Być może podzielił go na przedwzmacniacz i końcówkę mocy tylko dlatego, aby wykorzystać takie same (małe) obudowy, jakie wcześniej stosował w preampie gramofonowym Phono Box II i wzmacniaczu słuchawkowym Head Box II.
Przedwzmacniacz(-yk) został wyposażony w dwa wejścia, bo na więcej miejsca nie starczyło. Wybiera się je przyciskiem na przedniej ściance, co sygnalizuje dioda.
Obok jest włącznik zasilania, a po drugiej stronie małe pokrętło wzmocnienia. Pro-Ject Pre Box wyposażono w zdalne sterowanie - pilot też jest niewielki, ale całkiem ładny i wygodny.
Z przyciskami różnej wielkości, pozwala przełączać między wejściami, regulować siłę głosu i wyłączyć system. Mówię o systemie, ponieważ na tylnej ściance, oprócz wejść RCA oraz wyjścia, są także gniazda trigger, którymi możemy sterować włączanie i wyłączanie partnerujących Boxowi końcówek mocy. Pro-Ject Pre Box ma zewnętrzny zasilacz, równie miniaturowy, jak on sam.
Całą skorupę zewnętrzną, oprócz frontu i tyłu, wykonano z grubej blachy stalowej, tworzącej coś w rodzaju "rękawiczki", nasuwanej na płytkę z elektroniką. Ta korzysta z techniki montażu powierzchniowego i miniaturowych układów scalonych. Dzięki temu tor jest ekstremalnie krótki.
Końcówka mocy dostępna jest w wersji stereo (2 x 30 W) i mono (40 W). Pracuje w klasie D, co pozwala zrozumieć, jak było możliwe wpakowanie jej do tak małej obudowy. Zaciski głośnikowe są zaskakująco solidne, złocone, obok wejścia RCA są triggery (we/wy) oraz gniazdo dla zasilacza - ten jest wyraźnie większy niż w przypadku przedwzmacniacza.
Układ końcówki zbudowano wokół pojedynczej kości, w której znajduje się zarówno modulator PWM, jak i tranzystory wyjściowe. Układ jest przyciśnięty do miedzianych kształtek, a te przykręcone są do stalowego chassis, które pełni tym samym rolę radiatora. Na wyjściu każdego wzmacniacza w klasie D muszą być elementy filtru rekonstrukcyjnego - są i tutaj, małe cewki z ferrytowym rdzeniem.
Na zewnątrz wersja monofoniczna różni się od stereofonicznej jedynie jedną parą wyjść. Wewnątrz praktycznie ten sam układ pracuje nad wzmocnieniem sygnału pojedynczego kanału. Bardziej komfortowo czuje się zasilacz - teraz musi on obsłużyć nie 2 x 30 W, a 1 x 40.
Odsłuch
Systemik Pro-Jecta jest trudny we właściwym połączeniu i ustawieniu. Kable głośnikowe powinny być możliwie jak najbardziej giętkie i lekkie albo trzeba je gdzieś za urządzeniem przytwierdzić, żeby się nie ruszały, a wraz z nimi cały system...
Interkonekty - ta sama sprawa, przy czym dochodzi jeszcze problem z tym, że gniazda RCA są w tych urządzeniach ustawione bardzo blisko siebie, co wyklucza wiele grubych wtyczek. Nawet po spełnieniu tych wymagań trudno było utrzymać urządzenia w porządku.
I jeszcze jedno: Boxy są wzmacniaczami o niewysokiej mocy, stąd teoretyczna potrzeba szukania czegoś o wysokiej skuteczności. W praktyce okazało się, że Pro-Ject Amp Box radzi sobie nieźle z kolumnami o skuteczności 86 dB, pod warunkiem, że mają przyjazny przebieg impedancji i że pokój nie jest bardzo duży.
Kolejny raz trzeba to powtórzyć, ale wzmacniacze w klasie D - przynajmniej poza hi-endem - mają dźwięk nie tak odległy od wzmacniaczy lampowych. Gęsta średnica, miodowe blachy i nie do końca kontrolowany, choć także z ładną barwą, bas.
A poniżej 3000 zł nie ma co szukać wzmacniacza lampowego, który by powtórzył choćby tyle. Wokale to może najmocniejszy punkt programu. Judith Owen z płyty Happy This Way czy Joan Baez z Diamonds And Rust in The Bullring zabrzmiały bardzo dobrze.
Jest jednak i druga strona medalu. System PJ nie różnicuje specjalnie nagrań, za co odpowiedzialność ponosi głównie końcówka mocy. Przedwzmacniacz okazał się niezwykle przezroczysty, jak na swoją zupełnie symboliczną cenę. Oczywiście nie jest tak dokładny jak dużo droższe preampy, ale może partnerować końcówkom znacznie wyższego sortu, niż Pro-Ject Amp Box.
Po wersji stereo wpiąłem monobloczki. Bas się skrócił, było go generalnie mniej. Z jednej strony to poprawa, ponieważ Amp Box grał ten zakres z lekką dezynwolturą, z drugiej strony pewne rozczarowanie, ponieważ subiektywnie odbieranej mocy nie przybywa, a fantazji nawet ubywa. Za to znacząco poprawiła się rozdzielczość.
Wreszcie w utworze Pasodoble z płyty Larsa Danielssona i Leszka Możdżera, poza instrumentami słychać także skrzypienie krzesła i mruczenie muzyka. Wiem, że w muzyce nie o to chodzi... ale wraz z tym pojawiają się przecież i szczegóły, o które jednak chodzi. Mimo to myślę, że muzykę jako taką z większą pasją i charyzmą przekazuje Pro-Ject Amp Box.
Wojciech Pacuła