Odsłuch
Pamiętając test wolnostojącej Olympiki II, a także wielu wcześniej testowanych podstawkowców Sonusa, tańszych i droższych od Olympiki I, miałem dość konkretne oczekiwania. Ważne jest też to, że Sonus w całej swojej historii zachowuje się dość przewidywalnie, a więc rzadko robi nam niespodzianki - kolejne brzmienia wpisują się mniej więcej w firmowy styl, co wcale nie jest oczywiste w przypadku innych, nawet równie renomowanych producentów.
Po dwudrożnych "monitorach" za ok. 20 tys. zł w wydaniu Sonusa nie spodziewałem się ani brzmienia potężnego, ani bardzo efektownego w jakikolwiek sposób. Żadnych fajerwerków, które od razu rzucają na kolana. Jak to, od głośników za taką cenę nie można oczekiwać niczego powalającego i wyjątkowego?
Ależ można, tylko po co… No dobrze, napiszmy w ten sposób: kolumny Sonus faber Olympica I grają nadzwyczajnie zwyczajnie. I teraz możemy zacząć się tym aż zachwycać, albo "tylko" doceniać. To przecież bardziej zależy od naszego temperamentu, niż od samych faktów.
Jednak nikt, kto po prostu dobrze słyszy (w szerokim sensie, nie tylko fizjologicznym, ale i oswojenia z muzyką - żywą i reprodukowaną przez sprzęt), nie zarzuci Olympicom I jakichkolwiek istotnych błędów i wypaczeń. Drobne - są, chociaż raczej teoretycznie, bo wiadomo, że być muszą, ale gdzie dokładnie?
Trudno z całą pewnością wskazywać, że tutaj jest trochę za dużo, a tam trochę za mało. Ograniczenia - są, teoretyczne i praktyczne, monitor z nisko-średniotonową "15" nie może przecież przesuwać ścian i naparzać jak sprzęt estradowy, nie może też osiągnąć dynamiki i wolumenu brzmienia wielu instrumentów akustycznych, zwłaszcza fortepianu, a tym bardziej poziomu całej orkiestry symfonicznej… To niby oczywiste, ale nie dla wszystkich.
Niektóre recenzje zaostrzają apetyt ponad miarę i podczas zetknięcia się z realnym dźwiękiem emitowanym przez system, mimo doskonałego nastawienia słuchacza, wyobrażone i oczekiwane wzruszenia, niestety, się nie pojawiają. Z drugiej strony, głębokie przekonanie, że mamy do czynienia z dźwiękiem właśnie takim, jaki być powinien, uspokaja i daje trwalszą satysfakcję. Do tego potrzebne jest właśnie wspomniane osłuchanie, a nie naiwne poszukiwanie dźwięku idealnego i bezkompromisowego.
Owszem, można szukać jeszcze czegoś innego - dźwięku niekoniecznie neutralnego, ale w jakiś sposób specjalnego i trafiającego do indywidualnych upodobań. Jednak według mojej oceny, kolumny Sonus faber Olympica I dostrojone są pod kątem użytkowników szukających jak najwięcej prawdy o dźwięku żywym albo raczej - prawdy o samym nagraniu.
Wspomnienie bardzo dawnego Sonusa, relacje na temat brzmienia jego pierwszych monitorów (Minima Amator, Electa Amator), zawierają informacje o ich nadzwyczajnej muzykalności, co jest dla mnie zawsze dwuznaczne - czy chodzi o coś "ekstra", czy właśnie o (prawie) całkowicie prawidłowe działanie.
Kolumny Sonus faber Olympica I są znacznie bliższe liniowej charakterystyce i neutralności, niż próbom kreowania własnego klimatu, i czarowania słuchacza czymś specjalnym, czymś dodanym.
Jednak właśnie dlatego każda płyta, którą włączyłem, z Olympiki I zagrała bardzo znajomo - Sonusy nie są narzędziem do gruntownej zmiany i reinterpretacji, ale do rzetelnego odwzorowania. Fundament tego brzmienia mamy już chyba dobrze opisany, ale żeby nie było nudno… Czy może jednak jest w tym brzmieniu coś specyficznego?
