To weteran, rówieśnik Tannoya i tylko kilku marek w skali całego świata, które zaczęły działać nie w czasach rozkwitu stereofonicznego H-Fi, czyli w latach 60. i 70. XX wieku (stąd tak dużo obecnie jubileuszy "Czterdziestolatków"), ale znacznie wcześniej, gdy pojawiały się pierwsze głośniki dla jakichkolwiek systemów odtwarzających dźwięk.
Początki są datowane na rok 1933, ale bez obaw - całej historii śledzić nie będziemy (skądinąd polecam lekturę, zamieszczoną na stronie internetowej producenta), tylko szybko przeskoczymy do aktualnej oferty. Ta znowu jest zaskakująca.
Chociaż zarówno Mission, jak i Wharfedale należą do tego samego właściciela - grupy IAG - to może się wydawać, że bardziej dba on o Wharfedale. Widoczny na stronie tej marki katalog konwencjonalnych zespołów głośnikowych jest znacznie obszerniejszy, zawiera zarówno serie niskobudżetowe, jak i wyraźnie droższe, a nawet imponujący flagowiec Airedale, stylizowany na bardzo starą konstrukcję.
Ale... większa część tej oferty liczy sobie już ładnych kilka lat, prawdopodobnie pokazywane są też modele już nieprodukowane, skoro nie ma ich na stronie polskiego dystrybutora. Mimo to wybór jest wciąż spory, obejmuje trzy serie Diamond i najdroższą Reva. Podobna nazwa dla aż trzech serii wyraźnie różnych konstrukcji, a więc dla większej części wszystkich produktów, to sytuacja zupełnie wyjątkowa, jednak mająca swoje głębokie uzasadnienie.
Wharfedale i seria Diamond
Parafrazując słowa poety: Mówimy - Wharfedale, a w domyśle - Diamond; mówimy - Diamond, a w domyśle - Wharfedale. Firma stawia na to hasło, podkreślając przełomową rolę, jaką na początku lat 80. odegrały pierwsze Diamondy - głośniki o wyśmienitej relacji jakości.
Rynek Hi-Fi był wówczas w największym rozkwicie, więc z głośnikami tymi zetknęło się bardzo wielu użytkowników. Niestety, wtedy jeszcze nie w Polsce, więc do nas ten przekaz tak dobrze nie dociera, ale być może nazwa Diamond wciąż "działa" na innych rynkach.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Najtańsza seria to Diamond 200. Teoretycznie jest bardzo liczna, na stronie producenta pokazanych jest w sumie osiem modeli: trzy podstawkowe, trzy wolnostojące i dwa centralne; jednak w ofercie polskiego dystrybutora są już tylko trzy: dwa wolnostojące i jeden centralny. Ponieważ to seria najstarsza, być może jest już wycofywana ze sprzedaży.
Wyższa seria D 300 jest z kolei najnowsza, wprowadzona pół roku temu. Sam producent jednoznacznie nie zalicza jej do Diamondów, chociaż sugeruje to literą D, więc polski dystrybutor trochę się rozpędził, nazywając ją Diamond 300.
Obejmuje tylko jeden model wolnostojący, dwa podstawkowe i jeden centralny - skromnie, ale ładnie, konstrukcje D 300 wyglądają znacznie nowocześniej. Jeżeli D 300 zastąpi Diamond 200, to wybór będzie mniejszy, jednak będzie koncentrować naszą uwagę na kilku bardzo atrakcyjnych modelach.
Jednak najważniejsza jest seria Diamond 11. Wprowadzona w zeszłym roku stała się głównym fi larem całej oferty. Jest bardzo liczna teoretycznie i praktycznie (wszystkich osiem modeli znajdziemy w cenniku polskiego dystrybutora).
Ceny sięgają znacznie wyżej niż modeli serii 200 i 300, ale zaczynają się na tyle nisko, aby dotrzeć do "szerokiej publiczności". Dobrze ilustruje to fakt, że testowany model Wharfedale Diamond 11.4 jest "środkowym" z trzech wolnostojących. Są też trzy podstawkowe i dwa centralne.
Seria 11 jest wyjątkowo obfita, ale i jej konstrukcje wyglądają efektownie. To jednak zupełnie inny styl niż np. Mission, które jest nowoczesne poprzez swoistą "skromność" i estetyczny spokój. Wharfedale mają za to odrobinę luksusu, więcej się w nich dzieje, więcej błyszczy, ale też bez przesady i w dobrym guście. Częściowo to zasługa samej techniki i przetworników, częściowo obudowy i jej wykończenia. W sumie składa się to na obraz kolumny, która wygląda na wartą swojej ceny.
Solidność Diamondów 11.4 potwierdza ich masa 24 kg - to kilka kilogramów więcej niż wszystkich innych kolumn tego testu.
