Przez pół wieku Naim zdobył pozycję i prestiż, a dorobek dziesiątków projektów objął niemal wszystkie kategorie – wzmacniacze, odtwarzacze, tunery, zespoły głośnikowe, później systemy all-in-one, a ostatnio nawet gramofon.
Każdy projekt miał firmowy styl i specyficzne rozwiązania, jednak wśród różnorodnych sukcesów najważniejszą specjalizacją pozostawały wzmacniacze. Jednocześnie Naim jako jeden z pierwszych wszedł odważnie w strumienie – wbrew początkowym obawom, przekonywał o potencjale plików.
Takie są też podstawy jubileuszowego systemu. Łączy on "czystą" amplifikację – końcówkę mocy Naim NAP 250 – z wielofunkcyjnym NSC 222, czyli przedwzmacniaczem, odtwarzaczem sieciowym i wzmacniaczem słuchawkowym. Naim zawsze jest oryginalny w swoich wyborach. W zaskakujący sposób łączy prostotę i audiofilskie zasady z innowacjami i nowymi trendami.
***
Dzięki unifikacji dość niskich obudów system prezentuje się spójnie i elegancko, nie brakuje mu też solidności mechanicznej. Konstrukcje są złożone z aluminiowych paneli, fronty wyjątkowe grube, a nawet w NSC 222 (choć to tylko preamp/źródło) boki mają formę radiatorów.
Odtwarzacz strumieniowy/przedwzmacniacz NSC 222
Front urządzono funkcjonalnie i czytelnie. Z lewej strony umieszczono pokrętło regulacji wzmocnienia, złącze USB (dla nośników pamięci z muzyką) i wyjście słuchawkowe.
Zatrzymajmy się przy nim na chwilę. Producent wskazuje, że potraktowano je bardzo poważnie, bowiem układ wzmacniacza słuchawkowego przejęto ze znakomitego modelu Uniti Atom Headphone Edition.
Dodajmy, iż w pewnym uproszczeniu, bo Naim NSC 222 ma wyłącznie jedno niezbalansowane wyjście słuchawkowe (6,3 mm), a Uniti Atom Headphone Edition również zbalansowane, ale jeżeli zasadnicza część układu jest taka sama - to już coś.
Prawa strona to domena odtwarzacza strumieniowego i służącego przede wszystkim jemu kolorowego wyświetlacza, chociaż z jego pomocą obsługujemy także funkcje związane z przedwzmacniaczem analogowym, np. wybór wejść.
Wyświetlacz prezentuje okładki płyt, nazwy, tytuły utworów. Obok niego umieszczono cztery przyciski – wyboru źródła, sterowania odtwarzaniem, szybkiego dostępu do ulubionych treści (których należy uprzednio nauczyć urządzenie).
W centrum znajduje się doskonale znane logo Naim, choć trochę inne niż dawniej… Zamiast zielonego – białe; bardziej dyskretne, mniej "zobowiązujące", ale szkoda, że nie pomyślano o przełączaniu kolorów… Dzisiaj to przecież betka.
Naim NSC 222 łączy się z (nowoczesnym) światem zewnętrznym przez LAN (przewodowo) i przez Wi-Fi (bezprzewodowo), jest też Bluetooth wraz z kodowaniem aptX.
Zacznijmy od rzeczy podstawowych, a więc obsługi i dekodowania plików – niezależnie od ich "pochodzenia" (sieć czy dysk). NSC 222 odtwarza pliki PCM o rozdzielczości 32 bitów i częstotliwości próbkowania 384 kHz dla standardu WAV, dla FLAC i ALAC – 24/383. DSD jest obsługiwane w wariantach DSD64 i DSD128; nie są to absolutne rekordy, lecz wyniki satysfakcjonujące w podejściu praktycznym.
Naim NSC 222 porusza się sprawnie po systemach sieciowych. Pliki odtworzymy z lokalnych serwerów DLNA, jest certyfikat Roon. Sprzęt Naima z gamy Uniti od jakiegoś czasu radzi sobie już nie tylko z systemem Spotify Connect, ale też z najnowszym Tidalem Connect i takie możliwości nadano NSC 222; jednak z zastrzeżeniem, że nie potrafi obsłużyć MQA; podobno Tidal przygotowuje się do ofensywy w standardzie Flac, więc może nie będzie czego żałować.
Pomysł, aby sprzęt high-endowy wiązać z mobilnymi źródłami dźwięku, byłby jeszcze dekadę temu uznany za herezję. Co się zmieniło? Na pewno rosnące kompetencje urządzeń przenośnych.
