Leben CS-600 jest paskudny. Leben CS-600 jest wyjątkowy. Stwierdzenia te wcale się nie wykluczają. O stylu Lebena decyduje złożenie złotego koloru metalowych elementów frontu i gałek oraz charakterystyczny kształt tych ostatnich, odsyłający do lat 70. ubiegłego wieku. Przypieczętowaniem tego wrażenia są drewniane okładki po bokach. Szczyt staroświecczyzny. I o to chodziło.
Leben CS-600 - obsługa
Gałek, pokrywanych 24-karatowym złotem, jest aż sześć. Największą, umieszczoną na osi urządzenia, regulujemy wzmocnienie. Po jej prawej stronie znajdują się dwie mniejsze - pierwszą ustawiamy balans między kanałami, a drugą… podbijamy bas o 3 lub 5 dB.
Ta ostatnia to pierwsza z "dziwności" w urządzeniach małych, japońskich firm, służąca dopasowaniu balansu tonalnego do głośników szerokopasmowych (tubowych), w Kraju Kwitnącej Wiśni niezmiernie popularnych. W położeniu "0 dB" układ jest nieaktywny.
Po drugiej stronie mamy przełącznik, którym możemy zamienić miejscami kanały, oznaczony "stereo"/"reverse", a dalej w lewo mamy jeszcze dwie gałki - jedną z podłsuchem taśmy trzygłowicowego magnetofonu (w Japonii magnetofony - ale głównie szpulowe - są wciąż popularne) i drugą z selektorem wejść.
Poniżej są jeszcze cztery dwupozycyjne przełączniki. Patrząc od prawej, mamy wyłącznik sieciowy (z diodą), przełącznik między gniazdami głośnikowymi i umieszczonym obok gniazdem słuchawkowym typu duży Jack, wyciszenie (muting) oraz selektor, którym wyłączamy sekcję przedwzmacniacza i aktywujemy samą końcówkę.
W niemal 99% przypadkach wzmacniacze zintegrowane wyposażone są w wyjście z przedwzmacniacza, czasami wraz z wejściem na końcówkę. Z taką sytuacją, jak tu, tj. obecnością tylko tego ostatniego, jeszcze się nie spotkałem. Zapytałem więc o to konstruktora, pana Taku Hyodo, na co ten odpowiedział, że są ku temu dwa powody.
Po pierwsze, w Japonii bardzo popularne są przedwzmacniacze gramofonowe zintegrowane ze wzmocnieniem - audiofile z tego kraju preferują podłączenie takiego preampu prosto do końcówki.
Po drugie, Hyodo uważa, że najsłabszym elementem wzmacniaczy zintegrowanych jest nie końcówka mocy, tylko przedwzmacniacz i sugeruje, że apgrejdem dla Lebena CS-600 będzie podłączenie go do firmowego przedwzmacniacza RS-28CX.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Gniazda w Lebenie ułożone są inaczej niż zazwyczaj - nie w dwóch poziomych, ale w pionowych rządkach.
Oprócz tych manipulatorów znajdziemy na ściance przedniej sporo diod. Nad pokrętłem wzmocnienia znajduje się niebieska dioda "operation", wskazująca na gotowość do pracy. Jak się okazuje, napięcie anodowe dla wszystkich lamp jest w tym urządzeniu dostarczane za pośrednictwem lampy 6CJ3, nazywanej "dumper tube", opracowanej niegdyś dla kolorowych odbiorników TV, a służącej do wolnego zwiększania napięcia.
Pozwala to znacząco wydłużyć żywotność lamp. Cztery diody w górnym prawym rogu wskazują, jakie lampy końcowe są we wzmacniaczu. Do testu dostarczono wersję z lampami 6L6, jednak wykonałem również próby z EL34 (o czym w części odsłuchowej).
Leben CS-600 - wnętrze
W pionowych rządkach umieszczono ładne, zakręcane gniazda RCA, pozwalające na podłączenie do sześciu wejść liniowych. Obok jest jeszcze jedna para wyjść - na końcówkę mocy - oraz nieregulowane wyjście do nagrywania.
Mamy też dwie pary złotych gniazd głośnikowych, chociaż transformatory wyjściowe nawinięto aż z czterema odczepami. Wykorzystanie ich możliwe jest dzięki przełącznikowi, którym wybieramy impedancję wyjściową: 4-6-8-16 omów.
Aby dostać się do wnętrza Lebena, trzeba odkręcić górną ściankę i/lub dolną. Lampy oraz transformatory są bowiem umieszczone od góry sztywnej, metalowej odgrody, przykręconej na wysokości 1/4 obudowy. Na wejściu pracują znakomite 6CS7, amerykańskie, duże podwójne triody NOS, tutaj produkcji General Electric.
Za nimi widać cztery lampy wyjściowe - pracujące w push-pullu (po dwie na kanał) w klasie AB, tetrody strumieniowe 6L6 firmy Sovtek, tutaj w wersji WGC, a więc znacznie mocniejszej i mniej szumiącej.
Obok nich widać jeszcze 6CJ3 - wspomniany regulator napięcia i przełączniki hebelkowe, którymi wybieramy między lampami EL34 i 6L6 - najpierw zmieniając rezystor katodowy, a potem napięcie na anodzie. Za lampami widać cztery duże trafa - tak naprawdę tylko trzy, czwarte to bardzo duży dławik. Wszystkie nawinięto samodzielnie w Lebenie.
Odwracając Lebena CS-600 do góry nogami widać od razu przez sloty wentylacyjne w dolnej ściance, że układ wykonano ręcznie, lutując wszystko metodą punkt-punkt. Sygnał z tylnej ścianki prowadzony jest przewodami, osobno dla każdego wejścia, do przełącznika na przedniej ściance.
