Odsłuch
Tym razem w napisaniu recenzji nie pomogą mi wspomnienia i porównania z innymi modelami Piegi. Mimo że nie jest to jej debiut na łamach " Audio", to ostatnie testy miały miejsce dziesięć lat temu. Można by sięgnąć do archiwum, przeczytać, w ten sposób "odświeżyć" sobie pamięć, ale czy ma to znaczenie, jak Piegi grały dekadę temu? Żadnych z tamtych modeli nie ma już w sprzedaży.
Najogólniej i bezpiecznie można tylko zaznaczyć, że firma nie zapisała się jakimś bardzo indywidualnym, awangardowym, kontrowersyjnym brzmieniem, chociaż stosowana przez nią technika, zwłaszcza w wyższych modelach, była oryginalna i miała swoje smaczki, to służyła ona uzyskaniu dźwięku zrównoważonego i dokładnego.
Wejście kolumn Piega Classic 40.2 na scenę miało jednak swój własny styl, ale był on przeciwieństwem wszelkiego efekciarstwa. Jakby Piega przemówiła bardzo grzecznie: Dawno mnie tu nie było, czy mogę coś zagrać? I zagrała z niezwykłą delikatnością i elegancją. Ten dźwięk nie wtłoczy w fotel, nie podniesie adrenaliny, ale zatrzyma przy sobie na bardzo długo naprawdę unikalną lekkostrawnością i umiejętnością oswojenia praktycznie każdego nagrania.
Oczywiście są lepsze i gorsze, jaśniejsze i ciemniejsze itp. itd., ale kolumny Piega Classic 40.2 wszystko potraktowały ze swoistą uprzejmością i tolerancją, w której łączy się lekkość i staranność. Nie ma tutaj wielkiego dynamicznego animuszu ani świdrującej detaliczności, lecz jest w zasadzie wszystko to, co zapewnia przyjemność słuchania muzyki "nieekstremalnej".
Piega Classic 40.2 świetnie poradzą sobie z różnymi gatunkami, może z wyjątkiem metalu. Są zestrojone pod gust statystycznie przeciętny, ale nie wpadają w nazbyt prymitywną "komercję", są odpowiednie do sytuacji, w której właściciel chce przy muzyce odpocząć, a nie "nakręcić się" czy też chwalić przed znajomymi, że słychać z nich to, co niesłyszalne z innych kolumn.
Na takie wrażenie składa się kilka elementów, swoje robi ukształtowanie charakterystyki przetwarzania. Przełom średnich i wysokich tonów jest cofnięty, co w pomiarach wygląda bardziej "radykalnie", niż to słychać, chociaż jest to zabieg prowadzony wyłącznie w celu uzyskania określonego brzmienia; przecież nie po to, by pochwalić się "ładniejszym" kształtem. Jeżeli konstruktor posiada spore umiejętności w takim manipulowaniu, to uzyskuje właśnie taki efekt jak w Piegach.
Pewnie wielu audiofilów, a tym bardziej większość "normalnych" słuchaczy, nie namierzy i nie nazwie w próbach odsłuchowych tego zjawiska – jako osłabienie określonego zakresu częstotliwości. Nawet nie odczuje jakiejkolwiek nienaturalności, lecz odbierze dobrze zintegrowaną całość, mającą swój ciepły, nienatarczywy charakter, prędzej słysząc obfitość i soczystość basu, niż ustalając deficyt czegokolwiek. Nawet głosy nie stają się nosowe, są łagodniejsze, ale przewaga niższych rejestrów wcale nie czyni ich ciężkimi, a tym bardziej dudniącymi, pozostają czytelne, a przede wszystkim płynne.
Obudowa o tak dużej podstawie nie wymaga już dodawania żadnego cokołu poprawiającego położenie punktów podparcia; pojawiła się tylko cienka płyta, pełniąca rolę ozdobną.
Drugim elementem, który służy już nie tylko elegancji, ale wręcz wyrafinowaniu, jest charakter wysokich tonów. Można je uznać za "najpiękniejsze" w tym teście, chociaż z dużą dawką subiektywizmu, to nie bez podstaw.
Wysokie z Audiovectora i Sonusa są w zupełnie innym stylu, góra z Audio Physiców już cieplej, cieplej... też bardzo kulturalna, wyciszona, a wciąż czytelna i selektywna, jednak dla wielu słuchaczy będzie jej po prostu za mało.
Wreszcie góra z Elaca jest najbardziej podobna, jednak z Piegi jest jeszcze więcej słodyczy, subtelności, czasami "szczebiotu", nigdy ostrości i dzwonienia. Czasami sypie, ciągle głaszcze, a przy tym jest czyściutka i gładziutka. Gdyby była agresywniejsza, za mocno odcinałaby się na tle cofniętego zakresu kilku kHz.
Gdyby była cichsza, całe brzmienie stałoby się zbyt ciemne; wybrany poziom i charakter doskonale pasują do całej kompozycji, która jest dość daleka od "technicznej" neutralności, ale bliska uniwersalnej muzykalności, tak jak ją zdaje się interpretować wielu odbiorców – stąd w tej "grupie docelowej" sukces w zasadzie gwarantowany. Ten dźwięk będzie odbierany jako głęboki, ciepły, zarazem gładki i czysty.
