Błyszczące, metalowe membrany, prosta, techniczna, "monochromatyczna" elegancja – Canton ma swój styl, a jednocześnie pozostaje w nurcie chłodnego, nowoczesnego, północnoeuropejskiego minimalizmu.
Canton nie pozwala sobie na ekstrawagancje, bo ma zbyt wiele do stracenia. Musi podobać się nie tysiącom, ale dziesiątkom tysięcy, musi wychodzić naprzeciw nowym potrzebom, lecz raczej rozwiązaniami sprawdzonymi niż ryzykownymi. Nie musi zdobywać pozycji na rynku, tylko jej bronić.
Niemcy dorobili się wielu poważnych firm audio, wśród których są zarówno producenci o dużej skali, popularni od lat, znani kolejnym generacjom konsumentów sprzętu taniego i drogiego, jak też mniejsze "manufaktury", znane raczej w środowisku audiofilskim i dostępne w wyspecjalizowanych salonach.
Canton należy do tych pierwszych, kiedyś był wręcz rekordzistą obrotów na swoim rodzimym rynku; może jest nim nadal, ale nie mam na ten temat danych.
Z jego bieżącej oferty wynika jednak, że wprowadza nowości, odświeża zarówno dział klasycznych, pasywnych zespołów głośnikowych, jak też szeroko rozwija nowe tematy, do podjęcia których większość poważnych producentów głośnikowych została zmuszona przez zmiany na rynku - pozostawanie w granicach dawnej specjalizacji w dłuższej perspektywie groziłoby marginalizacją.
Canton dobrze radzi sobie z soundbarami, głośnikami aktywnymi, Bluetooth, instalacyjnymi, ma nawet "czystą" i to innowacyjną elektronikę "smart" - oryginalny wzmacniacz i przedwzmacniacz 5.1...
Kto chce się na ten temat dowiedzieć więcej, musi już sięgnąć do innych źródeł, bo my wracamy do głównego tematu naszego testu, a zajmujemy się znowu tradycyjnymi (sposobem funkcjonowania w systemie), pasywnymi konstrukcjami, które wciąż są nam potrzebne w wielkim wyborze, ponieważ nie chcemy przestawić się na kolumny aktywne, lecz kochamy kompletować systemy. Możemy liczyć na zaopatrzenie ze strony wszystkich firm, które ten temat opanowały już dawno temu.
Czytaj również: Czy kolumny trzeba ustawiać na kolcach?
Moglibyśmy opis konstrukcji Canton Chrono 70 już niedługo skończyć, gdyż nie jest ona bardzo skomplikowana i nie zawiera przełomowych rozwiązań.
Samo brzmienie okaże się pewną niespodzianką (zresztą bardzo miłą), ale zastosowana technika znana jest już od lat. A mimo to jest się do czego przyczepić, bo pożywkę przynoszą firmowe opisy.
Wcale nie przez kurtuazję oświadczam, że cenię sobie racjonalną solidność kolumn Cantona - nie są to konstrukcje fantastyczne i zapierające dech w piersiach ani "okazje cenowe", kupujemy jakość adekwatną do ceny, w postaci kolumn zaprojektowanych rozsądnie i wykonanych starannie. Tym bardziej nie rozumiem tak poważnych i licznych błędów w materiałach informacyjnych.
Canton Chrono 70 - przetwroniki
Ze wstępu do nowej serii Chrono dowiadujemy się, że w zakresie średniotonowym i niskotonowym ("midrange and bass area") zastosowano głośniki tytanowe (czyli z membranami tytanowymi), zapożyczone z wyższej serii Vento.
Tuż poniżej, nawet w tym samym katalogu, napisano jednak "aluminium woofers and midrange". Niekonsekwentne są też informacje na temat techniki zastosowanej w wyższej serii Chrono SL.
Czytaj również: Czy maskownica kolumny słyszalnie obniża jakość dźwięku?
Tutaj co prawda membrany tytanowe w niskotonowych i średniotonowych (i nisko-średniotonowych) są już pewne, ale rozbieżności dotyczą wysokotonowego, który wg katalogu ma kopułkę aluminiowo-manganową (byłby więc taki sam, jak w serii Chrono), a w innych miejscach strony internetowej obiecywana jest kopułka ceramiczna (taka jak w najlepszej serii Vento).
Każdy z tych scenariuszy miałby swój sens, jeżeli w serii Chrono SL rzeczywiście pojawia się na górze "ceramika", której na pewno nie ma w serii Chrono, to tutaj możemy mieć nawet tytan na środku i na basie, a seria Chrono SL wciąż miałaby przewagę. A jeżeli nie ma w niej ceramiki, to "zwykłe" Chrono raczej nie mają tytanu...
Nie są to błędy polskiego dystrybutora, występują w oryginalnej wersji; polski dystrybutor wybrał "skromniejsze" opcje dla prawie wszystkich modeli (Chrono SL bez ceramiki, Chrono bez tytanu), z wyjątkiem największych w serii Chrono - Chrono 90 - gdzie niskotonowe i średniotonowy mają już być tytanowe.
