Odsłuch
JBL ma atut i jednocześnie problem. Firma znana z instalacji nagłośnieniowych nie może zlekceważyć żadnej okazji, aby przypominać o swoich najwyższych kompetencjach w tej dziedzinie i wspierać tym również promocję kolumn do użytku domowego, które z osiąganiem wysokich poziomów SPL, i innymi cechami systemów PA, niewiele mają wspólnego.
Odwołanie się do decybeli i emocji płynących z estrady, do muzyki granej "na żywo", działa na wyobraźnię; przecież słuchając płyt, często chcemy się tam przenieść. I chociaż parametry kolumn domowych nie mają wprost parametrów "koncertowych", to przecież nie o to chodzi - lecz o proporcje, o przybliżenie charakteru brzmienia, w zupełnie innych warunkach; w domu siedzimy kilka metrów przed głośnikami.
Ale zgoda, kto chce prawdziwie koncertowych wrażeń, musi iść na koncert, a kto chce mieć maksimum emocji w domu... zwykle kupuje sobie kolumny jednak znacznie większe niż Areny 170. Tutaj dochodzimy do sedna - umiarkowany potencjał tych kolumn na pewno nie ułatwia tego "zbliżania" się do koncertowego spektaklu. Czym więc JBL chce nas przekonać, poza samymi certyfikatami własnej, koncertowej nieomylności?
Kolumnom JBL Arena 170 i jej konstruktorom trzeba oddać sprawiedliwość, jednocześnie nie popadając w koncertową egzaltację. Jest "coś" w tym brzmieniu, co gwarantuje dużą dawkę emocji, bezpośredni kontakt, łatwość percepcji.
Ten dźwięk nie jest potężny, lecz jest energetyczny; nie jest wyostrzony, lecz wciąż jest bliski. Nie spodziewajmy się audiofilskich smaczków, elegancji i wyrafinowania. Nie obawiajmy się agresywności i szaleństwa.
Jest dość prosty, spójny, czytelny przekaz, przez to przyjazny, ale nie "ugrzeczniony". Dźwięki są trochę chropowate, ale przez to naturalne, wolne od syntetyczności, bardziej "drewniane" niż "plastikowe", nie są też metaliczne.
Wysokie tony beztrosko "świergolą", nie cyzelując szczegółów, nie sprawiają kłopotu żadną nadmiernością ani zbytnią delikatnością. Przejrzystość jest OK, ale nie jest to krystaliczna klarowność, a scena budowana jest przede wszystkim na pierwszym planie, bez podkreślania głębi sceny (przez wiele kolumn kreowanej, a nie odtwarzanej).
Bas jest krzepki, mięsisty, pulsujący, i jeżeli nie zażądamy, aby zagrał bardzo głośno, będzie dobrze udawał pracę większej kolumny. Te kolumny nie będą swobodnie koncertować w dużych salonach, ale do pokojów wielkości 20 m2 wejdą z żywym, zdrowym brzmieniem, służącym każdej muzyce, w której ważniejsze są emocje niż detale techniki gry drugiego skrzypka orkiestry symfonicznej.
Obudowa nie jest podparta cokołem, stoi na czterech, dość wysokich, gumowych nóżkach, w które można wkręcić kolce.
Potrzebne skupienie
Dzisiejszy poziom techniki pozwala tak dopracować działanie tub, że nie niosą one ze sobą już silnie zaznaczonych cech brzmieniowych. Ale jakie mają zalety? Najlepiej znana jest wysoka efektywność.
Z tego też powodu tuby są tak popularne w instalacjach nagłośnieniowych, gdzie ważna jest sprawność energetyczna; tuby mają jednak węższe (generalnie) charakterystyki kierunkowe, co w konstrukcjach hi-fi przez długi czas było uważane za wadę (wysiłki większości producentów wciąż idą w stronę jak najszerszego rozpraszania, stąd kolumny bipolarne i omnipolarne).
Od pewnego czasu widać jednak, nawet w stereofonicznym high-endzie, tendencję do uzyskania "zrównoważonego rozpraszania". Rzecz w tym, aby w okolicy częstotliwości podziału ustalić podobne charakterystyki kierunkowe z głośników nisko-średniotonowego (czy średniotonowego) i wysokotonowego.
Rozpraszanie ze standardowego, 18-cm głośnika nisko-średniotonowego (lub średniotowego), w zakresie kilku kHz, nie może być szerokie, czego wyraźnie poprawić się nie da (pewne znaczenie ma profil membrany), można jednak zawęzić ("kontrolować") rozpraszanie z wysokotonowego, czemu służy właśnie tubowe wyprofilowanie przed membraną.
Trzeba je jednak przygotować tak umiejętnie, aby nie pogarszać charakterystyk powyżej (gdzie i tak następuje skupianie wiązki - rozpraszanie jest funkcją długości fali, a więc częstotliwości, i średnicy membrany).
Pojawia się też argument, że zbyt szerokie rozpraszanie średnich częstotliwości wcale nie jest korzystne w pomieszczeniach słabo wytłumionych, gdzie duży udział odbić zaburza zarówno charakterystykę częstotliwościową, jak i budowanie sceny dźwiękowej.
Ten problem był zresztą uwzględniony w wytycznych dla systemów z certyfikatem THX (kto o nich jeszcze pamięta?), w których kolumny przednie miały promieniować dość skupione wiązki (w celu największej precyzji kreowania sceny), a tworzeniem rozproszonej przestrzeni dźwiękowej miały zajmować się surroundowe dipole.
Jak widać, światy kina i muzyki wcale nie stoją po przeciwnych stronach barykady, pewne zalecenia ważniejsze są tutaj, a mniej ważne tam, jednak wiele z nich jest podobnych. Natomiast sprzeczności w rekomendacjach i rozwiązaniach wynikają zwykle z różnych "filozofii" firm i konstruktorów w zmierzaniu do różnych rezultatów brzmieniowych, a nie ze specjalizowania kolumn do stereo lub do systemów wielokanałowych, do muzyki czy do kina.
Andrzej Kisiel