Wharfedale Diamond 11.4 - obudowa
Wharfedale ma się czym pochwalić, przywołuje więc dokonania założyciela firmy - Gilberta Briggsa - który eksperymentował z podwójnymi ściankami, przedzielonymi warstwą piasku. Takich ekscesów w serii Diamond 11 nie stwierdzono, ale ponoć ścianki są złożone z kilku warstw o różnych gęstościach, co jest znanym sposobem osiągnięcia zarówno wysokiej sztywności, jak i tłumienia. Może nawet chodzić o "zwykłą" sklejkę, ale sklejka to też materiał bardziej kosztowny niż powszechnie stosowany mdf.
Czytaj również: Co to są charakterystyki kierunkowe?
Boczne ścianki Wharfedale Diamond 11.4 są wygięte, najpierw lekko poszerzają obudowę (front ma 21,5 cm, a maksymalna szerokość - 22 cm), a dalej zbiegają się ku tyłowi - tylna ścianka ma już tylko 14,5 cm. Front jest polakierowany na wysoki połysk, pozostałe powierzchnie zostały oklejone folią drewnopodobną. Maskownica trzymana jest przez ukryte magnesy.
Pomiędzy cokołem (o grubości 16 mm), który ani trochę nie wystaje poza obrys obudowy, a właściwą "skrzynką" znajduje się 7-mm szczelina. Tak niewielka, że uznałbym ją raczej za wzorniczy "smaczek", jednak jest to wylot z tunelu bas-refleksu.
Zwykle, gdy okrągły tunel jest zainstalowany w dolnej ściance, pojawia się większy prześwit, pozwalający fali z tunelu wydostać się już dość swobodnie; tutaj prześwit jest dalszym ciągiem tunelu, obliczonym na żądaną przez konstruktora częstotliwość rezonansową.
Całkowita powierzchnia szczeliny jest więc odpowiednia, ani za duża, ani za mała, a takie uformowanie wylotu ma prowadzić do wyeliminowania turbulencji. Zatem obydwa niskotonowe pracują w jednej komorze.
Wharfedale Diamond 11.4 - konstrukcja
11.4 to konstrukcja trójdrożna, co samo w sobie nie jest gwarancją sukcesu i nie musi u wszystkich wywoływać zachwytu, ale jest co najmniej godne uwagi i ogólniejszej refleksji - po długim okresie audiofilskiej mody na układy minimalistyczne, przynajmniej w tym zakresie ceny, pojawia się coraz więcej układów trójdrożnych, przywracających znaczenie wyspecjalizowanemu głośnikowi średniotonowemu. Oby tylko wahadło powszechnej opinii nie wychyliło się w przeciwną stronę i nie doprowadziło do wniosku, że jest to jedyny sposób, aby uzyskać prawidłowe brzmienie średnich częstotliwości.
Trójdrożność Wharfedale Diamond 11.4 nie jest wymuszona zastosowaniem takich głośników niskotonowych, które nie mogłyby pracować również w zakresie średnich tonów - tworzą one przecież układ dwuipółdrożny w modelu 11.3. Można jednak zakładać, że 20-ki zastosowane w większych 11.5 mogą pracować tylko jako niskotonowe i średniotonowy był tutaj już konieczny.
Czytaj również: Co to są kolumny aktywne i jakie są ich odmiany?
12-cm głośnik średniotonowy stosowany w obydwu konstrukcjach trójdrożnych serii Diamond 11 to jednostka wyspecjalizowana, a nie tylko przefiltrowana do działania w takiej roli.
Tym porównaniem chcę rozróżnić dwa rodzaje układów trójdrożnych (wedle przyjętego kryterium):
• Pierwsze to takie, w których głośnik średniotonowy pojawia się na skutek takiego "rozrostu" albo wyspecjalizowania głośników niskotonowych, przy którym nie mogą one przetwarzać średnich tonów. To sytuacja bezdyskusyjna - takie konstrukcje też są potrzebne (zwykle duże, do nagłaśniania dużych pomieszczeń).
• Drugie to takie, w których zastosowanie specjalnego głośnika średniotonowego ma poprawić brzmienie średnich tonów, chociaż możliwe jest też ich przetwarzanie przez głośnik o cechach nisko-średniotonowego, którego praca zostaje w takiej sytuacji ograniczona do niskich częstotliwości.
Argumentami za uruchomieniem głośnika średniotonowego są więc zarówno zbyt duża średnica i masa membrany głośnika przetwarzającego niskie tony, jak też możliwość zmniejszenia amplitudy (w zakresie średnich częstotliwości, po "odciążeniu" układu drgającego od niskich częstotliwości).
