Tymczasem - dosłownie tymczasem, bo zgodnie z zapowiedziami producenta ma się pojawić cała seria - w rozdziale "Pulsar", na stronie internetowej, pojawiają się jedne, jedyne kolumny T+A Pulsar 350. To nam oczywiście wystarczy, aby zrobić ten test, i dodatkowo potwierdza, jaką nowością są Pulsary, skoro... większości z nich jeszcze nie ma.
Decyzja o zejściu w niskie pułapy cenowe nie jest łatwa i nie chodzi nawet o techniczne możliwości jej wykonania, co o zmianę wizerunku marki, która musi tym samym trochę stracić na renomie... Ale T+A ma z czego tracić, skoro w tym roku zdobyło nagrodę EISA w kategorii hi-end (zestaw odtwarzacz plus wzmacniacz, MP3000 HV + PA3000HV).
Firma ma więc w ofercie nie tylko kolumny, ale i dużą gamę elektroniki, co nie jest żadną nowiną, chociaż warto pamiętać, że wyrosła z zespołów głośnikowych - a jej obecna wszechstronność nie jest czymś typowym dla firm audiofilskich.
Tylko o kilka centymetrów w każdą stronę - ale jednak - Pulsary są większe i odrobinę cięższe od Chorusów 726. To jednak ta sama liga, gdy weźmiemy również pod uwagę zastosowany układ przetworników. Trójdrożna konstrukcja prezentuje nieco inną ich konfigurację, lecz rozsunięcie niskotonowych i umieszczenie otworu bas-refleks pomiędzy nimi niczego zasadniczo nie zmienia.
Ewentualne podejrzenia (nadzieje?), że T+A uda się wprowadzić do tak dużej i relatywnie niedrogiej konstrukcji skomplikowaną linię transmisyjną (labirynt), z której firma jest znana od lat, okazują się więc płonne. Nie ma jednak specjalnie czego żałować - lepszy dobrze zestrojony bas-refleks, niż byle jaka linia transmisyjna, chociaż za obudową taką tęskni wielu audiofilów.
Działanie konstruktorów firmy jest racjonalne i uczciwe - nawet nie udają, że obudowa ta ma coś wspólnego z linią transmisyjną, a przecież mogliby wsadzić do środka ze dwie deski i picować, że "kontynuując tradycję firmy i bazując na wielkim doświadczeniu...", jak to robi przy takich okazjach wielu producentów.
Inteligentnie i ze smakiem załatwiono sprawę wykończenia obudowy. Kolumna jest duża i przy takiej zasobności w przetworniki, w tej cenie, nie mogła zostać ozdobiona naturalnym fornirem, ale T+A postanowiło odsunąć też rozwiązania najbardziej standardowe.
Zamiast folii drewnopodobnych - także bez żadnych akcentów w stylu "piano-black", w ogóle bez żadnych kontrowersyjnych ozdobników - całą obudowę pokryto czarną folią typu "morka"; skądinąd tanią, ale zrobiono to tak, że efekt jest nadspodziewanie dobry - wszystkie pionowe krawędzie obudowy są zaokrąglone, a folia pokrywa wszystkie ścianki "dookoła", maskując ślady ich łączenia. Bardzo schludnie i nowocześnie.
Odsłuch
Dawno nie słuchałem kolumn T+A i nigdy tak tanich. "Taniość" to pojęcie względne, ale firma T+A jest kojarzona, nie tylko przeze mnie, z produktami droższymi i znacznie droższymi od kolumn T+A Pulsar 350. Czym więc mogły okazać się relatywnie niedrogie T+A?
Niektóre hi-endowe firmy, "schodząc w dół", starają się za wszelką cenę trzymać fason, czyli pewne pryncypia techniczne, brzmieniowe, a nawet estetyczne. Powstają wtedy... miniaturki techniczne, brzmieniowe i estetyczne, podstawkowe "minimonitory", bazujące na wysokiej klasy przetwornikach, w naturalnym fornirze itd.
Firma T+A poszła zupełnie inną drogą, którą zresztą od razu widać; a to, co widać, to także słychać. T+A Pulsar 350 grają "na bogato", obszernie, swobodnie i swoboda ta ma dwa znaczenia. Słychać sporą dynamikę, płynącą w naturalny sposób z rozwiniętego układu trójdrożnego, a także swoistą lekkość i dowolność... interpretacji.
Łatwo dostrzec, że charakterystyka nie jest idealnie wyrównana, a jednak przygotowano taką kompozycję, tak zbilansowano całe pasmo, że brzmienie jest proporcjonalne, naturalne, a przede wszystkim żywe i wyraziste nie tylko za pomocą wyeksponowania skrajów pasma, lecz aktywizowania wszystkich podzakresów. Pewnie mają w tym swój udział jakieś podbarwienia, lecz zostały one wplecione, a może i nawet wykreowane w taki sposób, aby bardziej pomagały, niż szkodziły.
Pulsary wulgary? Nie przerabiają muzyki wulgarnie i na "jedno kopyto", przede wszystkim dzięki temu, że w ich brzmieniu dużo się dzieje, słychać wiele informacji, a każde kolejne nagranie brzmi interesująco - trudno być pewnym po przesłuchaniu jednej znanej nam płyty, jak zaprezentuje się następna, a przecież bardzo często wystarczy krótki rzut ucha, aby "rozszyfrować" brzmienie kolumn, co ma swoje dobre i złe strony... w zależności od tego, co wychodzi na jaw.
Kolumny T+A Pulsar 350 grając trochę "z zaskoczenia", są dźwięczne, odważne, angażujące - czasami wyskoczą do nas z jakimś dźwiękiem, czasami coś schowają, ale mogą pochwalić się dobrym nasyceniem, nie tylko basu, lecz całego zakresu nisko-średniotonowego - to, co ważne dla naturalnego brzmienia wielu instrumentów, a także głosu, czyli "dolny środek", jest mocny i czytelny.
Kolumny T+A Pulsar 350 dobrze trzymają tempo i "nerw" nagrania, mają dynamikę i rozdzielczość. A gdzie można usłyszeć jakieś "manipulacje?" Na pewno lekko wzmocniono skraje pasma. Bas jest podkreślony, chociaż mniej "nabija" niż w Focalach i szybciej schodzi ze sceny; góra pasma mniej wygładzona, ale i mniej szklista, za to bardziej "cykająca", trochę odsunięta od średnicy, nie zagraża permanentnym rozjaśnieniem, raczej nas zabawia detalem, niż męczy i atakuje. To brzmienie jest "pozytywne" - bez wielkich aspiracji, bez wielkich problemów, da się lubić za łatwy, przyjazny, angażujący kontakt ze słuchaczem.
Andrzej Kisiel