Na lampach oparto zarówno sekcję przedwzmacniacza, jak i końcówki mocy. W pierwszej zastosowano miniaturowe 6F2, gdzie w jednej bańce znajduje się trioda (na wejściu) i pentoda (jako odwracacz fazy i sterowanie lampami końcowymi). Kiedy mamy mało miejsca i ograniczone fundusze, a potrzebne nam duże wzmocnienie, 6F2 jest jak znalazł. W końcówce zastosowano pentody 6P14J (podobne do EL84).
Zacząłem od lamp, ponieważ ich niewielkie rozmiary warunkują niewielkie gabaryty całego urządzenia. Xindak MT-1 nie przypomina lampowych potworów, chociaż i tutaj lampy wyeksponowano z przodu, a za nimi umieszczono transformatory wyjściowe i transformator sieciowy.
Odkręcając dolną ściankę, nie można się oprzeć wrażeniu, że duża masa wzmacniaczy lampowych dobrze służy ich konstrukcji mechanicznej. Xindaka zamknięto bowiem od spodu bardzo grubą stalową płytą, przykręconą aż 14 śrubami! Niemal cały układ zmieszczono na jednej płytce drukowanej, do której wlutowano także podstawki pod lampy.
Druga, malutka płytka znajduje się za gniazdami wejściowymi i nosi na sobie hermetyczne przekaźniki, którymi wybieramy pożądane wejście - dobry ruch! Sygnał biegnie stamtąd ekranowanymi kabelkami do umieszczonego przy przedniej ściance potencjometru "Blue Velvet" Alpsa.
Stamtąd trafia do lamp wejściowych. Elementy bierne użyte w torze są bardzo ładne i zupełnie nie pasują do wyobrażeń o taniej chińskiej produkcji - wygląda na to, że zakupiono je w Japonii i Europie. Kondensatory w zasilaczu, chociaż niewielkie, dostarczyła firma Rubycon.
Zasilacz anodowy jest wspólny dla wszystkich lamp i obydwu kanałów. Osobny zasilacz przeznaczono jedynie dla przekaźników wejściowych. Nie widać osobnego prostownika dla żarzenia lamp wejściowych, najwyraźniej więc pracują z prądem AC. Transformator toroidalny przykręcono od góry, izolując go w ten sposób od układów i zakryto wraz z transformatorami wyjściowymi metalowym prostopadłościanem.
Odsłuch
Xindak MT-1 gra lekkim, swobodnym, otwartym dźwiękiem. To poniekąd cecha charakterystyczna lamp EL84. Nie ma tu ocieplenia dźwięku a'la EL34, ale nie ma też twardości, jaką czasem słychać z 6550C.
Każdy rodzaj muzyki otrzymuje bowiem coś w rodzaju "promesy", tak jakby wzmacniacz nie miał uprzedzeń względem repertuaru i do wszystkiego podchodził z równym entuzjazmem. Przez dłuższy czas trudno będzie stwierdzić, czy któryś zakres częstotliwości jest promowany.
Urządzenie dobrze ukazuje barwę głosów i instrumentów. Depeche Mode (Playing The Engel) i Wes Montgomery (So Much Guitar!), Radiohead (In Rainbows) i Jack Johnson (Sleep Through The Static) - za każdym razem otrzymywałem ten sam "pakiet" mięsistego grania, równego traktowania poszczególnych elementów dźwięku i czegoś, co się łatwo nie daje uchwycić w opisie, a co powoduje, że po prostu chce się słuchać.
Xindak jest urządzeniem niskobudżetowym i zapewne dla wielu melomanów będzie ich pierwszym w życiu prawdziwym wzmacniaczem. I wywiąże się z tego znakomicie, pod warunkiem, że mu w tym trochę pomożemy.
Zadbajmy więc o kolumny o w miarę łatwej impedancji i bez rozjaśnień. MAP-105 Advance Acoustic czy Pro-Ject Amp Box są znacznie cieplejsze, choć to przecież tranzystory. W Xindaku podkreślona jest część wyższej średnicy, podobnie jak w C355BEE NADA-a. Warto więc zwrócić uwagę na kolumny z dobrze wypełnionym dołem.
Bardzo ładnie zabrzmiały nagrania fortepianowe, jak z japońskiej wersji (gold-CD) The Köln Concert Keitha Jarretta, ponieważ zachowana została gładkość remasteru i dynamiczna technika gry pianisty. Z drugiej strony elektronika, taka jak z płyty Anji Garbarek Smiling &Waving (tak, to córka Jana Garbarka), a więc ciepła, nasycona, nieco nostalgiczna, była tym, co wzmacniacz polubił jeszcze bardziej.
Chociaż zarówno NAD, jak i Advance Acoustic budowały scenę w bardziej stabilny sposób, to już bez tak dużych pozornych źródeł, bez tego "oddechu" - to rzecz, jaką lampy robią znakomicie.
Wojciech Pacuła