Bas również jest od tego, aby było przyjemnie; jest go dużo, więcej niż z Sonusa, nie jest tak potężny i "umięśniony" jak z Elaca, nie "przywala". Z jednej strony schodzi nisko, z drugiej – podgrzewa średnicę, zaokrąglony, kołyszący, nie ciągnie się za wojskiem. Od pierwszych do ostatnich dźwięków Piegi nie dały się sprowokować do żadnego wyczynu, fajerwerków, ani też wyprowadzić na manowce. Trzymały się swoich kompetencji, które da się ustalić dość szybko, i swojego sposobu na, ciepły, a przy tym dostatecznie transparentny kontakt ze słuchaczem.
Charakter skrajów pasma może się spodobać zarówno tym, których zmęczyła nadmierna twardość i ostrość wielu "nowoczesnych" brzmień, płaskość i suchość neutralności (o ile tak ją odbierają...), a także tych, których nie pociąga koncepcja "analogizacji" albo "lampizacji" poprzez stłumienie wysokich tonów.
Piega ustaliła profil, który omija takie schematy, chociaż nie jest to wcale profil bardzo odkrywczy, to wykonany w wyjątkowo zręczny sposób. Daje wytchnienie, bezpieczeństwo i satysfakcję. Taki komfort staje się wręcz luksusem.
Kopułki, stożki i wstążki
Głośniki wstęgowe mają swoich wiernych zwolenników, zarówno wśród producentów, jak i audiofilów, a LDR-y Piegi są jednymi z najlepszych. Dlaczego jednak przetworniki wstęgowe nie wygrały konkurencji z kopułkami, mimo swoich niekwestionowanych zalet? Nawet jeżeli zalety są oczywiste, to są również znane problemy.
Membrana przetwornika wstęgowego jest bardzo cienka (w aktualnej wersji LDR, 2642 MKII - 0,007 mm), dzięki czemu, nawet przy powierzchni znacznie większej, niż powierzchnia typowej, jednocalowej kopułki, jej masa jest wciąż mniejsza.
To prowadzi do pochopnego wniosku, że głośnik wstęgowy jest z założenia "szybszy ". Jednak "szybkość", a dokładnie przyspieszenie, zależy w takim samym stopniu od masy, jak i od przyłożonej siły (druga zasada mechaniki Newtona).
W głośniku siła ta zależy od indukcji pola magnetycznego i długości obwodu (przez który płynie prąd), znajdującego się w tym polu, w praktyce zależy od "siły" zastosowanego magnesu, a w głośnikach z cewką również od tego, jak dużo cewki "wychodzi" poza szczelinę (aby zapewnić liniową pracę przy dużych amplitudach), i od szerokości szczeliny (w im większym stopniu szczelina jest wypełniona cewką, a więc uzwojeniem - tym lepiej).
W głośniku wstęgowym membrana, na której jest wytrawiona ścieżka przewodząca, musi być odsunięta od magnesu, a nie znajdować się tuż, tuż (jak cewka w szczelinie), aby mieć choćby minimalną swobodę ruchu (którą w głośniku z cewką zapewnia uzwojenie wychodzące poza szczelinę).
Dzięki większej powierzchni określone ciśnienie (i efektywność) może być uzyskane przy mniejszej amplitudzie, ale z tego odsunięcia i tak wynikają straty, które w dużym stopniu niwelują uzyskane, dzięki niskiej masie, korzyści.
Uzyskanie wymaganej siły (indukcji) wymaga zastosowania silnych magnesów neodymowych, a wykonanie - wyjątkowej precyzji (ustawienia dość dużej membrany idealnie równolegle, w określonej, niewielkiej odległości od magnesów). Sam fakt, że membrana jest lekka, niczego nie przesądza (dotyczy to również konwencjonalnych głośników z cewką). Porównajmy kopułkę ze wstążką z jeszcze innego punktu widzenia.
Określone ciśnienie akustyczne możemy uzyskać dzięki dużej amplitudzie i małej powierzchni albo dzięki małej amplitudzie i dużej powierzchni (trzeba przesunąć określoną objętość powietrza w jednym cyklu). Dotyczy to wszystkich częstotliwości, chociaż dla wysokich częstotliwości objętość ta jest znacznie mniejsza; mimo to wciąż mamy pewien wybór i membrana wstęgowa "stawia" bardziej na powierzchnię, a membrana kopułkowa - na amplitudę. Można argumentować, że przy mniejszej amplitudzie ruchu membrany mniejsze są zniekształcenia - tutaj przewagę ma wstążka.
Z drugiej strony, im większa powierzchnia źródła promieniującego wysokie częstotliwości, tym bardziej skupiona wiązka (węższa charakterystyka kierunkowa). W przypadku kopułek charakterystyka kierunkowa wygląda tak samo we wszystkich płaszczyznach; membrana wstęgowa ma zwykle kształt prostokątny i stąd ma różne charakterystyki kierunkowe w różnych płaszczyznach, szerzej rozpraszając w płaszczyźnie, w której jest węższa; dlatego jeżeli jest zorientowana pionowo, ma dobre rozpraszanie w płaszczyźnie poziomej, a słabsze - w pionowej.
"Zagregowane" charakterystyki kierunkowe pokazałyby jednak ogólnie słabsze rozpraszanie z typowej wstążki niż z kopułki, ze względu na większą powierzchnię tej pierwszej. Jeżeli traktować to jako wadę (a większość konstruktorów tak by to traktowała), to sprytnym rozwiązaniem, łączącym małą amplitudę z małą powierzchnią - przy dużej objętości "tłoczonego" powietrza - jest właśnie przetwornik AMT.
Andrzej Kisiel