Standard DIN reprezentuje już tylko jedno wejście liniowe – pewnie dla kompatybilności z innymi urządzeniami firmy, przede wszystkim odtwarzaczami CD.
Drugie wejście liniowe przygotowano na RCA, kolejna parka RCA tworzy wejście gramofonowe (wkładki MM). Z prawej strony znajdują się jeszcze okrągłe gniazda do podłączenia zewnętrznego zasilacza; NSC 222 ma swój własny, wbudowany, ale Naim proponuje zewnętrzny, oczywiście w założeniu lepszy – NPX-300 – o którym więcej piszemy obok.
W sekcji cyfrowej (po prawej stronie) są dwa wejścia elektryczne (S/PDIF i BNC), dwa optyczne oraz złącze sieciowe LAN. Jest także USB, chociaż nie jako USB-DAC, lecz w celu podłączenia np. dysku twardego z plikami audio (dubluje złącze USB o dokładnie takim samym przeznaczeniu znajdujące się z przodu).
Brak wejścia typu USB-DAC może dziwić, ale umiejętności Naima NSC 222 w zakresie ściągania, dekodowania i odtwarzania plików z sieci są na tyle duże, że podłączanie komputera staje się w takiej sytuacji anachronizmem. W takim razie nie ma też konieczności, aby podłączać (już przez USB) dysk twardy…
Ostatecznie odtwarzając muzykę głównie z chmury (czyli serwisów takich, jak Tidal), co jest dzisiaj najczęstszą praktyką, takie rozwiązania i rozważania mają marginalne znaczenie. Podsumowując wątek funkcji, osiągów i parametrów, Naim NSC 222 nie jest mistrzem, lecz urządzeniem skrojonym pod racjonalne potrzeby, solidnym i wszechstronnym.
Właściwie tyle samo (pod względem opcji) potrafią dzisiaj znacznie tańsze "grajki" z serii Unity. Siłą NSC 222 nie jest rozbuchana funkcjonalność, tak jak od dawna nie jest ona dla audiofilów głównym argumentem przy poszukiwaniu "zwykłego" wzmacniacza.
Naim NSC 222 na pewno wykonuje program minimum, o jego jakości decyduje brzmienie, a na to wpływa wiele innych wątków, nie tylko parametry plików.
Nieco zaskakująca, chociaż oczywiście korzystna jest obecność bardzo rozbudowanego zasilacza, który zajmuje dużo miejsca blisko przedniej ścianki. Układ jest liniowy, z dużym transformatorem toroidalnym i rozwiniętą filtracją.
W takim kontekście propozycja dodania kosztownego NPX 300 jawi się jako jeszcze bardziej kontrowersyjna, chociaż potwierdza to (tradycyjnie) obsesyjne podejście firmy do zasilania. Naim NPX 300 nie zastąpi słabego zasilacza zainstalowanego w NSC 222, lecz bardzo dobry zasilacz – jeszcze lepszym!
Sekcja analogowa przypomina rasowy przedwzmacniacz (jest tam układ w klasie A dla słuchawek). Pewne wątpliwości może budzić sposób montażu płytki (niezależnej) przedwzmacniacza gramofonowego, która znajduje się tuż przy module cyfrowym, a żadna z tych dwóch sekcji nie jest ekranowana.
Regulacja głośności to układ analogowy złożony z szeregu rezystorów, włączanych w tor sygnałowy w określonej (wymaganym wzmocnieniem) konfiguracji.
Płytka cyfrowa jest już niewielka (w tylnej części obudowy). Anteny systemów Wi-Fi oraz Bluetooth osadzono w wycięciach bocznych radiatorów; z zewnątrz właściwie ich nie widać, są maskowane przez zaślepki.
***
Końcówka mocy NAP 250 ma wspaniałą historię, jej wybór do jubileuszowej edycji jest strzałem w dziesiątkę. Pierwsza wersja pojawiła się w 1975 roku, a nie licząc kilku pośrednich wersji, obecna jest już szóstą. Urządzenie o niezmiennym symbolu NAP 250 pozostaje więc w ofercie już prawie pół wieku.
Końcówka mocy NAP 250
Zintegrowane Naity mają swoich miłośników, ale każdy chciałby mieć 250-tkę… Jest jednym z najbardziej cenionych projektów Naima, a teraz został udoskonalony rozwiązaniami z referencyjnego modelu Statement. Postęp widać w parametrach – to najmocniejsza 250-tka ze wszystkich dotychczasowych.
