Urządzenia Burmestera mają bardzo charakterystyczny wygląd. Opracowany już dla pierwszego produktu, przedwzmacniacza 777, przez lata pozostał niemal niezmieniony.
Właściciel powołuje się na swoje doświadczenia ze wzornictwem lat 30., przede wszystkim spuścizną Bauhausu. Twierdzi, że chrom (na frontach urządzeń) to jedyny materiał, który wytrzymuje próbę czasu - wprost i w przenośni - nie niszczy się i zawsze wygląda elegancko. Sugeruje przy tym, że był jednym z pierwszych, jeśli nie wręcz pierwszym producentem, którego produkty tak właśnie wyglądały. Swoich "pierwszych razów" Burmester deklaruje zresztą więcej.
Odtwarzacz Burmester 061
Firmy gimnastykujące się z nazwaniem swoich cyfrowych odtwarzaczy, czasami wykazują się ciekawą inicjatywą językową, najczęściej jednak są trochę śmieszne. Tym lepiej na ich tle wypada Burmester, dla którego model 061 to po prostu "CD Player".
Dodaje zaraz, że to "direct drive top-loader", w czym mamy dwie zasadnicze informacje: to urządzenie z płytą ładowaną od góry, pod odsuwaną ręcznie klapą, z klasycznym napędem, w którym oś silnika jest jednocześnie osią, na którą nakłada się płytę CD. O ile pierwsze nie powinno być niespodzianką - ostatecznie wszystkie odtwarzacze tego producenta to top-loadery - o tyle brak "Belt-Drive" może trochę dziwić.
W najtańszych liniach, Rondo oraz Classic Line, nie zastosowano tego wyrafi nowanego rozwiązania, ale to, co się pojawia, też jest nie do pogardzenia - mechanizm to znany i uznany Philips CDPro2.
W "kicie", w którym jest sprzedawany, jego odlewana, sztywna rama jest odsprzęgana od podłoża za pośrednictwem czterech sprężyn. Częstotliwość rezonansowa takiego układu jest odpowiednio dobrana, jednak wiele fi rm ten mechaniczny układ modyfi kuje, także Burmester. W odtwarzaczu Burmester 061 sprężyny zostały wyeliminowane, a mechanizm podwieszony pod sztywną, dużą płytą z aluminium, widoczną po odsłonięciu klapy.
Płyta jest przykręcona do dolnej ścianki na długich dystansach, a w prześwicie między nimi przyklejono płat materiału tłumiącego wibracje. Przednia ścianka połyskuje chromem i miga zielonym, ładnym wyświetlaczem typu dot-matrix.
Choć przez lata wydawało się, że taki wygląd jest coraz bardziej anachroniczny, teraz okazuje się klasyczny i nobliwy. Odczytamy na nim czas trwania utworu i numer ścieżki. Pod okienkiem, w którym go umieszczono, widać także zielone diody, sygnalizujące uruchomienie upsamplera 192 kHz, synchronizację przetwornika ze źródłem sygnału oraz wybór któregoś z trzech wejść cyfrowych.
Właśnie z tym ostatnim jest związana moja "laudacja" dotycząca prostego nazewnictwa; inni zapewne kombinowaliby z bardziej skomplikowanymi nazwami. Wejścia są trzy, dwa RCA S/PDIF i jedno optyczne Toslink. Nie ma natomiast wejścia USB.
Z punktu widzenia funkcjonalności to usterka - USB jest przecież hitem ostatnich dwóch lat; jednak niemal zawsze, z nielicznymi wyjątkami, w urządzeniach high-endowych w tej roli lepiej sprawują się zewnętrzne konwertery USB-S/PDIF niż "czyste" wejścia USB.
W teście zastosowałem trzy konwertery różnych firm, asynchroniczne, z zasilaniem bateryjnym, i wyniki były znakomite. Tym bardziej, że wszystkie wejścia w odtwarzaczu Burmester 061 przyjmują sygnał do 24 bitów i 192 kHz.
Wejścia wybierane są jednym z sześciu małych przycisków umieszczonych pod wyświetlaczem. Pozostałymi sterujemy transportem i jasnością wyświetlacza, który może zostać też wyłączony.
Uwagę zwraca duży przełącznik hebelkowy, którym włączamy i wyłączamy zasilanie. Odtwarzacz Burmester 061 ma od początku do końca układ zbalansowany, a poszczególne stopnie są sprzęgnięte bez pośrednictwa kondensatorów ("DC coupled"). Można oczywiście wyjść także sygnałem niezbalansowanym, przez gniazda RCA, których mamy dwie pary.
Takie rozwiązanie widywałem wcześniej także w odtwarzaczach Arcama - jedna para brała sygnał z dodatniego biegu zbalansowanego sygnału, a druga z ujemnego.
Oprócz wspomnianych wejść są także dwa wyjścia cyfrowe: optyczne i elektryczne. Obok widać kwartet gniazd pomagających zintegrować 061 z innymi komponentami tego producenta, jak i z systemami typu "custom".
