Naim jako właściciel własnej wytwórni wie, co się traci, kiedy ze studyjnych nagrań - analogowych lub cyfrowych, wysokiej rozdzielczości - przechodzi się na format CD, ograniczony do 16 bitów i częstotliwości próbkowania 44,1 kHz. To po prostu masakra…
Naim HDX jest pierwszym odtwarzaczem plików Naima. Od razu był on bardzo ambitny i najdroższy - dopiero po nim przyszedł czas na prostsze wersje. W jednej obudowie zintegrowano także napęd, z którego zgrywamy płyty CD oraz dysk twardy (a właściwie dwa, o czym potem).
Do urządzenia możemy podłączyć również cztery dyski zewnętrzne. Naim odtwarza następujące typy plików: WAV, AIFF, FLAC, Apple Lossless, OGG Vorbis, AAC, WMA, MP3 - te ostatnie są konwertowane od razu do postaci 16/44,1.
Pliki bezstratne mogą mieć rozdzielczość aż do 32 bitów i częstotliwość próbkowania do 192 kHz. Już niedługo będzie to "gorący temat". Na pierwszy rzut oka Naim HDX jest bardzo podobny do odtwarzaczy CD Naima.
Front podzielono na trzy części, ze środkiem nieco "wpuszczonym" w głąb. Całość została wykonana z solidnych, aluminiowych elementów. Po prawej stronie widać szufladę, ale brakuje na niej tak charakterystycznego dla Naima uchwytu, za pomocą którego szufladę można wysuwać ręcznie. Mamy tutaj napęd z klasyczną szufladą, a maskownica płyty uchyla się wysuwając zwykłą, plastikową tackę.
Naim HDX - ultraszybki
Zmiana napędu była jednak nieunikniona, bowiem napęd ten służy nie tylko - a właściwie nie tyle - do odtwarzania płyt CD, co do zgrywania ich ("ripowania") do pamięci odtwarzacza. Zgranie płyty i ściągnięcie z Internetu informacji o niej (wykonawca, tytuły, okładka itd.) trwa 8 minut.
Można to robić na różne sposoby, jednak inżynierowie Naima wybrali najlepszą, ale i najtrudniejszą wersję - sami napisali program. Wykorzystano to, że zastosowany napęd typu ROM pracuje z kilkunasto-, a nawet kilkudziesięciokrotnie wyższą prędkością niż klasyczny napęd CD – w Naimie HDX każdy sektor płyty jest odczytywany kilkakrotnie, z 16-krotną prędkością, a błędy zostają uśrednione.
Napęd pracuje w specjalnym trybie bez układu redukcji błędów C2, w którym uszkodzone dane nie są interpolowane, a po wykryciu błędu dany sektor jest czytany po prostu z różną prędkością do momentu, w którym odczyta go we właściwy sposób – to część szerszego systemu Secure Mode Ripping.
Klasyczne napędy w komputerach pracują w układzie Burst Mode, gdzie błędy są automatycznie "naprawiane". Na zdjęciach z materiałów promocyjnych widać napęd CDROM, ale po rozkręceniu urządzenia dostrzeżemy tam jednak… nagrywarkę DVD-ROM, która szumi niemiłosiernie przy zgrywaniu płyty.
I to by było tyle na temat "cichego" transportu…
Pod szufladą widać mały otwór – gniazdo USB 2.0 - do którego wpinamy Memory Stick. Duży, kolorowy wyświetlacz dotykowy prawie całkowicie wyeliminował przyciski – zostały tylko dwa: włącznik standby oraz ten otwierający szufladę. Komendy możemy zresztą wydawać też pilotem, a informacje odczytywać na zewnętrznym, dużym ekranie, który podłączamy wyjściem S-video, kompozyt oraz VGA.
Razem z wyjściem analogowym na parze RCA znajduje się też obowiązkowe u Naima gniazdo DIN; małym przełącznikiem aktywujemy jedno z nich lub obydwa. Obok widać coś w rodzaju "narośli" - to wtyk w ochronnym kołnierzu, znajdujący się w tym miejscu, jeśli NIE korzystamy z zewnętrznego zasilacza XPS. Obydwa wyjścia cyfrowe są podstawowe - optyczne i elektryczne koaksjalne.
Do czterech gniazd USB podłączamy zewnętrzne dyski twarde, sformatowane w systemie FAT lub NTFC; muszą zawierać tylko pliki muzyczne - mój dysk, na którym trzymam muzykę i zdjęcia, w ogóle nie został rozpoznany przez Naima.