Naim NAP 250 wygląda jak klasyczny Naim – ciemna, kanciasta bryła. Prawie nic tutaj nie psuje firmowego klimatu i nie zwraca specjalnej uwagi. Tylko – podobnie jak w NSC 222 – kolor podświetlanego logo; teraz jest białe, a nie tradycyjnie zielone.
Umieszczone po bokach radiatory zdają się we wzmacniaczu pełnić oczywistą rolę… tym bardziej, że wzmacniacz pracuje w tradycyjnej klasie AB, ale kiedy zajrzymy do wnętrza, będziemy wiedzieć na ten temat więcej. Pomimo dość oczywistej funkcjonalności (NAP 250 to "zwykła" końcówka mocy), z tyłu pojawia się kilka ciekawostek.
Chyba największą jest brak gniazd DIN, które "od zawsze" wyróżniały sprzęt Naima. Usprawiedliwieniem dla tej zmiany paradygmatu może być w pełni zbalansowana konfiguracja końcówki i konsekwentne prowadzenie sygnału ze źródła w trybie zbalansowanym. Stąd wybór wejść XLR; niezbalansowanych bezkompromisowo w ogóle nie ma (ani DIN, ani RCA), co jest już trochę ryzykowaną decyzją.
Ale tylko trochę, bo chyba każdy kupi Naima NAP 250 razem z NSC 222. Gdy się jednak nad tym głębiej zastanowić, to teoretycznie możliwe byłoby przecież symetryczne okablowanie gniazd DIN, co z kolei nie zapewniałoby kompatybilności ze starszymi modelami, więc zostawmy już ten temat w spokoju, tak jak zostawia go Naim, stawiając na sprawdzony, popularny, zrozumiały standard XLR, bez zawracania Wisły kijem.
A chcąc zapewnić kompatybilność z przedwzmacniaczami starszej generacji, wprowadzono do oferty przejściówki z końcówkami DIN oraz RCA (nie wiem, czy wewnątrz znajdują się symetryzatory napięcia czy też przesyłana jest w takim wypadku tylko jedna połówka sygnału).
Naim nie odpuścił jednak w obszarze wyjść głośnikowych, które uparcie są niewygodnymi gniazdkami przyjmującymi wyłącznie bananki (budzącymi również sprzeciw zwolenników grubych kabli, zwykle zakończonych widełkami). W komplecie są oczywiście słynne wtyczki – przejściówki, w których można zamocować obrane z izolacji przewody.
Obok terminali głośnikowych znajduje się panel z gniazdami sygnałów sterujących, przełącznikami trybów uśpienia oraz złączem USB (do aktualizacji oprogramowania).
W ramach firmowego kompletu Naim NAP 250 współpracuje z odtwarzaczem Naim NSC 222, urządzenia synchronizują się w ramach takich funkcji, jak włączanie czy usypianie. Sygnały sterujące są przesyłane za pomocą specjalnego kabla i złącz optycznych.
Zasilacz bazuje na jednym, za to potężnym transformatorze toroidalnym; w trybie czuwania pracuje znacznie mniejszy, pomocniczy system. W stopniach wyjściowych zainstalowano tranzystory oznaczone symbolami NA009, zastosowane po raz pierwszy w serii Statement (choć w zupełnie innej konfiguracji).
Prawdopodobnie miał w tym udział znany specjalista Sanken, którego elementy Naim szeroko wykorzystuje. Jest ich w sumie osiem, a więc po cztery na kanał, po dwie pary, a więc – minimum dla układu zbalansowanego (w którym każda połówka sygnału jest wzmacniana przez jedną parę).
Staje się też jasne, że również w Naimie NAP 250 boczne panele radiatorów pełnią przede wszystkim rolę dekoracyjną. Końcówki mocy znajdują się w części centralnej, na tranzystory wyjściowe przykręcono niewielkie "kostki" lokalnych radiatorów.
Mimo to na pokrywie obudowy nie ma szczelin wentylacyjnych… prawdopodobnie z powodów estetycznych, bowiem obawy co do skuteczności biernego chłodzenia mieli też projektanci, więc zainstalowali wentylator, który znajduje się na tylnej ściance i jest sterowany mikroprocesorem (8 trybów prędkości obrotowej, prawdopodobnie zależnie od temperatury wewnątrz obudowy).