Wokół napędu umieszczono płytki z układami elektronicznymi: po lewej z przetwornikiem, z tyłu wejść i wyjść cyfrowych, i po prawej z zasilaczem. Sekcja przetwornika ma ostatecznie dwie płytki: dużą z wyjściowymi układami analogowymi oraz mniejszą, wpinaną przez złocone piny, z konwerterami C/A oraz I/U. Widać tam także kość upsamplera.
Ze wszystkich scalaków starto napisy, podobnie zresztą jak z układów na wyjściu. Wymienny moduł przetwornika pozwala na jego apgrejd w przyszłości.
Na płytce z gniazdami cyfrowymi też niewiele odczytamy, ale można podkreślić zastosowanie przy wszystkich gniazdach RCA transformatorów dopasowujących impedancję. Dobrze wygląda płytka zasilacza, jego podstawą jest średniej wielkości transformator toroidalny, wokół widać wiele stabilizatorów napięcia i kondensatorów filtrujących.
Wzmacniacz Burmester 082
Eksponowanie radiatorów na zewnątrz urządzeń nie jest designerskim wymysłem domowego audio. Tranzystory końcowe potrzebują wydajnego chłodzenia, a jest to możliwe wtedy, gdy element chłodzący ma jak najwięcej wolnego powietrza wokół siebie. W technice studyjnej radiatory w każdym możliwym miejscu wzmacniacza to norma.
W domowym audio zdarza się to jednak znacznie rzadziej, ze względu na wygodę i bezpieczeństwo - na ostrych krawędziach radiatorów krzywdę może sobie zrobić nawet dorosły, nie mówiąc o małych dzieciach. Najbardziej znanym przykładem "bezkompromisowego" chłodzenia był przez wiele monoblok Passa "0". Model 082 nawiązuje do niego obecnością radiatorów na trzech bocznych ściankach.
Cała, bardzo solidna, aluminiowa obudowa pomaga w odprowadzaniu ciepła, ale to właśnie pióra radiatorów z przodu przyciągają wzrok. Pozostawioną między nimi niewielką przestrzeń zagospodarowano manipulatorami i wyświetlaczem - ten jest dokładnie taki sam, jak w CD, czyli zielony dot-matrix.
Odczytamy na nim wybrane źródło oraz siłę głosu, regulowaną umieszczonym poniżej chromowanym pokrętłem. I gałka, i wyświetlacz zostały ulokowane w "okienku", obok którego w dwóch pionowych rządkach rozmieszczono przyciski, którymi zmienimy wejście i włączymy urządzenie.
Gniazda podzielono wizualnie na dwie grupy. W górnym rzędzie mamy gniazda niskopoziomowe - trzy pary wejść stereofonicznych XLR i dwie pary RCA oraz wyjścia - do nagrywania (RCA) i z przedwzmacniacza, zarówno w formie zbalansowanej (XLR), jak i niezbalansowanej (RCA). Jest też wejście dla zewnętrznego procesora AV, dzięki któremu wzmacniacz może być włączony w system kina domowego.
W dolnym rzędzie gniazda sterujące - USB, RS-232 oraz trigger - prądowe IEC z mechanicznym wyłącznikiem i dwie pary gniazd głośnikowych; te ostatnie pochodzą od Mundorfa, są solidne i dobrze się zakręcają.
Z gniazdem sieciowym zintegrowano wyłącznik mechaniczny. Znajdujemy tam jeszcze jedno gniazdo - wyjście słuchawkowe, co jest zaskakującym dla niego miejscem... Najwyraźniej chodziło o zachowanie czystej linii frontu - nie znajduję innego wytłumaczenia. Górna płyta to ponownie grube aluminium z głębokim frezem z logo fi rmy. Urządzenie stoi na specjalnie skonstruowanych nóżkach z aluminium i włókna węglowego.
Układy elektroniczne zmontowano na pięciu płytkach: sterującej, przedwzmacniacza, dwóch kanałów końcówki mocy i zasilacza. Ta ostatnia jest największa. Sygnał po odebraniu z gniazd jest buforowany i wzmacniany w układach scalonych, osobno dla każdego z wejść. Z niemal wszystkich scalaków starto napisy.
Wiadomo tylko, że to ośmionóżkowe układy wyglądające jak NE5532. Dopiero dalej wejścia są wybierane, w przekaźnikach. Sygnał jest tłumiony w analogowych drabinkach w układach scalonych i na wyjściu wzmacniany w wysokoprądowych układach scalonych ULN2803. Sekcje przedwzmacniacza i końcówki są odizolowane od siebie układami optoelektronicznymi.
Płytki wzmacniaczy mocy są niewielkie, dużą ich część zajmują układy fi ltrujące i stabilizujące napięcie dla tranzystorów sterujących. W części prądowej pracują dwie pary - na kanał - bipolarnych tranzystorów Toshiba 2SA1943+2SC5200, w układzie push-pull, w klasie AB. Zasilacz jest wyjątkowo rozbudowany.
