Depeche Mode mimo upływu lat wciąż się nie starzeje. Oczywiście próżno porównywać "Sounds Of The Universe" czy "Playing The Angel" do takich klasyków jak choćby "Songs Of Faith And Devotion", ale niewątpliwie depeszów słuchają z przyjemnością do dziś nie tylko fani Gahana i spółki. Jest jednak na rynku muzycznym od wielu wiosen taki zespół, który choć mało znany, może momentami dorównać legendzie synth popu.
Perfidious Words, bo o nich mowa, wydali właśnie swój trzeci album, którego słuchanie powinno wywołać u fanów Depeche Mode żar w sercu. Tak, to co wydobywa z siebie Lars Rohnstock tak bardzo przypomina głos Dave`a Gahana, a i na tym porównania się nie kończą. Co ciekawe, autorzy "Feel Like Me" pochodzą z Niemiec, co już w genach daje im plus do ich elektronicznego brzmienia. Pozostaje jeszcze sam pop, i o ile drogi czytelniku gatunek ten nie kojarzy Ci się z telewizyjnymi koszmarkami XXI wieku to jesteśmy w domu.
Utwory, choć spięte specyficznym, w pewnym sensie erotycznie brudnym klimatem, można ogólnie nazwać poruszającymi do tańca. A to czy jest to taniec na parkiecie czy na kolanach mężczyzny to już zupełnie oddzielny temat, wymagający omówienia poszczególnych kompozycji na "Feel Like Me". Przy okazji, tytułowa, poruszająca zmysły kompozycja, trafi na grudniową kompilację Audiofilskie Zajawki - nie mogłem odmówić sobie przyjemności zaproszenia Perfidious Words na tę płytę.
Muzyka płynie z głośników, jest wszechogarniająca i miękka, mimo silnych akcentów nadawanych choćby przez pianino czy inne melancholijno-dramatyczne sztuczki jak wykorzystanie smyczków. Są tu również odwołania do muzyki rockowej, jak i bardziej rozrywkowego grania. To w sumie trochę jak u Depeche Mode, i kolejne tego typu porównanie nie jest absolutnie przypadkowe.
Perfidious Words na trzecią płytę zarejestrowało naprawdę kawał porządnej muzyki, która tak naprawdę ma tylko jedną wadę - można ją uznać za zbyt mocno inspirowaną wiadomym zespołem. Przez ten brak oryginalności, choć same piosenki stoją na najwyższym poziomie, grupa może mieć problem z byciem docenioną przez większe grono krytyków. Jak to mówił Marten Hagstrom, nieważne jest ile potrafisz w muzyce, liczy się to, że ludzie wiedzą, że to jesteś Ty. W przypadku dwójki Niemców, chciałbym w przyszłości nie mylić ich z grupą Brytyjczyków.
M. Kubicki
Trisol Records