne, można tu ująć w jednym słowie: przestrzeń. Scena, jaką budują Sonnety, zdecydowanie przekracza rozwiązania standardowe.
Może to oznaczać jakieś wyolbrzymienie, wynaturzenie, ale ostatecznym ekspertem w tej sprawie mógłby być tylko realizator nagrania, który w odniesieniu do swoich zamiarów stwierdziłby ewentualnie: to nie jest dokładnie to, co zaplanowałem.
Na pewno nie jest to scena, jaką słyszał u siebie w studio, ale nawet studyjne monitory nie są idealne i nie działają w idealnych warunkach. Może więc powiedziałby: nie wyobrażałem sobie, że moja realizacja może zabrzmieć tak wspaniale!
Niechcący dotykamy samego sensu idei "wysokiej wierności" i praktycznego znaczenia tego pojęcia. Scena jest więc szeroka, a przede wszystkim wyjątkowo głęboka. To chyba tylko zaleta? Najczęściej efekt taki jest chwalony, bo subiektywnie brzmi to przyjemnie, a także sugeruje wydobycie z nagrania informacji przestrzennych, których inne głośniki nie potrafią pokazać - czy na skutek ich ułomności?
Owo bardzo przyjemne brzmienie wynika z tego, że na charakterystyce częstotliwościowej dokonuje się małej (lub dużej...) manipulacji - obniżony poziom na przełomie kilku kHz "wycisza" w największym stopniu dźwięki potencjalnie najbardziej drażliwe dla ludzkiego słuchu (w zakresie tym mamy największą wrażliwość).
Z tym też związane jest pogłębienie sceny - częstotliwościowe spektrum większości dźwięków obejmuje również ten właśnie zakres; w ślad za obniżeniem jego poziomu, pozorne źródła wycofują się w głąb. Prawdą jest też, że Sonnety grają niezwykle atrakcyjnie, i to nie tylko ze względu na głębokość sceny.
Auditory mają doskonałą dynamikę, trzymaną jednak w pewnych ryzach - i stosowaną dokładnie wtedy, kiedy trzeba, zgodnie z ich całościową neutralnością. Gdy nagranie będzie miałkie i płaskie, takie pokaże nam je Sonus. Niekoniecznie Chario. Sonnety zbudują większą przestrzeń, zagrają żywiej, dźwięczniej, jaśniej.
Jeszcze jedno zdanie o sposobie budowanie sceny - pozorne źródła nie zajmują dokładnie ustalonych miejsc, ale większe obszary, trochę się przenikające. Nie ma więc w tym zegarmistrzowskiej precyzji, jest za to lekkość i swoboda. Sonnety grają z rozmachem, mają komplet narzędzi potrzebny dla uzyskania takiego efektu - przestrzeń, dynamikę, dźwięczność.
Dają też dużo detalu, jednak ponownie na swój sposób - dlatego nie nazwałbym ich superdokładnymi. Wysokie tony mają dużo inwencji twórczej - to one, zwłaszcza na tle wycofanego górnego środka, potrafią wyjść na pierwszy plan, onstotliwości podziału.
Producent powołuje się na badania sposobu słyszenia i lokalizowania źródeł dźwięku przez człowieka; wykazały one, że źródła o częstotliwościach niższych od 700 Hz są lokalizowane na podstawie różnicy czasu, w jakim dźwięk dolatuje do lewego i prawego ucha, natomiast częstotliwości powyżej 1400 Hz lokalizowane są na podstawie różnicy natężeń.
Producent wskazuje, że ta uznana teoria nie wyjaśnia, jakimi prawami rządzi się słuch w zakresie 700 -1400 Hz i wyciąga stąd dość odważny wniosek, że słuch ma problemy z lokalizacją źródeł w tym zakresie (to byłaby poważna niedoróbka ewolucyjna - toż to sam środek pasma akustycznego!) i ustalenie częstotliwości podziału w tym zakresie najlepiej służy osiągnięciu wrażenia, że działa punktowe, jednodrożne źródło dźwięku.
Inne podręcznikowe zalecenia przestrzegają jednak przed ustalaniem częstotliwości podziału w tym zakresie, jako że czułość ucha na przesunięcia fazowe wnoszone przez filtrowanie ma być tu... największa.
Korzyści wynikające z poprawy charakterystyk kierunkowych skłoniłyby pewnie wielu konstruktorów do wybierania niższych częstotliwości podziału, niż to się zwykle czyni, jednak na przeszkodzie stają nawet nie teorie psychoakustyczne, ale fakt, że niskie filtrowanie głośnika wysokotonowego wymaga jego wysokiej wytrzymałości.
Moc w spektrum typowego sygnału muzycznego szybko rośnie wraz ze spadkiem częstotliwości, zanim jeszcze wymusi duże amplitudy, to już przy 1kHz spowoduje silne obciążenie termiczne, znacznie większe niż przy np. 3 kHz.
