Znamienne jest też przefrezowanie frontu, w którym umieszczono przyciski (w CD), albo diody LED (we wzmacniaczu). Znamienne jest też przefrezowanie frontu, w którym umieszczono przyciski (w CD), albo diody LED (we wzmacniaczu). Natomiast różne kolory wzmacniacza (czarny) i odtwarzacza (srebrny), widoczne na zdjęciu, nie są w zestawie obowiązkowe - po prostu taką parkę dostaliśmy do testu, ze względu na chwilowy brak komponentów dopasowanych kolorystycznie.
Ważnym wyróżnikiem, zarówno odtwarzaczy, jak i wzmacniaczy Vincenta, są lampy elektronowe. W źródłach dotyczy to układów buforujących i ich zasilania, a we wzmacniaczach - układów wejściowych. Można więc bez żadnych "ale" nazywać Vincenty konstrukcjami hybrydowymi.
Odtwarzacz CD-S7 DAC
W okienku widać nie lampę wyjściową, ale lampowy prostownik 6Z4, zasilający anody lamp wyjściowych 6922, które umieszczono - prawidłowo - przy gniazdach wyjściowych. Diody LED można przyciemnić, a nawet wyłączyć umieszczonym z tyłu przełącznikiem, zgasić możemy też niebieski wyświetlacz z "kalendarzykiem" charakterystycznym dla napędów Sanyo i Sony.
Znajdująca się po drugiej stronie okienka maskownica szufl ady ma dokładnie takie same wymiary jak wyświetlacz. Razem z przyciskami sterującymi napędem znajduje się gniazdo słuchawkowe duży jack, a obok niego małe pokrętło wzmocnienia.
W symbolu odtwarzacza znajdujemy literki "DAC", sugerujące, że to nie tylko odtwarzacz CD, ale także otwarty na inne źródła przetwornik cyfrowo-analogowy. I rzeczywiście - na tylnej ściance widać trzy wejścia cyfrowe: elektryczne (RCA), optyczne oraz USB. To ostatnie jest typu A, sugerujące podłączenie z komputerem, a z odtwarzaczem iPod.
W instrukcji obsługi znajdziemy informację, iż obydwa wejścia S/PDIF przyjmują sygnał tylko o jakości CD (16/44,1). To chyba jednak pomyłka (ograniczenie takie dotyczy wejścia USB) - sprawdziłem i przez RCA można podać sygnał aż do 24 bitów i 192 kHz (włączając w to 88,4 kHz). Pod wejściami jest też wyjście cyfrowe RCA. Z boku umieszczono wyjścia analogowe - zbalansowane XLR i niezbalansowane RCA.
Napęd i transformator zasilający odseparowano ekranem od sekcji dekodującej oraz wzmacniającej i przykręcono nie do dna, ale do drugiej "podłogi", przymocowanej do ścianek bocznych. Sygnał z wejść cyfrowych i z napędu trafia do scalonego selektora. Przy wejściu USB znajduje się stary układ PCM2902 Burr Browna, stąd mamy tutaj limit do 16 bitów. Po wybraniu aktywnego wejścia sygnał trafia do przetwornika C/A Burr Brown PCM1796 - to już niezły układ 24/192 delta-sigma.
Na wyjściu, najwyraźniej w buforze wyjściowym, pracują podwójne triody 6922, po jednej na kanał. Cały tor jest zbalansowany. Sygnał do wyjść RCA pobierany jest z dodatniej gałęzi układu, nie ma przed nimi desymetryzatora.
Wzmacniacz SV-236MK
Wzmacniacz Vincent SV-236MK jest bardzo duży i ciężki. Tym razem w okienku widzimy lampę wejściową, a po jej obydwu stronach cztery gałki - z prawej selektora wejść i siły głosu, z lewej regulacji barwy dźwięku. Na pokrętle wzmocnienia jest mała czerwona dioda, która informuje o tym, że nagrzewają się lampy - potem gaśnie, a szkoda, bo pokazywałaby położenie.
Niebieskie diody wskazują wybrane wejście, obok nich są dwa małe przełączniki - jednym aktywujemy regulację barwy dźwięku, a drugim włączamy dodatkowy układ korekcji "loudness". W środku zagłębienia ulokowano mechaniczny wyłącznik sieciowy.
Mamy tu sześć par wejść liniowych, dodatkowe dwie pary RCA tworzą wejście na końcówkę mocy i wyjście z przedwzmacniacza. Wnętrze wzmacniacza, podobnie jak odtwarzacza, zostało podzielone metalowymi blachami. Widać tu zaangażowane ekranowanie każdego stopnia w układach wejściowych i zasilających - w osobnych, pełnych ekranach mamy przekaźniki wejściowe, potencjometr z napędzającym go silniczkiem, a także lampę wejściową.