Osobny, 400-watowy transformator toroidalny jest przeznaczony do zasilania układów audio, a mniejszy, też toroidalny, do układów kontrolnych. Z obydwu wychodzi wiele uzwojeń wtórnych, a każda gałąź, poza tą dla tranzystorów mocy, jest wielokrotnie fi ltrowana i stabilizowana. Napięcie do końcówek mocy jest doprowadzane z płytki zasilacza grubymi plecionkami z miedzi.
Odsłuch
Burmester oferuje systemy od A do Z; od odtwarzaczy CD i tunerów, na kablach i kolumnach skończywszy. Najważniejsze dla nas będzie więc to, jak gra "firmowy" system tego producenta. Żeby jednak zrozumieć, co każdy z elementów wnosi, jakie modyfi kacje dźwięku w nim zachodzą, trzeba się najpierw przyjrzeć każdemu z nich z osobna. Zaczniemy od odtwarzacza CD.
Po włączeniu modelu Burmester 061 w system odniesienia zmiana była istotna. Najważniejszą cechą tego dźwięku jest gładkość. To jedwabiste, przyjemne brzmienie o pastelowych barwach. Niezależnie od tego, czy ogólny charakter się nam spodoba, czy nie, kiedy wrócimy do swojego źródła, które nie będzie Burmesterem (czy Restekiem, dodajmy), może nam tego brakować.
Nie mówię tu o "analogowości", bo to słowo wydmuszka, lecz o szczególnym dla tej "szkoły" wygładzeniu, spolerowaniu... jakby potraktowaniu chromem, ale tylko w dotyku, nie w barwie, która nie jest aż tak jasna i błyszcząca.
Dźwięk na żywo jest często chropowaty i taki też powinien pozostać w "idealnym" systemie audio, ale jego przeniesienie, w pełnej krasie w warunki domowe i tak nie jest możliwe, ponieważ sprzęt nie jest w stanie oddać, na razie, całej naturalnej otoczki takiego wydarzenia, dzięki której wszystkie "brudy" są tak naturalne, że stają się wartościowymi składnikami przekazu.
Propozycja Burmestera wydaje się następująca: pójdźmy na dobrze przemyślany kompromis, zgódźmy się na rezygnację z "całej prawdy", która i tak jest nieosiągalna, pójdźmy w kierunku takiego porządku, który daje nam przede wszystkim to, co w muzyce jako muzyce, a nie w muzyce jako nagraniu, zawsze było najważniejsze.
Służący temu dźwięk ma być przyjemny i atrakcyjny, bo przecież nikt muzyki nie słucha za karę... Dół pasma jest mocny, obfity, bez konturowego ataku. Daje to obszerny dźwięk, z dużym wolumenem źródeł. Zgoda, ale warto zatroszczyć się o resztę systemu, która nie będzie tego dodatkowo podkreślała, i o kolumny, których szybkość pozwoli nad tym zapanować.
Czasami mocna wydaje się też góra, jednak całość nie jest jasna ani ostra, na co wpływa wspomniana jedwabistość. Impulsy w całym pasmie są zaokrąglone, mocne uderzenia ocieplone, co eliminuje natarczywość, a mimo to pozostawia dużo informacji o indywidualnych cechach instrumentów - ważniejsze niż zwykle będzie jednak "co grają", a nie "jak grają", ani "jak zostały nagrane".
W brzmieniu wzmacniacza powtórzyło się wiele elementów - ocieplenie, wygładzenie, a także wcale niebędąca w defensywnie, bezpośrednia góra pasma.
Co ciekawe, sam bas wcale nie jest tłusty, za to mocniejszy jest środek pasma, szczególnie jego niższy podzakres. Głosy wokalistów, bez względu na jakość nagrania - czy to będzie Joe Williams śpiewający z orkiestrą Counta Basiego, czy Dave Gahan z najnowszej płyty Depeche Mode pt. "Delta Machine" - za każdym razem mają przyjemną gęstość.
Burmester w komplecie daje bardzo plastyczny obraz dźwiękowy o wyjątkowej barwie. Mamy trochę ciepła, ale i mnóstwo informacji. Słychać dużo energii, ale niekoniecznie w szarpnięciach i uderzeniach, lecz w wypełnieniu oraz kreowaniu plastyczności poszczególnych dźwięków.
Trzeba jednak powiedzieć też o tym, co jest to robione lepiej w droższych modelach tego producenta albo w produktach innych firm. Burmester nie jest mistrzem obrazowania; przestrzeń skupia się w nim wokół wykonawców zawieszonych w gęstym "planktonie".
Nie dostaniemy głębokiej sceny ani też nie będzie ona wyraźnie różnicowana z nagrania na nagranie. Zawsze będzie przyjemna, gęsta, instrumenty będą duże i bliskie. Czy w ten sposób można sobie wyobrażać dźwięk idealny? Idealnego nigdzie nie ma, ale można zaakceptować taki dźwięk jako "najlepszy po idealnym", chociaż sposobów na ten "następny" jest więcej.
Wojciech Pacuła