Pierwszy argument prowadzi do wniosku, że głośnik średniotonowy powinien mieć średnicę znacznie mniejszą niż niskotonowy - tym lepsza będzie jego charakterystyka w zakresie średnich tonów. Argument drugi nie jest z tym sprzeczny - w zakresie średnich częstotliwości amplitudy są tak małe, że nawet mała powierzchnia membrany zapewni odpowiednie ciśnienie akustyczne.
Zgodnie z takim podejściem, w dawnych konstrukcjach trójdrożnych, nawet obok bardzo dużych niskotonowych, widzimy najczęściej niewielkie, 12-cm średniotonowe. Ale w wielu współczesnych konstrukcjach głośniki średniotonowe są duże (18-cm), podczas gdy niskotonowe często są niewielkie. Czasami średnice jednych i drugich "się spotykają" (to przypadek Monitorów Paradigma z 15-cm głośnikami w każdej roli).
Wharfedale trzyma się bliżej tradycyjnej recepty, skoro jego średniotonowy to mała 12-ka, chociaż w kolumnach Wharfedale Diamond 11.4 jest ona połączona z niewiele większymi, 15-cm niskotonowymi. Ułożenie głośników jest klasyczne, z wysokotonowym na górze. Co rzadko spotykane, producent podaje objętości komór poszczególnych sekcji: komora niskotonowych (jedna wspólna) ma 31 l, średniotonowego - 12 l.
Czytaj również: Co to jest głośnik koncentryczny?
Wreszcie... przynajmniej dla odmiany – gniazdo podwójne. Tylko dlaczego zostało tak udziwnione? Na tylnej, chociaż wąskiej ściance wciąż jest dosyć miejsca na "normalne", wygodniejsze ustawienie zacisków.
To bardzo dużo jak na 12-kę, w dodatku pracującą tylko w zakresie średniotonowym, nawet przy bardzo niskiej częstotliwości podziału (której producent nie przedstawia). Patrząc z zewnątrz na ustawienie głośników, można podejrzewać, że pomiędzy średniotonowym a górnym niskotonowym znajduje się pozioma przegroda - wyznaczyłaby ona takie właśnie proporcje.
Być może większa niż zazwyczaj objętość przydzielona średniotonowemu jest tylko "skutkiem ubocznym" (zupełnie nieszkodliwym) zastosowania takiego prostego wewnętrznego podziału, przy zapewnieniu głośnikom niskotonowym optymalnej objętości (cała obudowa jest więc nieco za duża jak na "potrzeby" samych głośników i stąd kilka litrów trzeba było gdzieś "wytracić"; na dole obudowy nie można było tego zrobić, jako że zainstalowano tam tunel bas-refleks).
Technika głośnikowa jest, jak na tę klasę cenową, na bardzo wysokim poziomie. Mimo że wszystkie niskotonowe, średniotonowe oraz nisko-średniotonowe w konstrukcjach dwudrożnych i dwuipółdrożnych serii Diamond 11 mają zróżnicowane średnice, to łączą je podobne rozwiązania.
• Po pierwsze, membrany są kewlarowe; niech nie zmyli nas ich czarny kolor, chociaż naturalny kolor plecionki kewlarowej jest żółty, to membrany kewlarowe zawsze trzeba "uszczelnić" i jednocześnie wytłumić, a więc nasączyć i powlec specjalną substancją, a ta może mieć już kolor w zasadzie dowolny.
• Po drugie, w środku znajduje się nieruchomy "korektor fazy" - bardziej odpowiedni dla głośnika średniotonowego; głośnikom niskotonowym lepiej posłużyłoby usztywnienie membrany nakładką przeciwpyłową, ale jak już wyjaśniliśmy, głośniki te są uniwersalne i stosowane w innych konstrukcjach również jako nisko-średniotonowe.
• Po trzecie, górne zawieszenie jest wykonane z pianki, a nie z gumy - w tym miejscu trwalsza guma już wiele lat temu niemal wyparła piankę, która ulegała procesowi "starzenia", jednak ostatnio niektórzy producenci wracają do pianki, zauważając jednocześnie jej akustyczne zalety (zwłaszcza dla średnich częstotliwości), jak też wydłużając jej "żywotność".
• Po czwarte, kosze są odlewane z metali lekkich i mają wyjątkowo cienkie, aerodynamiczne żebra. Po piąte, układy magnetyczne są ponadprzeciętnie duże i wyposażone w miedziane pierścienie (Faradaya) redukujące indukcyjność i zniekształcenia.
Czytaj również: Dlaczego otwór bas-refleks nie promieniuje w fazie przeciwnej do fazy przedniej strony membrany?
Również Wharfedale jest przekonany do kopułek tekstylnych, a ta stosowana w serii Diamond 11 jest jego najlepszą.