Sygnał z wejść trafia na wspomnianą płytkę z przekaźnikami - gniazda są do niej wlutowane. Potem, długimi kabelkami, biegnie do lampy wejściowej (podwójnej triody 12AX7B), a dalej do potencjometru (czarny Alps). Wreszcie trafia na płytkę z przedwzmacniaczem - ten zbudowano na dwóch lampach, takich jak lampa na wejściu. W końcówkach pracują dwie pary komplementarne Sankenów 2SA1386+2SC3519.
W środkowej "komorze" znajduje się bardzo duży transformator toroidalny i kondensatory filtrujące preampu.
Odsłuch
Vincent nawiązuje do szkoły brzmienia, która w latach 80. i 90. była nazywana "brytyjską". To ciepły, jednoznacznie spokojny i nieodwracalnie "ustawiony" dźwięk. Wrzucamy w zasadzie dowolną płytę (wyjątki tylko potwierdzają regułę) i słyszymy to samo: dominację środka, mocny bas, delikatną górę. I spokój, który nie oznacza generalnej utraty dynamiki, lecz jej, umownie rzecz ujmując, zaokrąglenie.
Wprawdzie remiksy Depeche Mode "Remixes 2" brzmią w bardziej motoryczny, "klubowy" sposób niż "Goodbye" duetu Anita Lipnicka&John Porter, która ma zamierzony, melancholijny nastrój, to jednak w ramach danej płyty temperatura staje się podobna. Z jednej strony to rzecz nawet pożądana, bo płyta ma spójny charakter, z drugiej - to wyraźne ukształtowanie dźwięku. Wyraźne, ale nie karykaturalne.
Wprawdzie średnica zawsze jest na pierwszym planie, to jednak nie zawsze jest taka sama; nie jesteśmy skazani na łagodne ciepło, niezależnie od płyty.
System potrafi błysnąć szczegółami, pokazać wyraźną artykulację, choć zawsze doda do tego nasycenie niskich rejestrów - i wtedy jest najprzyjemniej. Z tymi szczegółami bym nie przesadzał, rozdzielczość nie jest tu najważniejsza, dominuje gładkość i plastyczność. "Meloman projektowany" dla systemu Vincenta to ktoś, kto szuka w muzyce emocji, ale równocześnie ukojenia.
Muzyka to różne emocje, to często adrenalina, ale duża część ludzi, którzy od czasu do czasu chcą czegoś posłuchać, wymaga od systemu właśnie tego - nie batów, ale uprzejmości. Jeżeli tak ustawimy priorytety, trudno będzie znaleźć urządzenia w tym zakresie ceny, które robiłyby to w równie dobry sposób.
Nie miałem materiału muzycznego, który zagrałby z odtwarzaczem Vincenta wyraźnie jasno i drapieżnie. Kiedy uderzają blachy, to są albo nieco ciemne ("Saxophone Collosus" Sonny’ego Rollinsa i "Memorial" Clifforda Browna), albo słodkie (Depeche Mode, "8" Nosowskiej). Tak grają lampowe wzmacniacze na EL34, zwłaszcza stylizowane na starsze urządzenia z lat 60.
Elementy, które mają w zakresie średniotonowym najwięcej energii, jak saksofon, głosy ludzkie, gitara elektryczna - są duże, gęste, mięsiste. Można by zakładać, że wystarczy podłączyć do Vincenta jaśniejsze "paczki", trochę "chudsze" - i po sprawie. Zapewne dość często da się taki zestaw w podobny sposób "pożenić", jednak takie neutralizujące kompensowanie nie zawsze się sprawdza, często tylko nakłada na siebie problemy, a ich nie rozwiązuje.
Przede wszystkim powinniśmy odpowiedzieć sobie, czy taki dźwięk, jaki oferuje Vincent, jest dla nas problemem - bo jeżeli tak, to go po prostu nie kupujmy… A jeżeli nie jest, a wręcz przeciwnie, jawi się jako oczekiwany i "wyjątkowy" w pozytywnym znaczeniu, to go uszanujmy i korzystajmy z okazji, bo jest to swoista okazja - podobnego brzmienia za podobne pieniądze nie uświadczymy. \
Można też pobawić się regulatorami barwy we wzmacniaczu. Obecność wejść cyfrowych i wzmacniacza słuchawkowego poszerza funkcjonalność Vincenta, chociaż nie powinny to być elementy decydujące - podstawą jest charakter brzmienia.
Wojciech Pacuła