Odtwarzacz Pioneer PD-50
Pioneer nie produkuje już odtwarzaczy ograniczonych do formatu CD, proponuje za to trzy modele CD/SACD, wśród których Pioneer PD-50 jest najdroższy, a do tego trzy sieciowe. To solidny, szeroki, wysoki klocek o masie prawie 8 kg, z metalowym frontem. W teście pojawia się wersja czarna, dostępna jest też srebrna.
Znajdujący się nad kieszenią wyświetlacz jest matrycowy, niebieski, o umiarkowanym kontraście. W lewym dolnym narożniku jest złącze USB. Można tutaj podłączyć pendrajwa lub dysk, to wiadomo; jednak gniazdo to umożliwia też odtwarzanie nagrań oraz sterowanie urządzeniami Apple; od iPodów, poprzez iPhony aż po iPady, obsługiwane jest wszystko.
Wyjścia cyfrowe i analogowe oczywiście są w komplecie. Dodano także cyfrowe wejście, umożliwiające podłączenie innych urządzeń cyfrowych do zainstalowanego wewnątrz przetwornika C/A.
Diody "Pure Audio" i "Hi-Bit 32" są sygnalizatorami funkcji związanych z jakością dźwięku. Pierwszą odłączamy wyjścia cyfrowe oraz wygaszamy wyświetlacz. Druga służy do upsamplingu sygnału, który jest odtwarzany (konwertowany). Wśród przycisków do obsługi napędu znalazła się dość nietypowa (dla odtwarzacza) funkcja - przełącznik źródeł.
Standardowemu wyposażeniu w wyjścia - analogowe RCA, cyfrowe światłowodowe i elektryczne - towarzyszą dwa wejścia cyfrowe, w dwóch powyższych standardach. Można Pioneer ma bardzo nowoczesną ofertę urządzeń stereofonicznych. Nowe są nie tylko same produkty, ale także koncepcja, w której postawiono na cyfrowość, strumieniowanie i wieloformatowość. Czy jednak pionierska funkcjonalność nie stanie na przeszkodzie prostocie obsługi, do której przyzwyczajeni są użytkownicy tradycyjnych systemów stereofonicznych? więc podłączyć inne źródła sygnału cyfrowego. Z pilota dostęp do wyboru źródeł jest bezpośredni, z USB włącznie.
Obudowa odtwarzacza jest bardzo duża i wypełniona. Większy transformator służy prawie wszystkim układom - za wyjątkiem wyjściowych obwodów analogowych, które mają mniejszy, ale własny.
Pioneer chwali się także funkcją automatycznego wyrównywania poziomów głośności oraz opcją "Sound retriever", mającą rekonstruować oryginalną zawartość plików skompresowanych. Wnętrze wygląda wyśmienicie. Zasilacze oparto na dwóch transformatorach, mniejszy z nich dedykowany jest układom analogowym, większy pozostałym blokom Pioneera PD-50.
Większość układów cyfrowych jest na płytce ukrytej pod metalowym ekranem. Nad nim ulokowano moduł zawierający konwertery (dwie kości AKM AK4480 ze wsparciem dla PCM 32 bity / 216 kHz oraz DSD64 - co zrozumiałe wobec płyt SACD) oraz układy wyjść analogowych.
Wzmacniacz Pioneer A-50DA
Wśród pięciu wzmacniaczy Pioneera, dwa najwyższe, A-70DA i właśnie A-50DA, mają na pokładzie przetworniki cyfrowo-analogowe, co zaznaczono w symbolach indeksem "DA". To jedna z różnic w stosunku do poprzednika A-50, który przetwornika nie miał.
Wzmacniacz Pioneer A-50DA ma obudowę o tych samych wymiarach co odtwarzacz, i także dostępny jest w wersjach czarnej i srebrnej. Na przednim panelu nie brakuje atrakcji, ale nic nie powinno nas dziwić, nawet stary, dobry "loudness". Ciekawą opcją jest "power amp direct", który działa dokładnie tak, jak został opisany - sygnał omija nawet potencjometr wzmocnienia (niestety), i biegnie prosto do końcówki mocy; potrzebne jest więc wtedy źródło z regulowanym poziomem sygnału (analogowego oczywiście). Wyjście słuchawkowe zrealizowano na standardowym, dużym gnieździe jack 6,3 mm.
Liczba przyłączy nie jest rekordowa, ale w rzeczywistości daje szerokie możliwości. Terminale głośnikowe są bardzo wygodne.
Pioneer A-50DA ma cztery wejścia liniowe i wejście gramofonowe (z korekcją dla wkładki MM). Wejścia cyfrowe są dwa - koaksjalne i światłowodowe. Jest też jedno wyjście analogowe, na którym pojawia się sygnał z wybranego wejścia (również cyfrowego, oczywiście po konwersji C/A). Zaciski głośnikowe są w podwójnym komplecie.