Membrany nisko-średniotonowe kolumn Canton Chrono 70 są aluminiowe, a wysokotonowa kopułka - aluminiowo-manganowa, dzięki czemu możemy odróżniać je od jeszcze tańszej serii GLE, gdzie kopułka jest tekstylna.
Czytaj również: Czy wąska obudowa kolumny jest akustycznie najkorzystniejsza?
Seria Chrono była już zmieniana wielokrotnie, aktualna edycja pochodzi sprzed dwóch lat, więc wciąż można uznać ją za świeżą i nie oczekiwać w najbliższym czasie kolejnej wymiany, wprowadzającej ostatecznie membrany... tytanowe?
Jeżeli jednak nie ma ich teraz, to zastosowane przetworniki są bardzo podobne do tych z poprzedniej edycji serii Chrono (przynajmniej w zakresie membran), a widoczne zmiany są kosmetyczne. Nie przesądza to jednak o tym, że brzmienie się nie zmieni lub zmieni co najwyżej niewiele...
Przeprojektowaniem samej zwrotnicy można zrobić rewolucję, a po odsłuchach już wiem, że nową serię wykorzystano do wykreowania brzmienia, jakiego wcześniej z Cantonów nie słyszałem, chociaż nie użyto do tego żadnej nowej ani wziętej z "wyższej półki" techniki.
Canton Chrono 70 - obudowa
W stosunku do wcześniejszych Chrono posunięto się do pewnych oszczędności w wykonaniu obudowy, ale nie ma się czym przejmować, a może się to nawet spodobać - otóż zrezygnowano z wyprowadzenia bas-refleksu przez dolną ściankę, z czym wcześniej wiązało się odsunięcie cokołu za pomocą błyszczących walców/stożków dystansujących, które dodają tyle elegancji, ile jej ujmują... wedle gustu.
Teraz takie rozwiązanie pozostało tylko w serii Chrono SL, a w serii Chrono ulokowano bas-refleks z tyłu, ponad gniazdem przyłączeniowym. Niektórzy będą się tego obawiać, ale wcale nie dlatego rekomenduję odsunięcie Canton Chrono 70 od ściany na przynajmniej pół metra, ale dlatego, że ich mocny bas byłby nadmierny przy ustawieniu kolumn pod ścianą również wtedy, gdyby tunel znajdował się na dole, a nawet z przodu.
Sami producenci, reklamując i przeceniając zalety układu z bas-refleksem wyprowadzonym dołem, sprawiają sobie potem kłopot, gdy chcą z tego zrezygnować...
Przednią ściankę kolumn Canton Chrono 70 "oczyszczono" z uchwytów dla maskownicy, teraz jest ona mocowana na magnesy, a pod dodatkowymi pierścieniami ukryto też mocowania koszy przetworników.
Maskownica jest mocowana na magnesy, zrezygnowano jednak z wcześniejszego, oryginalnego i praktycznego dodatkowego zestawu mocowań (na kołki) dla maskownicy na tylnej ściance (gdzie można ją było w ten sposób przechowywać).
Czytaj również: Czy kolumny trójdrożne są lepsze od dwudrożnych?
Front Cantonów Chrono 70 polakierowano na wysoki połysk, a pozostałe powierzchnie zostały oklejone folią. Są dwie wersje kolorystyczne – czarna i biała (maskownica jest zawsze czarna). Nie ma tutaj luksusów, ale wszystko, co trzeba, jest na swoim miejscu, bez rozpaczliwych prób udekorowania kolumny byle czym, ale z odrobiną firmowej stylizacji.
W serii Chrono mamy do wyboru trzy kolumny wolnostojące, dwie podstawkowe, jedną naścienną i jedną centralną. Wśród wolnostojących testowane Chrono 70 są najmniejsze i układowo najskromniejsze, pozostałe dwie - Chrono 80 i Chrono 90 - to już kolumny trójdrożne chociaż... "podobno" trójdrożne są również Cantony Chrono 70 – tak są przedstawiane przez producenta, co znowu zaskakuje.
Tym bardziej że w tym punkcie Canton jest już konsekwentny: nie tylko używa pojęcia "3-drożna", ale też zastosowane przetworniki określa jako odpowiednio niskotonowy, średniotonowy i wysokotonowy, a do kompletu podaje częstotliwości podziału (300 Hz/3 kHz).
Ostatecznie jest technicznie możliwe, aby tak wyglądający układ był trójdrożny, byłoby to jednak bardzo niekonwencjonalne i wręcz nierozsądne, w sposób i w stopniu dotąd niespotykanym u bardzo racjonalnego Cantona.
Oprzeć przetwarzanie basu tylko na jednym z dwóch 16-cm przetworników? – to strata praktycznie połowy mocy znamionowej i kilku dB efektywności w stosunku do wykorzystania takiego arsenału w sposób "ekonomiczny", w układzie dwuipółdrożnym, gdzie obydwa przetworniki przyjmują moc niskich częstotliwości.
Oczywiście zapowiedź "trójdrożności" może nas ewentualnie zachęcać spodziewaną wyższą jakością średnich tonów, może więc producent świadomie stosuje ten "chwyt", lecz tylko w zakresie informacyjnym, a nie faktów.
