Odsłuch
Relatywnie nowe (liczą sobie już jednak ponad rok) Contoury były dla mnie do tej pory niewiadomą. Słyszałem je wcześniej w dość przypadkowych warunkach (tak przynajmniej ja je rozpoznaję), na fi rmowej prezentacji w Monachium. Niewiele stamtąd pamiętam... bo nawet nie starałem się niczego konkretnego (poza zdjęciami) stamtąd "wynieść", czekając na regularny, redakcyjny test, który miałby wyjaśnić "wszystko" lub prawie wszystko...
Na pewno ostatecznie nie wyjaśnia, jak grają pozostałe modele serii, jednak z jednej strony brzmienie Contourów 30 jest na tyle znamienne, a z drugiej - styl Dynaudio na tyle stabilny, że można mieć bardzo mocne podejrzenie, iż ten pomysł dotyczy co najmniej wszystkich modeli serii Contour (a pewnie też i nowych Confidence).
Dynaudio jest jednym z tych autorytetów, który nauczył nas szacunku zarówno do walorów swojego brzmienia, jak i do konsekwencji w jego egzekwowaniu. Postęp jest ewolucyjny i wiązał się - przynajmniej dotąd - z doskonaleniem, dopieszczaniem ustalonych parametrów i cech, uznanych za najważniejsze dla obiektywnie najlepszego brzmienia.
Nie przypominam sobie żadnej "wolty", poważniejszych eksperymentów, w pewnym sensie w testach Dynaudio od dawna wiało już nudą... Czasami coś trochę bardziej błysnęło, momentami bas nabierał tempa, ale zazwyczaj muzyka płynęła nurtem doskonale znanym i lubianym. Właśnie - płynęła, a nie atakowała, uderzała i cięła. Tego mogło czasami brakować... chociaż brzmienie Dynaudio świetnie pasowało do sentencji, że nie można mieć wszystkiego naraz.
Ktoś może powiedzieć z żalem, że nowe Contoury to już nie to samo, co "dawne, dobre Dynaudio". Z drugiej strony można być zafascynowanym walorami tego brzmienia i chwalić Dynaudio za przełamanie dawnej konwencji i pewnych ograniczeń. Można wreszcie ustalić, że dźwięk ten wciąż ma w sobie wiele "konstytucyjnych" cech Dynaudio, a zarazem idzie naprzód. Wszystko przygotowane - odpalamy.
Dynaudio Contour 30 eksplodowały muzyką, jakby to były kolumny jeszcze większe, cięższe, a przede wszystkim bardziej rozbudowane. To najpotężniejsze brzmienie, jakie dotąd słyszałem z układu dwuipółdrożnego, opartego na dwóch 18-kach.
Moje ulubione C2 z poprzedniej serii Confidence, przy całej swojej urodzie (konstrukcji i brzmienia) nie miałyby tutaj szans z "30-kami". Trzeba tylko doprecyzować, o jaką cechę chodzi - nie tylko o obfitość i rozciągnięcie basu, ale równocześnie o jego dynamikę.
Dynaudio od dawna kwestionuje zasadność połączeń bi-wiring, wyposażając swoje konstrukcje w pojedyncze gniazdo przyłączeniowe (tym samym niemożliwy jest również bi-amping, na który jednak ma ochotę (i pieniądze) tylko promil audiofi lów, a odsetek systemów, w których miałby on sens, jest jeszcze mniejszy...
Contour 30 pokazuje niezwykłą siłę, niskie rejestry są gęste, krzepkie, niosą ze sobą zarówno potężne uderzenia, jak i stałe nasycenie całego obrazu. Brzmienie jest przez to efektownie ciężkie, ale nie ociężałe.
Impuls i kontrola basu jest lepsza niż we wcześniejszych Dynaudio, nawet tych najdroższych, co może osłabia dawną "klimatyczność" rodzącą się w cieple i miękkości niskich tonów, ale przynosi nowoczesną dynamikę i dokładność. Ta jednak nie jest nazbyt techniczna i oszczędna - bas niesie ze sobą moc, muzyka znajduje w nim zarówno oparcie, jak i "napęd".