Interesującą opcją jest możliwość konwertowania przez wzmacniacz sygnałów wysokiej rozdzielczości. Górna granica dla wejścia USB wynosi w przypadku PCM 32 bity i 384 kHz, a dla DSD określa standard 11,2 MHz. Komputery z systemem Windows wymagają instalacji sterowników, te z OSX (Apple) poradzą sobie bez dodatków, chyba, że zechcemy przesyłać dane DSD (w trybie DoP), wtedy potrzebne będzie firmowe oprogramowanie.
W części urządzeń Pioneer stosuje klasyczne końcówki mocy w klasie A/B, a w innych wzmacniacze w klasie D. A-50DA należy do tej drugiej grupy.
W sekcji cyfrowej Pioneer stosuje bardzo dobre przetworniki firmy ESS; w tym wypadku są to ES9016 Sabre 32 Ultra; to 32-bitowy, 8-kanałowy DAC, może się wydawać, że został on zaprojektowany głównie dla amplitunerów AV i odtwarzaczy BD, jednak wielu producentów urządzeń stereo lubi ten układ - za sprawą specjalnej konfiguracji dwukanałowej, owocującej nawet lepszymi niż wyjściowo (8 kanałowo) parametrami.
Odsłuch
Nie jest to brzmienie ani lekkie, ani słodkie, ani misiowate. Pioneer zasuwa jak parowóz, a może raczej jak elektrowóz. Na słuchacza rzuca się ekspresja i dynamika. Wszystkie dźwięki, w całym pasmie, są wyraziste i szybkie. Charakter świetnie pasuje do nagrań koncertowych, do muzyki na żywo.
Jest w tym dużo emocji, mamy wrażenie kontaktu z muzykami, a nie tylko z ich instrumentami. Oczywiście służy temu świetnie oddanie wszelkich niuansów artykulacyjnych. Dynamika jest wybitna. Dźwięk potrafi przyczaić się w cichych rejestrach, a później błyskawicznie uderzyć. Przestrzenność była przy tym dobra, ale nie referencyjna, na pewno nie tak obszerna jak z CX-ów; scena była raczej wąska, wystarczająca dla kilkuosobowego zespołu, ale nieco za ciasna dla orkiestry.
Niezależnie od ogólnej żywości, w niektórych dźwiękach dało się zauważyć oznaki oschłości. Przydałoby się odrobinę miękkości i płynności, ale tak jak jest - jest wyjątkowo i elektryzująco. W dodatku zaskakująco.
Góra czasami jest przygaszona i nieśmiała, a innym razem eksploduje detalicznością, nie szczędząc metalicznego wybrzmienia. Średnica jest już jednoznaczna, twarda, energetyczna, niosąca dużo mocnych i konkretnych informacji. Bas idzie (a raczej jedzie) z tym w parze, jest konturowy, trochę żylasty, ale potrafi też zejść bardzo nisko - jednak nie będą to miękkie pomruki, ale całkiem potężne wibracje, kontrolowane jednak równie dobrze, jak wszystko, co dzieje się w brzmieniu Pioneera.
Skoro już wgrałem do komputera sterowniki i aplikacje do odtwarzania plików wysokiej rozdzielczości, to postanowiłem przeegzaminować wzmacniacz w tym zakresie. Nie trzeba bajecznych rozdzielczości, wystarczył FLAC 24/192, żeby usłyszeć, jak góra staje się piękniejsza, a scena wyraźnie się rozszerza. Wciąż żywo i zdecydowanie, ale już z wyrafinowaniem, które jednak trochę uspokaja. Następnie połączyłem "pięćdziesiątki" cyfrowym przewodem koaksjalnym. Wrażenie było podobne, choć nie tak spektakularne. Dźwięk stał się szlachetniejszy i bardziej kulturalny. Zdecydowanie pozostawiłbym sobie system właśnie w takiej konfiguracji.
Kolejna próba polegała na podłączeniu innego odtwarzacza CD wejściem analogowym do wzmacniacza Pioneer PD-50. Energetyczny charakter pozostał, zmieniła się barwa i akcenty, było jednak dość podobnie, jak z PD-50 - można wnioskować, że wzmacniacz ma najwięcej do powiedzenia, kształtuje brzmienie w największym stopniu, zarówno cechami swojej sekcji analogowej, jak i przetwornika. Dysponując firmowym systemem, warto jednak wypróbować obydwa połączenia.
Na koniec podłączyłem "po analogu" Pioneer PD-50 z innym wzmacniaczem. Z płyt CD Pioneer grał bardzo stabilnie, równo i spokojnie, pokazując jednak wyraźnie przewagę płyt SACD.
Grzegorz Rogóż