Konstrukcja, typy i układ głośników - mają podteksty czytelne dla każdego, kto z audiofilskimi głośnikami spotyka się dłużej niż kilka lat. Co jednak może być tak charakterystycznego w dwudrożnym monitorku? Jak się przekonamy na podstawie tego testu i zawartych w nim dziesięciu przykładów - bardzo wiele, trzeba tylko po audiofilsku dostroić zmysły.
Dopóki nie zdejmiemy maskownicy, widać niewiele, może poza nietypowym, efektownym, choć z pewnością kontrowersyjnym wykończeniem wszystkich powierzchni - błyszczącym kremowym lakierem.
Dla jednych miodzio, dla innych fuj. Dostępne są inne wersje kolorystyczne, ale w każdej z nich, po zdjęciu ramki, ukaże się taki sam obrazek: dwa głośniki i otwór bas-refleks, poukładane na modłę sprzed kilkunastu lat.
Łatwo zgodzić się, że było to konieczne, aby zmieścić wszystkie te elementy na ograniczonej powierzchni przedniej ścianki, zakładając oczywiście, że bas-refleks koniecznie musiał być z przodu; przesunięcie głośnika wysokotonowego z osi symetrii też ma pewne teoretyczne zalety.
Ale dzisiaj takie akustyczne argumenty nie przekonują większości konstruktorów, aby projektować takie... monitorki ładne inaczej. Albo przeniosą basrefleks do tyłu, albo powiększą przednią ściankę - byle tylko wyszło ładnie nieinaczej, czyli symetrycznie. Odmienność S520 nie jest jednak wynikiem przypadku czy nieznajomości rzeczy.
Również inne elementy nawiązują do dawnego stylu - kształt kosza, a w zasadzie cała konstrukcja głośnika nisko-średniotonowego kopiuje bardzo popularną w latach 90. ubiegłego wieku 'czternastkę' Seasa. W droższych modelach Usher bierze sobie często za wzór Scan-Speaki, w tańszych wziął na warsztat Seasa.
To samo przychodzi na myśl na widok ażurowej metalowej siateczki ma głośniku wysokotonowym - chociaż w tym przypadku zasłania ona nie kopułkę metalową, jak w oryginale, ale tekstylną.
No i jeszcze otwór bas-refleks bez wyprofilowania - i mamy monitor, który już samym wyglą- dem zdobędzie sympatię audiofilów rzewnie wspominających złote lata hajfaju i znających kształty głośników skandynawskich specjalistów. Tym razem kształty te przypłyną zza jeszcze dalszych mórz i oceanów, niż oryginalny Seas.
Ale dlatego też skonsumowanie tej sympatii nie musi być kosztowne - 1500zł, o ile S520 grają choćby przyzwoicie, to cena bardzo umiarkowana za taką małą, jednak smakowitą konstrukcyjkę.
Kosz nisko-średniotonowego jest odlewany, a jego magnes ma średnicę 9-cm - całkiem poważną dla głośnika kalibru 14cm. Z centrum półprzezroczystej membrany (odmiana polipropylenu) wystaje nieruchomy korektor fazy. Udało się też dokopać do zwrotnicy, a w niej dostrzec dwie cewki - obydwie powietrzne, i dwa kondensatory - obydwa polipropyleny.
Gniazdko przyłączeniowe jest podwójne, złocone, i chociaż przy opisie Cantona zdradziłem, że bi-wiring mnie nie grzeje, to przecież na taką opcję nie ma powodu się gniewać.
A kto nie stosuje podwójnego okablowania i ponadto martwi się, że standardowe zwory między zaciskami coś psują w brzmieniu, może terminal odkręcić i przelutować jedną parę przewodów, tak oby obydwa znajdowały się na jednej parze zacisków - to tańsze i skuteczniejsze, niż przygotowywanie specjalnych zworek ze srebrnego superkabelka. Oczywiście używając srebrnej cyny, he he.
Odsłuch
Mini S520 nie popadają w konflikt ze swoją nazwą i nie udają, że są maxi - ale też nie można im zarzucić, że skala ich brzmienia jest miniaturowa.
Charakterystyką tonalną nie próbują czarować, jakoby były większe niż są w rzeczywistości, a więc nie forsują średniego / wyższego basu, ani nie podgrzewają dolnego środka - grają raczej zwinnie niż masywnie, gładko, z lekkim rozjaśnieniem wynikającym nie tyle ze wzmocnienia wysokich tonów, co z naturalnej, a więc nietłumionej aktywności na przejściu średnich i wysokich.
Są więc komunikatywne, spójne, otwarte, bo i góra pasma jest klarowna, ma zarówno blask jak i powietrze. Przychodzi na myśl określenie 'śpiewne' - i może się to podobać. Zakres średnio-wysokotonowy jest ożywiony, dobrze naświetlony, i na tym tle bas wydaje się trochę odchudzony, ale z kolei dzięki temu Mini S520 będzie można ustawić bliżej ścian (w teście znajdowały się w odległości ok. 1 metra).
Soczyste, naturalne, bogate, nawet już odrobinę wyrafinowane, ale wciąż niezmanierowane, nieprzekombinowane brzmienie. Wypada tylko uważać na grający ofensywnie - górnym środkiem - sprzęt współpracujący. Jeżeli unikniemy tej pułapki, będzie bardzo przyjemnie.