NSC 222/NAP 250 - odsłuch
Naim unowocześnia swoje urządzenia, doskonale czuje kwestie związane z siecią i strumieniowaniem, nie boi się zmian i nowych wyzwań, co nie przeszkadza mu panować nad charakterystycznym, znanym i bardzo cenionym brzmieniem.
Każde urządzenie (model, projekt – nie egzemplarz) ma swoje cechy indywidualne, tym bardziej współczesna konstrukcja nie może wiernie powielać wzorca sprzed lat. Jeśli jednak w ogóle można mówić o "firmowym dźwięku", o kontynuacji i konsekwencji, to właśnie w przypadku Naima i… chyba niewielu innych marek o równie długiej tradycji.
Nie jest przecież sztuką utrzymać określony poziom i styl w jednej, dwóch seriach, w ramach ściśle określonych rozwiązań układowych i elementów. Naimowi udaje się to mimo nieuchronnych modyfikacji, częściowo wymuszanych przez dostępność komponentów, ale przecież… również przez imperatyw doskonalenia.
Mimo audiofilskiego konserwatyzmu oczekujemy urządzeń coraz lepszych, przenoszących lubiane klimaty na wyższy poziom. Indywidualnymi wyjątkami są konstrukcje "ikoniczne", w których najbardziej cenimy podobieństwo do oryginału, ale trudno aby całe kolejne generacje urządzeń były replikami dawnych modeli, nawet najbardziej udanych i wspominanych z rozrzewnieniem.
Fundament brzmienia NSC 222/NAP 250 jest więc stabilny, i to w podwójnym znaczeniu. Słyszymy "prawdziwego" Naima i jednocześnie mocny, zdecydowany dźwięk. Pełen emocji, jednak bez "romantyzowania", żywy, zwinny, szybki, a zarazem gęsty i soczysty.
Naim znalazł sposób na to, jak połączyć swoistą bezceremonialność z muzykalnością; nawet atakować, ale nie robić tym krzywdy, sprawiać tylko przyjemność.
Dynamika w wydaniu Naima nigdy temu nie przeszkodzi, przekaz wyzbyty jest "techniczności". Zadziorny, ale czytelny, tonalnie zrównoważony. Odchodzący od chłodnej neutralności, ale nie od naturalności obejmującej znacznie szersze spektrum właściwości, a w rezultacie i możliwości.
Bardzo różne próbki muzyczne wykazały, iż Naim nie traci ani animuszu, ani niezbędnej kontroli. Dodaje siły, przekierowuje naszą uwagę na rytm, energię, esencję, odsuwając w ten sposób na drugi plan pewne problemy związane z jakością samych nagrań. Nie jest to ostatnie słowo w precyzji i klarowności, jednak całość robi wrażenie całkowitej zgodności składników i wymiarów.
Nie odczułem jakiejkolwiek słabości którą należałoby poprawić, bez ryzyka utraty wyjątkowej spójności i harmonii. To dźwięk, który dociera natychmiast, od pierwszych chwil z dowolną muzą, nie wymaga "układania się", przyzwyczajenia, czekania na smaczki albo fajerwerki. Wyciska wszystkie soki z każdego materiału, ale nie wyciąga na pierwszy plan wszystkich detali.
Również słuchając cicho, odbieramy szczególną impulsywność, witalność, obecność. A "podkręcając" głośność, robimy imprezę… nawet dla samych siebie.
Naim podniesie adrenalinę. Jako zarzut można by przedstawić obserwację, że z pewnymi nagraniami Naim poczyna sobie zbyt śmiało, dźwięk staje się nerwowy, nawet agresywny.
Tylko że dotyczy to muzyki, która tak właśnie ma się prezentować! Naim to "rozumie" i w pełni się angażuje. A kto nie lubi takich emocji i nie potrzebuje adrenaliny, zwykle jej w ogóle nie słucha. W porównaniu z NSC 222/ NAP 250 inne systemy podobnej klasy grają nie tyle gorzej, co dostojniej, spokojniej, nawet jeżeli jeszcze potężniej, to mniej zadziornie.
Wysokie tony są jednak przedstawione bez emfazy; nie tyle powściągliwie, co w normalnych proporcjach, a przede wszystkim w pełnej koordynacji, w ścisłym związku z resztą pasma.
Nie mają w sobie nic z cyfrowości w potocznym (pejoratywnym) znaczeniu, wprowadzają dawkę perlistości, a nawet pierwiastek słodyczy. Jest też oddech i aura, co może być już czymś nowym w brzmieniu Naima, wcześniej bardziej "zbitym" i skoncentrowanym.