Dalej łącza typowe wyłącznie dla komputera - wejścia dla myszki, klawiatury oraz monitora - po to, aby było łatwo nawigować po menu i szybko opisywać płyty, których urządzenie nie znalazło w sieciowej bazie danych. O tym, że wewnątrz wiele się dzieje - czyli "grzeje się" - świadczy wylot sporego wentylatora.
Środek jest zatłoczony. Nie da się przy tym ukryć, że odtwarzacze tego typu to po prostu specjalizowane komputery - wewnątrz Naima HDX można wskazać niemal wszystkie elementy klasycznego "peceta". Jednak diabeł tkwi w szczegółach.
Oprogramowanie, oprócz wspomnianego już wielokrotnego odczytu, umożliwia także dokładne rejestrowanie przerw między utworami - to rzadkość! - oraz kopiuje nawet płyty zgodne z Orange Book, czyli takie, na których znajdują się sesje z danymi i z muzyką.
W Naimie HDX są dwa dyski Seagate, ułożone jeden nad drugim, o takiej samej pojemności (2 x 500 GB=~ 600-750 CD), z których jeden służy jako zabezpieczenie przed utratą danych. Naim zdecydował się na kodowanie danych w postaci plików WAV, a nie jak u Linna we FLAC-ach. Ludzie z Naima twierdzą, że warto poświęcić część pamięci na to, żeby nie "pakować" plików.
Najważniejsze jest jednak to, jak się przesyła sygnał z takiego "ustrojstwa" do sekcji audio. W tym celu zaprojektowano własny driver audio dla PCI (taki sygnał można też przesłać łączem USB lub FireWire) - to dwie, sześciowarstwowe, pracujące równolegle płytki PCI.
Jak pisze w materiałach firmowych Gary Crocker, jeden z konstruktorów urządzenia, już na tym etapie zadbano o jak najlepsze zasilanie. Dlatego na płytkach PCI znalazło się siedem osobnych układów stabilizacji napięcia. Znajdziemy tam również trzy superdokładne zegary, przeznaczone dla różnych częstotliwości próbkowania i ich wielokrotności.
Za płytkami PCI mamy płytkę z układami dekodującymi (czyli z mikroprocesorem). To czterowarstwowa PCB, na której umieszczono mikrokontroler przykryty dużą aluminiową płytą, służącą jako radiator. Osobne są za to płytki z układami podobnymi do tych, które znajdziemy w odtwarzaczach CD (DVD) za napędem.
Na dolnej mamy wyjścia cyfrowe, układ de-jitteringu, przetwornik C/A (w tej roli kość Burr-Brown PCM1791A) oraz dwa stopnie sekcji analogowej zbudowane na tranzystorach. Na górnej umieszczono trzeci stopień analogowy (bufor wyjściowy) z układami Burr-Browna OPA604.
Z boku widać bardzo rozbudowany układ zasilający, z osobnym transformatorem toroidalnym dla części analogowej i zasilaczem impulsowym dla pozostałych sekcji. Odtwarzacz może być sterowany z panelu dotykowego, pilota, klawiatury i myszki, ale także z iPhone’a lub poprzez ekran dotykowy USB.
Odsłuch
Wrzucam do szuflady płytę "Największe przeboje" z piosenkami Anny Jantar, dołączoną właśnie do "Gazety Wyborczej" (nie, nie wstydzę się - to najlepszy okres dla polskiej piosenki rozrywkowej).
Naim kopiuje ją szybko i w wewnętrznej bazie danych, opartej o AMG, wyszukuje tytuły dla krążka. Błędne… Ale inaczej być nie mogło - wyszukiwanie i dopasowywanie tytułów odbywa się według wielu skomplikowanych algorytmów, a każda firma wybiera jeden nich. Pomyłki zdarzają się jednak zawsze.
Od razu słyszę, że dźwięk tego wydawnictwa bardzo rozczarowuje!!! Wychowany na Jantar odtwarzanej z winylu, nawet ułomnego, nie mogę jednak tego znieść - dźwięk jest plastikowy, niby dynamiczny, a tak naprawdę zupełnie płaski.
Słyszę też jednak, że Naim robi, co może, żeby to jakoś zamaskować – ma mocny, pełny środek i niski bas. To wciąż jednak tylko dalekie odbicie tego, czym ta płyta mogłaby być. Dlaczego reedycje polskich płyt są tak fatalne???