Ostatecznie jesteśmy pewni na podstawie pomiarów, że to układ dwuipółdrożny, i nawet się z tego cieszymy, bo w ślad za tym możliwości Chrono 70 są takie, jakich spodziewamy się po kolumnie tej wielkości.
Dopiero Chrono 80 nie budzi wątpliwości, że jest układem trójdrożnym – chociaż wciąż opartym na 16-cm przetwornikach, to już trzech, z których dwa (znajdujące się poniżej wysokotonowego) pracują jako niskotonowe, a trzeci (powyżej wysokotonowego) jako średniotonowy. To aranżacja często stosowana przez Cantona i obowiązuje również w największych Cantonach 90, gdzie niskotonowe mają już 20 cm, a średniotonowy – 18 cm.
Canton Chrono 70 - odsłuch
Rozpocznę kwestią poruszaną już nieraz, a nawet dokładnie wałkowaną, w tym przypadku jest ona znowu aktualna, chociaż w przewrotny sposób. Niemieckie brzmienie, to sprzed lat, którym straszyło się dzieci, miało zatłuc basem i posiekać wysokimi tonami.
Nie powstało ono jednak na przekór potrzebom, w dodatku nie tylko niemieckich klientów, bo również na naszym podwórku na porządku dziennym była radość z pobitych skrajów pasma. A jeżeli same kolumny nie grały w taki sposób, to należało im w tym pomóc regulatorami barwy (nieraz skręconymi w prawo do oporu) i doprawić "konturem". Kto tak nie grzeszył, niech pierwszy rzuci kamieniem...
Charakterystyki w kształcie wanny były receptą na sukces, więc największe firmy niemieckie, w tym Canton, miały je doskonale opanowane. Ale gusta i moda się zmieniały zarówno na rodzimym rynku, jak i u odbiorców zagranicznych, chociaż nie zawsze w tym samym kierunku.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Najwyraźniej jednak i sami Niemcy wyżej cenią sobie charakterystyki bardziej "kulturalne", zrównoważone, i to już od dawna, skoro Canton – tak mocny gracz – nie po raz pierwszy dostarcza brzmienie dalekie od "taniego" efekciarstwa.
Tym razem, co potwierdzają pomiary, szczególnie ostrożnie potraktowano wysokie tony, nawet trochę cofnięte względem średnicy, co wcześniej Cantonowi się nie zdarzało, ale słychać to zgoła inaczej niż np. w Mission ZX-4 czy Wharfedale Evo 4.4 (testowanych w poprzednim numerze) – tam dźwięk zmierzał do ocieplenia i zaciemnienia, z Cantonów jest mocny, energetyczny, gęsty, ale też dynamiczny i wyrazisty.
Okazuje się to możliwe bez najmniejszego rozjaśnienia. Góra pasma jest idealnie dopasowana, uzupełniająca, gładka, nienatarczywa, wzięta "pod lupę" niczym specjalnym się nie wyróżnia, co często wiąże się z nadmiernym uspokojeniem i szarzyzną, ale nie tutaj.
Canton Chrono 70 grają nawet z błyskiem, ogólne wrażenie nie domaga się żadnej korekty i lepszego doświetlenia, szczegółów nie brakuje, cały obraz jest w pełni czytelny, klarowny, dzięki czemu i przestrzeń ma swobodny oddech, akustyczną swobodę a także naturalność.
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
Nie jest to dźwięk plastyczny poprzez miękkość i przygaszenie, ale poprzez konkret i wyrazistość, połączenie rysunku i nasycenia. Jednocześnie soczysty i twardy - w opisach dźwięku takie połączenie rzadko występuje, a przecież nie ma tutaj sprzeczności, dźwięk jest jak dojrzały, ale niegnijący owoc.
Uderzenia są mocne, celne, szybkie, a przy tym nieprzebasowione i niewyostrzone. Podoba mi się spójność, komunikatywność, "zwięzłość".
Canton Chrono 70 doskonale oddają tempo i emocje związane z rytmem, ale ich kompetencje wcale nie ograniczają się do muzyki rockowej czy popularnej, skoro świetnie zaprezentowały się (o ile zostały dobrze nagrane) skrzypce - z bogatą fakturą, wibracją, naturalną nerwowością i dramatyzmem, a nie tylko smutnym, gładkim, szarym "smędzeniem", w jakie zamienia je wiele kolumn.
Canton Chrono 70 demonstrują wysoką rozdzielczość i mikrodynamikę. W parze z tym idzie takie ułożenie charakterystyki, aby uzyskać dźwięk solidny, dobitny i dobrze umocowany w zakresie niskich częstotliwości.
Dojrzałe, dokładne i z temperamentem. Żadne wygłupy ani ciepłe kluchy. To jedne z najciekawszych Cantonów, jakie dotąd słyszałem. Warto się z nimi spotkać bez żadnych uprzedzeń. Na pewno nie zrobią nam krzywdy, a prawie na pewno "wkręcą" w każdą muzykę.