A zwłaszcza coś, co może postawić kropkę nad i? Po teście Olympiki II liczyłem po cichu na środek pasma. Skoro kolumna trójdrożna pokazała ten zakres tak barwnie, spójnie, charyzmatycznie, to i monitor z podobnym przetwornikiem (inna wersja "15", ale zasadniczo z taką samą membraną), który wyszedł z rąk tych samych projektantów… Nie jestem rozczarowany, ale środek tym razem aż tak nie przykuł mojej uwagi.
W gruncie rzeczy jest taki, jaki być powinien, w opisanych ramach neutralności i niewychodzenia z niczym przed szereg. Nie lekceważę jego zalet, kto inny może by dłużej je opisywał, ale ostatecznie szczerze uważam, że nie jest to element brzmienia Olympiki I, który będzie zwodził i uwodził.
Średnica z tych monitorów jest dość lekka, zwinna, nie wycofuje się na przejściu do wysokich tonów, nie usuwa z nagrań ewentualnego rozjaśnienia czy przybrudzenia. Nie jest jednak przewrażliwiona i nerwowa, z żadnych problemów jakościowych "nie robi afery".
Nie zmierza też ku powiększaniu wolumenu instrumentów czy głosów, nie jest podgrzana w dolnym podzakresie. Na scenie pojawia się jednak specjalny bas - w kategorii konstrukcji podstawkowych z 15-cm nisko-średniotonowym naprawdę wyjątkowy.
Jednak Sonus faber ma już coś podobnego na koncie - testowana wiele lat temu Cremona Auditor, będąca bezpośrednim poprzednikiem Olympiki I, miała podobny bas. Sonus to potrafi - z 15-tki wykrzesać dynamikę i niskie zejścia, ale pamiętajmy, że mówimy o konstrukcjach za 22 000 zł, gdzie są stosowane pierwszorzędne głośniki, a objętość obudowy wcale nie jest bardzo mała.
Sprężysty, soczysty bas daje właściwą przeciwwagę dla aktywności zakresu kilku kHz, dzięki czemu neutralność nie prowadzi do wyszczuplenia i spłaszczenia, wyraźna pulsacja na dole pasma dodaje całemu brzmieniu siły.
Wysokie tony są gładkie, błyszczące, idealnie połączone ze średnicą, tutaj również trudno wyłapać jakiekolwiek niedociągnięcia czy wybryki, podobnie jak w odtworzeniu sceny. Spodziewaliśmy się wielkiej przestrzeni? Jeżeli taka jest zarejestrowana, taka też będzie odtworzona. Jednak Sonusy nie manipulują i nie podrasowują, ani w szerokości, ani w głębokości sceny.
Na firmowych standach Olympiki I wyglądają o wiele lepiej niż na jakichkolwiek innych… Mówiąc inaczej, bez nich cała zabawa nie ma sensu; ten wydatek trzeba od razu wziąć pod uwagę.
W porównaniu z Orfeo, kolumny Sonus faber Olympica I grają głośniej (mają wyraźnie wyższą czułość), jaśniej, bardziej impulsywnie w zakresie średnio-wysokotonowym, bez zmiękczenia i ocieplenia, chociaż z zaznaczonym, obfitym basem, który jednak nie wylewa się na zwinne, czytelne średnie tony.
Dla każdego, kto ma choćby ogólne pojęcie o naturalnych ograniczeniach związanych z konstrukcjami dwudrożnymi o umiarkowanej wielkości, nawet tymi najbardziej zaawansowanymi, brzmienie Olympiki I nie może być rozczarowaniem.
A pewnymi właściwościami i możliwościami możemy być zafascynowani, nie tylko w kontekście gabarytów. Miłośnicy monitorów będą triumfować, że oto recepta uznawana przez nich za najlepszą dała spodziewane wyniki. To jednak nie jest takie proste… Ale najważniejsze, że tym razem rzeczywiście się udało. Wszystko w najlepszym porządku, nie ma się czego czepiać, nie mogę jednak zapomnieć o Olympicach II…
Kto ma wielką ochotę na głośniki podstawkowe i przygotowane na to takie właśnie pieniądze, na pewno powinien brać pod uwagę kolumny Sonus faber Olympica I - dobrze grają, świetnie wyglądają i mają cenne logo Sonusa fabera. Ale razem z firmowymi standami, z którymi tworzą niemal obowiązkowy komplet, kosztują 26 000 zł, a już za 33 000 zł można kupić wolnostojące Olympiki II.
*Do ceny monitorów doliczamy dodatkowe 4000 zł za podstawki.
Andrzej Kisiel