Część cyfrową systemu oparto na platformie odtwarzacza Stream Magic 6. To odtwarzacz plików audio, radia internetowego, muzyki ze smartfonu lub tabletu. Można doń podłączyć pendrajw, dysk twardy lub skorzystać z dysku sieciowego NAS, integrującego się przez UPnP.
Bezprzewodowo połączmy się z nim przez Wi-Fi lub Bluetooth. Do tego ostatniego jest potrzebne podłączenie urządzenia przypominającego pendrajw - to odbiornik BT100, pracujący w standardzie A2DP plus aptX (na wyposażeniu).
Odtwarzacz cyfrowy obsługuje pliki ALAC, WAV, FLAC, AIFF, WMA, MP3, AAC, HE AAC, AAC+, OGG, wszystkie w trybie "gapless". Trzy pierwsze do 24 bitów, ale z górną częstotliwością próbkowania 96 kHz. Tak było już przy NP30, jednak od tamtego czasu minęło kilka lat i można było oczekiwać "upgrade`u".
Cambridge Audio Minx Xi może służyć również jako DAC, z dwoma wejściami (RCA i TOSLINK), do którego podłączymy sygnał np. z TV, konsoli gier, odtwarzaczy DVD i Blu-ray. Do dyspozycji dostajemy również dwa wejścia analogowe i analogowe wyjście (mono) dla aktywnego subwoofera, wreszcie wyjście słuchawkowe (mini-jack).
Odtwarzacz jest niewielki, lecz zaskakująco ciężki. Ma na to wpływ zarówno obudowa z grubych stalowych blach z aluminiowymi wstawkami, jak i klasyczny wzmacniacz ze swoim radiatorem.
Przednia ścianka została wykonana z czarnego akrylu, układ przycisków do złudzenia przypomina to, co znamy z NP30. Po prawej stronie mamy gałkę działającą również jako przycisk; pomaga w poruszaniu się po menu i oczywiście służy do regulacji wzmocnienia (zamiast znacznie mniej wygodnych przycisków).
Wyświetlacz w Cambridge Audio Minx Xi typu dot-matrix ma cztery linijki; oprócz tytułu utworu, albumu i czasu, dostaniemy również informację o częstotliwości próbkowania, długości słowa oraz o rodzaju kodeka. Taki zestaw jest unikatowy, nawet w high-endzie.
Po bokach wyświetlacza umieszczono osiem przycisków, którymi obsłużymy menu. Z prawej strony znajduje się gniazdo USB dla pendrajwa i wyjście słuchawkowe. Po przeciwnej stronie jest drugie, podobne - to wejście liniowe. Do gniazd USB możemy podłączyć urządzenia Apple`a; nie tylko wpuścimy tędy sygnał do Minxa, ale i podładujemy sobie iPoda czy iPhone`a.
Z tyłu, po prawej stronie, mamy wejścia: dwa analogowe, dwa cyfrowe i gniazdo Ethernet. Nad nim znajduje się monofoniczne wyjście liniowe (dla subwofera), a obok dwa gniazda USB; do jednego z nich podłączamy odbiornik Bluetooth, a do drugiego dysk twardy.
Jeszcze dalej widać kolejne gniazdo USB, ale zagłębione w obudowie - tutaj wpinamy antenę Wi-Fi. I wreszcie, pośrodku, umieszczono gniazda głośnikowe w formie otworów w obudowie, gotowych na przyjęcie wtyków bananowych; w komplecie dostajemy też przejściówki, do których, w razie konieczności, można wpiąć widły lub zakręcić goły kabel.
W środku jest gęsto od elementów i podzespołów. Sporą część urządzenia zajmuje wzmacniacz w klasie AB z dużymi radiatorami i słusznych rozmiarów transformator toroidalny, który tę sekcję zasila. Radiatory są specyficznie wyprofilowane, podobnie jak w topowej integrze Cambridge: wydają się obejmować toroid, ekranując go w ten sposób.
Układy wzmacniające to scalone końcówki mocy (takie same jak we wzmacniaczu zintegrowanym z serii Topaz), model LM3886T. Umieszczona na osobnej płytce sekcja przedwzmacniacza też wygląda bardzo podobnie.