Ten obrotowy selektor, podobnie jak wszystkie pozostałe, kupiono w japońskim Alpsie. Z tej samej firmy pochodzą potencjometry (o malachitowym kolorze) wzmocnienia i balansu, uważane przez wielu za lepsze od sławnych "Blue Velvet".
Czytaj również: Czym się różni wzmacniacz zintegrowany od wzmacniacza dzielonego?
Wnętrze CS-600 podzielono poziomą stalową płytą, na część górną z lampami i trafami oraz dolną z układami. Transformatory ustawiono tak, aby jak najmniej się zakłócały.
Wszystkie elementy bierne są wysokiej próby i wybrano je najwyraźniej zarówno ze względu na renomę producenta, jak i konkretne zmiany w dźwięku, jakie wprowadzają. Dlatego w sprzężeniu zwrotnym katody widzimy "Red" Cerafine Elny, a w zasilaczu np. model Muse.
W zasilaczu mamy dziesięć różnych kondensatorów Elny z osobnymi gałęziami dla lamp końcowych i dla przedwzmacniacza. Połączeń przewodami jest sporo, co zapewne nie pozostanie bez wpływu na szumy. A na wygodę obsługi z pewnością wpłynie brak zdalnego sterowania.
Odsłuch
Japoński wzmacniacz, pomimo że zbudowany z udziałem takich samych lamp, jak słowacki Canor, gra zupełnie inaczej niż TP 106 VT. Gra też inaczej niż Spark II i P40. Jeśliby jednak próbować gdzieś go przyporządkować, najbliżej byłoby mu do tego ostatniego. Już po krótkim odsłuchu możemy stwierdzić, że oto lampa gra jak... lampa.
Leben CS-600 podaje informacje w sposób zmiękczony, zaokrąglony. Wprawdzie, kiedy doprowadzimy go do przesterowania, średnica staje się twarda i nieprzyjemna, ale dopóki nie wejdziemy w ten obszar, brzmienie jest łagodne i ciepłe.
Przy większości płyt okazało się zresztą, że obiektywny (tj. zmierzony na mierniku SPL) poziom siły dźwięku był nieco niższy niż przy innych wzmacniaczach tego testu, mimo że subiektywna głośność była zbliżona.
Dzieje się tak dlatego, że niższa średnica Lebena jest mocna i pełna, a zakres ten w dużym stopniu kreuje wrażenie siły; powiększa źródła pozorne, przez co wydaje się nam, że gramy głośniej. Promuje to grę małych składów, dlatego jazz długo nie opuszczał mojego odtwarzacza.
Także jego pogranicza, jak nagrania z płyty Diany Krall czy Alboran Trio zyskiwały, ponieważ wszystko wydawało się poważniejsze i bardziej masywne niż w przypadku wzmacniaczy Ayona i Canora. Głosy wychodziły nieco do przodu, a gitary zyskiwały na jędrności.
Wyjątkiem były nagrania fortepianu - słuchając płyty "Near Gale" Alboran Trio miałem wrażenie, że podbarwienie to pogarsza jego wiarygodność. I wtedy wpadłem na pomysł, który powinien koło mnie krążyć od samego początku, żeby spróbować wymienić lampy. Przecież Leben CS-600 jest urządzeniem stworzonym do takich eksperymentów.
Zamiast 6L6 wpiąłem EL34 - najpierw nowe, produkcji Electro-Harmonix, a potem NOS-y Amperexa. Dźwięk nie zmienił się o 180 stopni, ale był lepszy.
Całość została poprawniej wyważona. Zniknęło wzmocnienie wyższego basu, jednak źródła pozorne pozostały duże i plastyczne. Wysokie tony prowadzone przez 6L6 dobrze (to samo pokazał Canor) nawet bardziej się zaokrągliły, jednak kultura, plastyka, definicja barw była lepsza.
Pięknie zabrzmiały głosy, wcześniej też pełne i mocne, ale teraz z lepszą trójwymiarowością. Wokal Sinatry był bardziej namacalny - choć już nie przybliżony - podobnie, jak głos Dave’a Gahana z Depeche Mode.
W obydwu przypadkach "czuć" było charakter samego urządzenia, znacznie lepiej odbierany przy korzystaniu ze słuchawek, które są dla lamp zdecydowanie łatwiejszym obciążeniem, pozwalającym na "ujawnienie" się charakteru własnego urządzenia, bo Leben jest nie tylko wzmacniaczem zintegrowanym.
To dwa równoprawne urządzenia w jednym (podobnie, jak testowany kiedyś Leben CS-300) - integra i wzmacniacz słuchawkowy. Słuchawki zaś podkreślają jego charakter dokładniej niż kolumny. Wraz z nimi zwracała uwagę fantastyczna przestrzeń (oczywiście "słuchawkowa") z bardzo dobrze separowanymi planami i instrumentami.
Leben CS-600 to wzmacniacz z charakterem i tak należy nań patrzeć. Dużo w nim prawdziwej "lampy", tj. nasyconej, ocieplonej barwy. Średni bas jest wzmocniony, najniższy już rozmywany, wysokie zaokrąglone.
Wszystko jednak ma dobre proporcje i nawet średnia rozdzielczość nie psuje radości słuchania. Nie traktowałbym go jako "wyrośniętej" wersji CS-300, bo to zupełnie różne urządzenia. Leben CS-600 pozwala na wybór wśród szerszej grupy kolumn, bo jest po prostu mocniejszy.