Głośnik wysokotonowy to 25-mm kopułka tekstylna, również tutaj w układzie magnetycznym zastosowano miedziany pierścień, a z tyłu dodano puszkę wytłumiającą (falę od tylnej strony kopułki).
Odsłuch
Koniec wieńczy dzieło, ale na ten koniec został mi przypadek chyba najtrudniejszy. Nie jestem pewien, jak się za niego zabrać... Nie, to nie jest porażka ani w ogóle żadna sensacja. Rzecz w tym, że wyróżniki brzmienia Diamondów są tak delikatne, że trudno je wieszać na afiszu.
Nie ma sensu robić z igły widły, a najkrócej rzecz ujmując: wracamy mniej więcej do punktu wyjścia, do brzmienia zrównoważonego, kompletnego i wolnego od cech wyrazistych, chociaż na pewno nie takiego samego jak z Cantonów.
Szczególną umiejętnością Diamondów jest wyraziste pokazywanie detali i faktur, bez wprowadzania rozjaśnienia.
Diamondy są nawet bogatsze w wątki, ale wątki te nie od razu wpadają w ucho i tym trudniej je precyzyjnie i proporcjonalnie opisać. Nie ma więc "retuszu", który rekompensowałby ograniczenie rozdzielczości; ona sama jest wysoka - chyba najlepsza w tym teście.
Nagrania wydawały się bogatsze w "mikrodźwięki", a wcale nie jazgotliwe. Wysokie tony są bardzo dobre. Same wokale były "ustawione" trochę wyżej niż przeciętnie, wciąż trochę niżej niż w Focalach, a raczej... trochę inaczej - niektóre były nawet bardziej "rozśpiewane" wyższymi rejestrami, inne pozostawały spokojne, chociaż nie tak gęste jak z Mission.
Bas jest krzepki, sprawny, lecz raczej oszczędny w pomrukach, bardziej po stronie rytmu, chociaż bez "nabijania". Zero efekciarstwa. Niczym nie zmęczy, nie rzuci na kolana, w dłuższych sesjach sprawdzi się doskonale.
Nie jest to jednak brzmienie oszczędzające siły słuchacza poprzez dystans, ocieplenie itd. Wharfedale grają konkretnie, bez wyostrzeń, ale i bez cieniowania wyższej średnicy, zaokrąglania góry, dosładzania. Raczej sucho, a przecież bogato i prawdziwie.
Czytaj również: Jakie kopułki wysokotonowe są lepsze - metalowe czy tekstylne?
Kewlarowe membrany, korektory fazy, piankowe zawieszenia – to zestaw cech, po których poznamy wszystkie niskotonowe, nisko-średniotonowe i średniotonowe serii Diamond 11. Wokół koszy błyszczą cienkie aluminiowe pierścienie.
Żeby oddać sprawiedliwość Wharfedale - a nie oznacza to tylko pochwał - wspomnę testowane niedawno Wharfedale Diamond 11.3 - kolumny mniejsze i prawdopodobnie pod pewnymi względami obiektywnie słabsze (ale bezpośrednio z 11.4 nie porównywałem), natomiast w swojej grupie cenowej, i to bardzo silnej (poniżej 3000 zł), były dla mnie właśnie sensacją, nie spodziewałem się wtedy po Wharfedale takiego rezultatu, były tymi, które "zabrałbym do domu".
To jest jedno z "testowych" pytań, jakie sobie zadaję, aby dotrzeć do sedna sprawy, przynajmniej moich osobistych preferencji: czy chciałbym z nimi chociaż przez jakiś czas "pożyć", czy mogę się z nimi rozstać bez żalu zaraz po teście, nawet jeżeli "formalnie" oceniłem je wysoko. Otóż 11.3 bym zabrał, a 11.4 już nie. Sęk w tym, że żadnych kolumn z tego testu bym nie zabrał, a jeżeli takie podsumowanie "wybrzmiewa" zbyt mocno, to uspokajam - wszystkie są w porządku.
Tutaj wyobrażam sobie inną sytuację, że mój dobry znajomy, ale nieaudiofil, pyta: Podobają mi się (z takich czy innych powodów) kolumny X, co o nich sądzisz? Wtedy odpowiadam - Kupuj (rekomendacja) - albo - Jeżeli posłuchałeś, to kupuj, a jeżeli nie, to wcześniej posłuchaj (ostrożna rekomendacja).
Wszystkie kolumny tego testu łapią się na rekomendację, chociaż niektóre - na ostrożną. Ale również wśród tych "ostrożnych" może się chować brzmienie, które zdecydowanie i najbardziej przypadnie komuś do gustu - ja jednak nie mogę wiedzieć tego, kto polubi żywiołowość Focala 615, a kto romantykę Mission LX4...