Jednak zwiększenie wytrzymałości głośnika wysokotonowego i przygotowanie go do efektywnej pracy od 1 kHz nie jest łatwe - wymusza zmiany konstrukcyjne, które powodują pogorszenie przetwarzania najwyższych częstotliwości.
Trzeba bowiem zwiększyć średnicę membrany i cewki. Znane są kopułki o średnicach 38 mm, 50 mm a nawet 76 mm, ale to przecież głośniki średniotonowe; dla przetwarzania wysokich tonów najlepsza okazuje się średnica w zakresie 19-28 mm, najczęściej spotykane są więc kopułki 25 mm, które zwykle spokojnie dochodzą z liniową charakterystyką (na osi głównej) do 20 kHz, a zaczynać mogą właśnie od ok. 2,5 kHz, co wystarczy przy typowych założeniach konstrukcyjnych.
Chario ustaliło jednak częstotliwość podziału całą oktawę niżej, posłużyło się więc kopułką większej średnicy - 32 mm. To w tej sytuacji i tak mała średnica, chociaż pewien kompromis w przetwarzaniu najwyższych częstotliwości pojawił się, co widać w naszych pomiarach - charakterystyka mierzona pod kątem 30O traci więcej w najwyższej oktawie, niż w przypadku kopułek standardowych.
To ten sam efekt, który już komentowaliśmy przy głośniku nisko- średniotonowym - wraz ze wzrostem częstotliwości energia skupia się na osi głównej, a teraz dodajmy, że tym szybciej, im większa jest średnica membrany. Na skraju pasma Sonnet musi więc zapłacić pewną cenę za swoją brawurowo niską częstotliwość podziału.
Chario Sonnet - odsłuch
Włoskie zespoły głośnikowe, zwłaszcza podstawkowe, to nie tylko sam dźwięk, ale też marka, styl, wykonanie. W takim przypadku klienci byliby gotowi zgodzić się na więcej kompromisów brzmieniowych, zwłaszcza że klientami nie są w tym przypadku przede wszystkim audiofile; nie dlatego, że ci nie cenią sobie Chario czy Sonusa, ale dlatego, że swoim urokiem przyciągają one również tych, których nie przyciągną do siebie inne firmy.
Wabią ludzi kupujących sprzęt dla sprawienia sobie szeroko rozumianej przyjemności z posiadania przedmiotów funkcjonalnych i pięknych zarazem.
A niewiele jest tak pięknych produktów audio, jak włoskie monitory. Wychodząc z takiego założenia, można by spodziewać się i akceptować brzmienie, które może wedle audiofilskich reguł nie jest doskonałe, ale przynajmniej efektowne i miłe dla ucha - podobnie jak wygląd dla oka.
Najpierw zapoznałem się z Auditorami, które pokazały taką klasę i wyrafinowanie, że w zasadzie postawiły kropkę nad "i" w kwestii naturalności, barwy i kondycji basu; stąd też trochę obawiałem się, o ile krótszy skok oddadzą Sonnety - dłuższego chyba już nie można, a dokładnie taki sam byłby wyjątkowym przypadkiem.
Chario skoczyły więc... w inną stronę, i długości tych skoków trudno porównać. Sytuacja jest trochę podobna, jak miesiąc temu przy konfrontacji Monitor Audio PL100 i B&W 805S - teraz rolę podobną jak PL100 odgrywają Auditory, ale z głębi sceny korzystają najrzadziej.
Zbyt jasne nagrania, kumulując się z taką charakterystyką, mogą wywołać pewien nadmiar w tej części pasma, na szczęście sam charakter tego zakresu nie nosi w sobie niczego drażliwego i agresywnego. W porównaniu do Auditora, wysokie tony nie są tak subtelne, ale i najpewniej być nie miały.
Z kolei bas - odwrotnie; miał on w brzmieniu Sonusa specjalne przywileje, z których korzystał zresztą z dużą klasą. Po przejściu na Sonnety odczułem początkowo pewien niedosyt, zwłaszcza że pojawiły się przede mną większe obudowy z większymi głośnikami.
Pierwsze wrażenie było zdecydowanie mylące, chociaż nie urojone - słuch przyzwyczaił się do profilu Auditora, wysokie tony Sonneta jednak bardziej przyciągają uwagę, wreszcie kolumny, jak już wspominałem przy Sonusach, stały daleko od ściany.
Mimo to nie trzeba było długo czekać, kiedy bas z Sonnetów wreszcie dał się słyszeć. Jest doskonały w ataku, konturowy, schodzi nisko, przy tym pozostaje dość twardy - i chyba dobrze, że nie gra głośniej, gdyż po pewnym czasie przyznałem, że taki jego charakter najlepiej sprawdza się właśnie w zaproponowanych proporcjach. Brzmienie wyborne i wyjątkowe.
Andrzej Kisiel