Mimo że na podstawie zdjęcia można odnieść wrażenie, że Cambridge Audio Topaz AM10 ma wymiar midi, to w rzeczywistości aluminiowy front ma standardową szerokość. Na niebieskim wyświetlaczu jest pokazywane wybrane wejście, wzmocnienie oraz ustawienia menu - regulacja niskich i wysokich częstotliwości, a także balans między kanałami.
Pod wyświetlaczem znajduje się pięć przycisków wyboru wejść (jedno z nich jest związane zarówno z parą RCA z tyłu, jak też z wejściem mini-jack z przodu). Włącznik sieciowy jest mechaniczny (bez stand-by), po drugiej stronie wyświetlacza znajdują się duża gałka siły głosu oraz przycisk menu.
Wyjścia głośnikowe (jeden komplet) są dość proste, z plastikowymi nakrętkami (tylko dla bananów i dla gołych drutów). Przedwzmacniacz gramofonowy pracuje z wkładkami MM lub MC o wysokim napięciu wyjściowym (MC HO). Wnętrze wygląda dość ładnie, chociaż widać dużo połączeń kablowych.
Przedwzmacniacz oraz logikę zmontowano na jednej płytce drukowanej, na drugiej znalazły się końcówki mocy oraz zasilacz dla wszystkich układów. W regulacji wzmocnienia pracuje układ scalony Sanyo LC75412, w którym "zaszyto" też regulacje barwy i balansu.
Właściwy przedwzmacniacz zbudowano wokół dwóch niemłodych scalaków NE5532 (jeden w sekcji liniowej, drugi w RIAA). Elementy bierne wyglądają nieźle, kondensatory są małe, ale polipropylenowe, a oporniki metalizowane.
Do radiatora przykręcono zarówno układy stabilizujące napięcie, jak też układy scalone końcówek mocy - LM3886T - po jednym na kanał. Producent obiecuje tylko 35 W na 8 omach, ale w naszym laboratorium uzyskaliśmy nieco więcej, a na 4 omach - wyraźnie więcej.
Z boku widać dość rozbudowany zasilacz z przykręconym do dna obudowy dużym 260-watowym transformatorem toroidalnym i parą kondensatorów dla każdego kanału z logo CA i napisem "Low Impedance Audio Grade Custom Electrolitic Capacitor". Pilot zdalnego sterowania jest oznaczony symbolem RC-AM10/CD5/CD10, co wiele wyjaśnia - to pilot systemowy.
Odsłuch
Pamiętam pewne wydarzenie sprzed kilku lat, kiedy to firma NAD wprowadziła do sprzedaży swój najtańszy wzmacniacz, w którym zamiast dyskretnego modułu wzmacniacza mocy zastosowała układy scalone, bardzo podobne do tych z Cambridge Audio Topaz AM10.
Wzmacniacz szybko zniknął z rynku - takie "niekoszerne" rozwiązanie w sprzęcie "audiofilskim" było trudne do zaakceptowania. Minęło kilka lat i moduły scalone wracają do łask. Chcąc zaprojektować urządzenie niskobudżetowe, trzeba sięgać do tańszych rozwiązań. A przecież cena AM10 jest niewiarygodnie niska.
Brzmienie Cambridge Audio Topaz AM10 jest za to zupełnie wiarygodne, nie ma w nim nic nadzwyczajnego ani przerażającego. Nie zaskoczy, nie zachwyci, nie zdołuje. Jest bardzo równe, przewidywalne i nieagresywne.
To dobrze, bo kolumny za te pieniądze bywają ostre. Są też kolumny miękkie, ocieplone – i takich bym nie odradzał, o ile chcemy uzyskać właśnie takie brzmienie; Cambridge Audio Topaz AM10 tego klimatu nie podkreśli, zachowa się raczej neutralnie i wstrzemięźliwie.
Co ciekawe, mimo umiarkowanej mocy i dynamiki, Cambridge Audio Topaz AM10 kreuje dość duży dźwięk, któremu rozmach nadaje niski, soczysty bas. Jego wyższy podzakres nie ma wielkiej energii ani definicji, lecz niższa część jest miła i momentami nawet efektowna. Środek - lekko stępiony, przygaszony, ale to właśnie dlatego żadna płyta nie zagra jazgotliwie.
Dźwięk nie jest imponujący, ale przyzwoity. Niemal każda płyta, bez względu na rodzaj muzyki i sposób realizacji, gra przynajmniej strawnie. Bez wielkich emocji, lecz da się tego słuchać długo i bez przymusu.
I nie tylko bardzo cicho; to nie jest wzmacniacz-bestia, ale nie kończy się przy odrobinę większych głośnościach, jak niektórzy konkurenci. Cambridge Audio Topaz AM10 nieźle współpracuje z gramofonem i ze słuchawkami. To wprawdzie tylko dodatki, lecz znacząco poszerzają funkcjonalność tego niedrogiego urządzenia.
Wojciech Pacuła