Wejścia są przełączane w jednym układzie scalonym, a w drugim jest zmieniana siła głosu. Wzmocnienie to domena popularnych scalaków NE5532. Na tej samej płytce znajduje się też zasilacz dla sekcji analogowej; jak się wydaje, sygnał z wejść analogowych nie jest nigdzie "cyfryzowany".
Część cyfrowa zajęła osobną płytkę, obok której znajduje się osobny zasilacz impulsowy. Jej sercem jest moduł fi rmy Reciva, taki sam jak w odtwarzaczu NP30. To "SC1 Streaming Client Engine", znany z wcześniejszych odtwarzaczy Cambridge’a, którego pierwotnym, głównym celem było odtwarzanie radia internetowego.
Z odtwarzacza/radia internetowego lub z wejść cyfrowych sygnał trafi a do przetwornika cyfrowo-analogowego Wolfson Microelectronics WM8728. To układ typu sigma-delta 24/192 o dynamice 106 dB. Dalej wystarczył pojedynczy układ NE5532 w sekcji wzmocnienia i buforowania.
Postarano się natomiast o jak najmniejszy jitter: choć to urządzenie w domyśle "nieaudiofi lskie", przetwornik ma dwa osobne zegary: dla rodzin 44,1 kHz oraz 48 kHz. Dzięki temu wybrana częstotliwość próbkowania jest generowana w pętli PLL w prosty sposób.
Urządzeniem można sterować albo zładnego, naprawdę dobrze zaplanowanego pilota RC-Minx Xi, albo z komputera/tabletu (Anrdoid i iOS) przez aplikację Stream Music. W przeciwieństwie do większości tego typu rozwiązań, to w CA jest ładne i funkcjonalne.
Dla większości brak możliwości odtwarzania plików o częstotliwości próbkowania 192 kHz nie będzie zapewne problemem. Trzeba jednak wiedzieć, że duże fi rmy w tym czasie przeszły na nowsze platformy, często o dwie generacje. Nowości nie gwarantują automatycznie lepszego dźwięku i CA argumentuje, że jego układ jest doskonale dopracowany.
Odsłuch
Brzmienie Cambridge Audio Minx Xi można odczytać jako ocieplone, a nawet bardziej jednoznacznie - z balansem tonalnym przesuniętym w kierunku basu. Ten gra mocno, dynamicznie, więc słuchacze rocka, elektroniki, "mocnych" gatunków muzyki będą zachwyceni, z małego systemu dostaną dużo energii. Trzeba uczciwie zaznaczyć, że jest tutaj odstępstwo od neutralności, to jednak odstępstwo najprawdopodobniej celowe.
Bas elektryczny z nagrań Metalliki, Megadeth, Slayera brzmiał tak, jak na koncercie. Był potężny, naturalistyczny, choć mało precyzyjny. Zresztą nie trzeba wchodzić na metalowe pole, żeby to stwierdzić, bo także Dire Straits, Queen, a nawet Adele z płyty "21" zagrali podobnie.
To było mocne, chętnie basujące brzmienie, ale wcale niezmulone, z dobrze ukazaną sceną dźwiękową. Dzięki mocnej podstawie wolumen źródeł pozornych (instrumentów i głosów) był duży, a akustyka - "treściwa".
Przy płytach z mocną kompresją, przygotowanych pod kątem grania w radiu, usłyszałem coś, z czym trzeba się będzie zmierzyć: energia, w połączeniu z kompresją, promującą pierwszy plan i niszczącą głębię dźwięku, dały w efekcie nieco przesadny rysunek.
W głośnikach było wszystkiego zbyt dużo i czasami zbyt dosadnie. Gdyby to był dźwięk jaśniejszy, byłoby może jeszcze gorzej, wprost natarczywie. Ponieważ jednak Cambridge Audio Minx Xi gra "bebechowo", emocjonalnie, można się z nim polubić albo poczuć się nieco przytłoczonym. Dotyczy to jednak odsłuchu na "normalnych", dużych, pełnopasmowych kolumnnach.