Średnica jest bogata w wybrzmienia, ale z siłą umocowaną w niższym podzakresie, co w tym przypadku nie oznacza typowego, łagodzącego ocieplenia, lecz dynamizowanie, powiększenie wolumenu, nawet zbliżenie pierwszego planu – tyle że bez krzykliwości.
Bas nie pożałuje niskich zejść, wibracji i uderzeń, jest wszechstronny i niejednostajny. Talent do motoryczności nie wyczerpuje jego możliwości. Obserwując jego zachowanie, stwierdziłem nawet, że unika twardości, jego kontrola nie jest dyscypliną ograniczającą obfitość, rozmach i barwę. Jest dynamiczny, organiczny i czytelny.
Dobrze zrealizowane nagrania zapewnią najlepsze rezultaty, ale nie są one niezbędne, aby Naim dostarczył to, co zawsze w jego działaniu najważniejsze – zdrowe emocje.
Zasilanie na bogato
Producent poleca dodanie do systemu trzeciego komponentu – zasilacza Naim NPX 300 (będącego, zgodnie z oznaczeniem, elementem wyższej, jeszcze nowszej serii 300, ale przygotowanego już wcześniej, razem z NAP 250 i NSC 222). NPX 300 nie dotarł do nas na czas, nie dotrze też pewnie do większości klientów, ale już z innego powodu – ceny.
Naim w takich apgrejdach widzi szansę na poprawę brzmienia… i wyniku finansowego firmy. Zasilacz kosztuje tyle samo, ile każdy z podstawowych komponentów, co jednych kompletnie zniechęci, ale znajdzie się pewnie dostatecznie wielu bezkompromisowych audiofilów, którzy jak nie od razu, to po pewnym czasie zasilą swój system i konto producenta.
Ale dość ironii, temat jest ciekawy od strony technicznej i tym bardziej szkoda, że nie mogliśmy sprawdzić wpływu MPX 300 na działanie nie tylko w odsłuchu, ale i w pomiarach. Na pierwszy rzut oka można by sądzić, że dodatkowy zasilacz ma za zadanie wspomóc urządzenie o większym poborze mocy, a więc końcówkę mocy.
Często się przecież zdarza, co obserwujemy w pomiarach, że wbudowany zasilacz nie pozwala na pełne wykorzystanie potencjału stopni, czego najlepszym dowodem jest jej spadek mocy przy jednoczesnym wysterowaniu obydwu kanałów (w każdym z nich w porównaniu do wysterowania jednego).
Gdy zasilacz jest wspólny dla obydwu kanałów, praktycznie dzieje się tak zawsze (jednak w różnym stopniu), a całkowicie wolne od tej przypadłości są tylko konstrukcje dual-mono (z niezależnymi zasilaczami) i… NAP 250, który ma moc w bezwzględnej skali umiarkowaną, jednak pod względem proporcji (prawie podwajanie na 4 Ω względem 8 Ω, żadnego spadku przy wysterowaniu obydwu kanałów) zachowuje się idealnie. Jemu większa wydajność (zewnętrznego) zasilacza nie jest potrzebna.
Naim NPX 300 został przygotowany głównie z myślą o poprawie warunków pracy Naima NSC 222, gdzie sąsiadują ze sobą układy analogowe i cyfrowe, prowadzące sygnały niskonapięciowe; nie mają bardzo wysokich wymagań "wydajnościowych", jednak jakość ich pracy jest uzależniona od "czystości" zasilania, w tym od usunięcia negatywnego wpływu jego promieniowania elektromagnetycznego.
Być może pomoc Naima NPX 300 poprawiłaby przeciętny (chociaż niekompromitujący) odstęp S/N (zmierzony w naszym Laboratorium dla systemu NSC 222/ NAP 250), czego jednak nie mogliśmy sprawdzić. Producent nie ma skrupułów, aby sugerować doposażenie NSC 222 nawet w dwa zasilacze NPX 300– jeden dla obwodów analogowych, drugi dla cyfrowych.
Oczywiście jest to możliwe dzięki przygotowaniu odpowiedniego systemu połączeń i ma też ma swoje zalety. Jedyną wadą pozostaje fakt, iż duet zasilaczy będzie kosztował dwa razy więcej niż sam NSC 222… i podwoi koszt całego systemu. Kto bogatemu zabroni.