Zaczynam szukać kolejnych, wcześniej zripowanych i okazuje się, że wyświetlacz jest jednak trochę za mały. Ale nic to - zaskoczeniem jest dla mnie dźwięk kolejnej płyty: "A Different Life" niemieckiej grupy Diorama.
To elektronika, subgatunek o nazwie dark wave i tak właśnie zostaje odegrany - mocno, dynamicznie, z fantastycznie kontrolowanym basem. Niewiele razy słyszałem tak dobrze definiowane zejścia. Dynamika całości jest nieomal przytłaczająca - rytmiczność, interwały odmierzane jak w zegarze atomowym, w połączeniu z konturowością.
Słychać też, że góra jest lekko podkreślona; może nawet nie sama góra, a wyższy środek. Definicja dźwięków jest bardzo dobra, jednak duża energia każe uważać na system, do którego wpinamy Naima HDX. Wysmakowana realizacja nowych remasterów XRCD24 płyt wytwórni Blue Note, jak "True Blue" Tina Brooks, też pokazuje Naima z ciekawej strony, bo niewielki skład brzmi tak, jakby grała cała orkiestra.
Naim HDX prezentuje tego typu wydarzenia po prostu fantastycznie. To, co w domowych systemach jest zwykle gubione - dynamika - tutaj mamy ot tak, na zawołanie. Są mocne blachy, dęciaki brzmią jak… dęciaki, a nie "wymiśkowane" trąbeczki. Madeleine Peyroux "Bare Bones" to mistrzyni nastroju, nagrywająca płyty w niezwykle ciepły nieomal "lejący" sposób. I tak jest i teraz.
Ale jakaż "sprężyna" jest za tymi nagraniami - tyle, że odtwarzacze CD zwykle tego "nie zauważają". Częścią tej kreacji - bo ostatecznie to zawsze kreacja - jest wspomniany bas, ale jest tam coś więcej, coś, dzięki czemu słucha się tej płyty tak, jakby się stało przed sceną w niewielkim klubie. Tylko głos Peyroux nie ma tak aksamitnego brzmienia, jak we wzorcowym systemie.
Generalnie płyty CD zgrane do wewnętrznego dysku brzmiały lepiej niż grane z napędu Naima. Ale tego się spodziewałem. Ich unikalną cechą była zawsze dynamika i kontrola w całym pasmie. Scena wszerz była znakomita, w głąb nie działo się jednak zbyt wiele. Generalnie tak grają urządzenia Naima, a Naim HDX niczego w tej mierze nie zmienił. To nie było może najbardziej subtelne brzmienie, bo część informacji była maskowana przez "energetykę".
I wreszcie nagrania hi-res. Ponieważ mam ich sporo, wgrałem na pendrive 16 GB pojedyncze utwory, a nie cale płyty. Rozczarowało mnie to, że urządzenie nie pokazuje informacji o tym, jaki to rodzaj pliku (WAV, FLAC itp.). Nie informuje też o częstotliwości próbkowania czy długości słowa. A nawet jeśli można to jakoś wywołać, to nie udało mi się tego w żaden sposób znaleźć.
Od razu, od pierwszego utworu słychać z nowej reedycji The Beatles, że nagrania wysokiej rozdzielczości są tym, co naprawdę usprawiedliwia istnienie tego typu odtwarzaczy, przynajmniej w formule, jaką znamy.
Fantastyczna góra! Pełnia i swoboda. Powiększyła się przestrzeń, co szczególnie mocno uderzyło mnie przy nagraniu z płyty "Testament" Keitha Jaretta, też w wersji 24/96. Wszystko grało o klasę lepiej niż ich "cedekowe" wersje.
Wbrew zakazom
Jedną z ważnych "właściwości" systemu Naima jest bezbłędne kopiowanie nie tylko właściwie wytłoczonych płyt, ale także płyt CCD (Copy Controlled Disc), czyli z bardzo silnymi zabezpieczeniami przed kopiowaniem. W latach 2001-2006 system ten stosowały największe wytwórnie płytowe, przede wszystkim EMI.
Takie płyty nie mogły nosić loga Compact Disc, dlatego łatwo je odróżnić od innych. Także Sony Music stosowała swoje własne systemy blokady, jednak jest o nich niewiele informacji, a płyty z nimi nosiły wspomniane logo, więc trudno je wskazać.
W każdym z tych systemów chodziło o to, żeby napęd typu ROM czytał sygnał źle albo w ogóle. Dzięki właściwemu oprogramowaniu HDX ma jednak kopiować tego typu płyty tak, jakby spełniały wszystkie założenia Red Book.
Wojciech Pacuła