Różnica względem Davone Solo jest zasadnicza - tam bas był okrąglejszy, luźniejszy, pulsujący, i chociaż bardzo niski, to w sumie znacznie delikatniejszy. Dynaudio Contour 30 gra basem "na całego", dając tym również solidne wzmocnienie niższego podzakresu średnich tonów. Nie ma tu żadnego osłabienia, instrumenty akustyczne i głosy mają głębię nie tylko przestrzenną, ale i tonalną.
Dźwięki nabierają autentycznej, naturalnej siły i objętości, pojawiają się z bardzo przekonującą barwą, konsystencją i artykulacją - ta ostatnia jest wyniesiona na poziom wcześniej przez Dynaudio niestosowany.
W ten sposób Contoury 30 brzmią może mniej "firmowo", ale mają też własne, unikalne możliwości. Po części wywodzące się z tradycji, po części nowe.
Uzyskano fascynującą kombinację siły, powagi, przejrzystości i delikatności. Intrygujące jest też połączenie solidnego fundamentu basowego z dość wysoko budowaną sceną (wynikającą z pozycji głośnika wysokotonowego) - razem z dynamiką współtworzy to dużą skalę dźwięku.
Davone Solo grają lekko i swobodnie, ale nie wprowadzają iluzji naturalnych źródeł dźwięku. Dynaudio Contour 30 mają zdolność wykreowania dużych postaci, czemu pomaga tradycyjna firmowa plastyczność średnicy, lecz nową jakość wprowadza wyrazistość rysunku.
Piankowymi zatyczkami możemy poważnie zmienić charakterystykę systemu rezonansowego, dzięki dwóm otworom rośnie liczba kombinacji, chociaż różnice między niektórymi będą śladowe.
Wysokie tony są czyściutkie, rozdzielcze, ale podporządkowane - nie konkurują z mocniejszym basem, dopełniają obraz jak warstwa politury. Są przy tym na tyle wyraziste i otwarte, że nawet ich umiarkowany poziom wystarczy, aby dostać odpowiednie wykończenie harmonicznymi i naświetlenie detalu.
Można uznać, że w ten sposób Dynaudio trzyma się swojego zwyczaju, chociaż wiele firm stosuje taki profil tonalny (np. Focale i KEF-y). Do tego pierwszorzędne budowanie planów, ale w zupełnie innym stylu niż z Solo. Tamte grały "na wszystkie strony", od pierwszych dźwięków popisując się zdolnością budowania dużej przestrzeni niemal dla każdego nagrania. To efektowne i wciąż nie zaprzeczę, że godne uznania.
Dynaudio w odtwarzaniu stereofonii jest dokładne, powściągliwe, wyrafinowane, ale przez to bywa...spektakularne.
Scena jest szczelnie zapełniona, z mocnym planem centralnym, stereofonia jest regularna, bez szaleństw. Można powiedzieć, że jest spokojnie, czasami "niewiele się dzieje", ale gdy tylko nagranie ma odpowiednią informację, Contoury 30 odczytają ją bezbłędnie - na dalszych planach pojawiają się plastyczne, pięknie wykształcone, stabilne źródła.
One nie są "gdzieś dalej", lecz dokładnie tam, gdzie je słyszymy. W ten sposób dostajemy "efekty specjalne", które nie są jednak wcale specjalne w znaczeniu czegoś dodanego przez same kolumny, ale w znaczeniu ich specjalnego profesjonalizmu w odtwarzaniu (a nie tworzeniu) przestrzeni dźwiękowej. To jednocześnie uspokaja, że gdy nie jesteśmy uraczeni podobnymi akcjami - to nie zaplanował ich realizator nagrania, a my słyszymy je w niezniekształconej formie.
I jeszcze raz dynamika. Tym razem, wraz z Contourami, nie tylko plastyczność, przestrzenność i aksamitność, ale i moc będzie z nami.