Coś się jednak na rynku zmieniło, skoro w tym teście, obejmującym w sumie aż dziesięć konstrukcji (pięć miesiąc temu) pojawia się tylko jeden dwudrożny klasyk; test co prawda nie obejmuje modeli podstawkowych, ale wciąż może wydawać się dziwne, że dwudrożne są taką rzadkością wśród wolnostojących. To jednak da się wyjaśnić.
Z akustycznego punktu widzenia wolnostojące układy dwudrożne mają wciąż sens, ponieważ wciąż są głośniki nisko-średniotonowe, które lepiej "się czują" w większej objętości, niż w takiej, jaką mogą zapewnić konstrukcje podstawkowe.
Obudowy kolumn są jednak droższe od przetworników (nawet jeżeli produkowane w Chinach, to ich transport nie jest tani) i jeżeli już producent ma wolnostojącą obudowę, to woli na jej bazie przygotować co najmniej konstrukcję dwuipółdrożną (Elac FS 147) albo od razu trójdrożną - która będzie miała nie tylko większe możliwości w pewnych obszarach, ale także wyraźnie wyższą "wartość postrzeganą"; będzie trochę droższa, ale klient dopłaci za "o wiele więcej". A jeżeli miałaby być tańsza, to można ją zrobić taniej, na tańszych przetwornikach, albo zaoszczędzić na wykończeniu obudowy...
Wzór, wedle którego przygotowano kolumny ESA Neo 2, jest mniej komercyjny, bardzo klasyczny i audiofilski - dobry układ dwudrożny w solidnej i eleganckiej obudowie wolnostojącej; taka konstrukcja nie zagra tak głośno i potężnie jak konkurencja, w której "na basie" pracuje więcej niż jeden 18-cm głośnik (czy to dwuipółdrożne, czy trójdrożne), ale może zagrać lepiej niż podstawkowe - większa objętość pozwala bowiem uzyskać niższy bas.
Modelowi ESA Neo 2 towarzyszy w serii dwuipółdrożna konstrukcja Neo 3, w nieco większej (głębszej) obudowie, kosztująca 7500 zł. Mamy do czynienia z nową wersją modeli serii Neo, nieoznaczoną jakoś specjalnie przez producenta, chociaż zmiana jest poważna; została ona wymuszona przez dostawcę przetworników nisko-średniotonowych (Wavecore’a), który zaprzestał produkcji wcześniejszego typu, co wyszło wszystkim na dobre (słyszałem też poprzednią wersję - udaną, lecz ta jest na pewno lepsza).
Nowy typ przetwornika nisko-średniotonowego, zamiast cienkiej membrany celulozowej wzmacnianej włóknem nomeksowym, ma celulozową membranę grubszą i powlekaną, a układ magnetyczny większy i mocniejszy, dzięki czemu parametry decydujące o charakterystykach impulsowych są jeszcze lepsze dla zastosowania w basrefleksie, a efektywność wyższa.
Objętość komory jest dobrana dokładnie pod parametry głośnika, nie zajmuje ona całej objętości, pozostawiając na dole pustą komorę, którą można (we własnym zakresie) wypełnić balastem. Dlaczego zatem obudowa nie jest po prostu mniejsza, byłaby przecież tańsza?
Po pierwsze, nie powinna być niższa, aby głośnik wysokotonowy nie znajdował się zbyt nisko, teoretycznie mogłaby być płytsza, ale i tak nie jest bardzo głęboka (30 cm), a warto było wziąć pod uwagę, że w komorze "skróconej", o mniejszym "wydłużeniu" (stosunek najdłuższego wymiaru do pozostałych), fale stojące będą mniej groźne.
Technicznie pozornie skromna (bo dwudrożna), ale bardzo rzetelna konstrukcja. Wykończenie - jak we wszystkich modelach ESA - naturalnym fornirem dookoła. Nowoczesnym dodatkiem jest sposób mocowania maskownicy - przez ukryte we froncie magnesy.
Odsłuch
Czy osobiście wystarczyłaby mi do szczęścia tak skromna konstrukcja? Tutaj role się odwracają, bo ja lubię duże kolumny i nie boję się stawiać ich w niewielkich pomieszczeniach, co wielu audiofilom wydaje się herezją lub wręcz niekompetencją.
Jednocześnie słysząc takie FS 147 czy Neo 2, mogę zrozumieć, że ich możliwości są dla wielu zupełnie wystarczające albo raczej - że są rezultatem mądrego kompromisu, w którym bierze się pod uwagę również cenę i wielkość.
Słuchając ESA zaraz po Elakach, z łatwością uchwyciłem podobieństwa i różnice. Dłużej nie kombinując, oto one: Neo 2 mają mniej blasku i mniej najdrobniejszego detalu, ale więcej ciepła i intymności; od razu jednak trzeba zaznaczyć, że nie są one "misiowate", przesłodzone czy zmulone, lecz po prostu odrobinę ciemniejsze, mają mniej "powietrza" w najwyższym zakresie, przez co środek ciężkości przesuwa się nieco w dół, choć to bardzo dobrze zrównoważona charakterystyka, tyle, że z inaczej ustawionymi akcentami.
Dźwięk jest bliski nie przez inwazję detali czy superszybkie uderzenia, ale w spokojniejszym stylu, przede wszystkim dzięki spójnej średnicy o naturalnej barwie i co najmniej dobrym różnicowaniu.
Dźwięk Elaca był lżejszy i zwracał uwagę piękną, bogatą górą; ESA wykonuje podobny "program obowiązkowy" w zakresie zrównoważenia i neutralności, ale bardziej niż wysokimi tonami, chwali się wyśmienitym prowadzeniem basu - w tym zakresie nie miałem Elacowi nic poważnego do zarzucenia, ale nie trzeba też było się nad jego basem "rozpływać", był OK.
Esa Neo 2 zasługuje już na rozwinięcie tego wątku. Oczywiście nie są tutaj bite rekordy w skali bezwzględnej, lecz dla układu dwudrożnego, a dokładnie dla jednej "18-tki", efekty są godne podziwu.
I nie chodzi o "rozciągnięcie" albo "kontrolę", lecz o coś więcej - o intrygującą gęstość, generującą siłę, a czasami wręcz wrażenie potęgi, która, co prawda, nie może rozwinąć się na bardzo wysokich poziomach głośności, ale i tak wystarczy, aby ufundować zdrowe, nasycone, spójne i dynamiczne brzmienie.
Bas nie jest doklejony, lecz jest świetnie zintegrowany, jest fundamentem, który bardzo dobrze służy mocnemu wybrzmieniu średnicy, nie jest tylko efektownym dodatkiem. Potrafi przyłożyć, podać rytm, w sumie często przyciąga uwagę, ale nigdy nie mogłem stwierdzić, że jest go za dużo, że został wyeksponowany.
Chociaż głosy swobodnie wychodzą do przodu, to nie ma w nich napięcia, jest spokojniej, choć wciąż dokładnie i naturalnie. Brzmienie treściwe, uporządkowane, bardzo "normalne", bez kompleksów (tak jak ta recenzja).
Dowiedziałem się od producenta, że zgodnie z ogólnymi trendami, lepiej sprzedają się większe i mocniejsze Neo 3, ale moim zdaniem kolumny ESA Neo 2 są niedocenione. Jeżeli nie musicie grzmocić, jest to lepszy wybór, i w dodatku możecie zaoszczędzić 2 tysiące.
Andrzej Kisiel