Trzy nowe, całkiem różne w charakterze płyty Anny Marii Jopek ukazały się jednego dnia - 14 października. To wydarzenie bez precedensu w polskiej fonografii i rzadkie w skali światowej. Kilka lat temu Wynton Marsalis przed rozstaniem się z wytwórnią Sony Music wydawał co miesiąc nowy album. Razem utworzyły ośmiopłytowy boks, a litery na grzbietach kolejnych albumów - napis "Marsalis". Ale Sony miało wobec Marsalisa zobowiązania i zapas nagrań, a poza tym nie zamierzało przedłużyć z nim kontraktu.
Pomysł na każdy album Anny Marii Jopek był inny, każdy intrygujący. "Polanna" poszukuje istoty duszy polskiej w muzyce, jak czytam w informacji. Źródłem inspiracji tych poszukiwań są tematy tradycyjne, zaaranżowane na nowo przez Gila Goldsteina, Krzysztofa Herdzina, Gonzalo Rubalcabę, Marię Pomianowską i Annę Marię Jopek.
Kubański pianista Gonzalo Rubalcaba stał się członkiem zespołu akompaniującego wokalistce, solówki zagrali także pozostali aranżerzy: Goldstein na akordeonie, Herdzin na duduku, Pomianowska na starych instrumentach ludowych: suce biłgorajskiej, fideli płockiej i sarangi. W sielankowej pieśni "Laura i Filon" partię stęsknionego Filona zaśpiewał Staszek Soyka.
Album "Polanna" został nagrany w studiu Radia Gdańsk. Następnie w nowojorskim studiu MRS pracował nad nim nagradzany Grammy, Joe Ferla, a pomagał mu znany z Pat Metheny Group, Steve Rodby. To zaowocowało idealnym zgraniem instrumentów i wokali, co z pewnością nie było łatwe w przypadku wielogłosowych partii AMJ.
Muzyka ludowa otaczała przyszłą wokalistkę od dzieciństwa, jej rodzice występowali przecież w zespole Mazowsze. Jak pisze Marcin Kydryński, producent wykonawczy albumów, z zazdrością myślał o fado Portugalczyków, hiszpańskim flamenco czy brazylijskiej sambie. Bo te style zrobiły światową karierę nie dzięki oryginalnej formie, a wielkim współczesnym twórcom, czytającym tradycyjne tematy na nowo i wykorzystującym je jako inspiracje. Tak też zrobiła Anna Maria Jopek.
Wybrane tematy są tak znane, że rozpozna je każdy, mimo że zostały znacznie przeobrażone w zapisie nutowym, przede wszystkim w aranżacji i orkiestracji. Choć są i nowe partie - tak jak w otwierającej album pieśni "Kiedy ranne wstają zorze", która rozpoczyna się tkliwą wokalizą, a kończy ekspresyjnie, w efektownym, wręcz porywającym stylu. Już wyobrażam sobie wykonanie koncertowe. Inspirowana folklorem góralskim "Uciekaj, uciekaj" Skaldów zyskała "światową" aranżację Gila Goldsteina, może nieco zbyt romantyczną, ale za to w nieparzystym metrum, przy którym nijak nie da się wybijać hołubce.
Największe wrażenie zrobiła na mnie aranżacja pieśni Stanisława Moniuszki "Przychodź miły, dzień już biały" dokonana przez Krzysztofa Herdzina. Znakomite fortepianowe solo gra tu Rubalcaba, a w tle pobrzmiewa wielogłosowa wokaliza AMJ. Ona sama stworzyła też ciekawy chórek. To prawdziwy majstersztyk, wzór, jak czytać tradycyjne tematy i wyznacznik najlepszej studyjnej roboty.
Album zamyka piosenka harcerska, którą sam nieraz śpiewałem: "Płonie ognisko i szumią knieje". Gra ją sam aranżer i pianista Gonzalo Rubalcaba, podkreślając chwytliwy, romantyczny temat. Wyszła z tego piękna jazzowa ballada.
Album "Haiku" to efekt fascynacji AMJ Japonią, i to od dzieciństwa, kiedy jej mama przywiozła z dalekiej podróży wachlarz i lalkę ubraną w kimono. Zapewne już wtedy zauważyła, jak ważne są w sztuce szczegóły. Kiedy występowała w Japonii, poznała pianistę Makoto Ozone, by później zrealizować z nim album "Road to Chopin". - We wspólpracy z Makoto każdy czuje się ważny, dostrzeżony i gotowy do największych wyzwań. Grając z Nim, każdy okazuje się lepszy niż istotnie jest - pisze wokalistka.
Wykorzystanie oryginalnych tematów tradycyjnej muzyki japońskiej wydaje się oczywiste, ale zaskakujące, jak na wschodnią nutę można wykonać naszą piosenkę ludową "Hej, przeleciał ptaszek". Jakże nastrojowa i urokliwa miniatura dzięki temu powstała. Jak dynamiczny okazał się w wykonaniu Jopek i Ozone "Oberek", a fantastyczna jazzowa solówka fortepianu w środkowej części przypomina nam o istocie jazzu - improwizacji. Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak moja ulubiona "Cyraneczka". Do niesamowitej, wręcz odlotowej interpretacji Anny Marii Jopek Makoto Ozone przyłożył swoją mistrzowską dłoń.
Tytuł trzeciej płyty "Sobremesa" (po portugalsku deser) to również nazwa trasy koncertowej, która rozpocznie się 4 listopada w Kielcach i przebiegać będzie przez kilkanaście miast. Warto zwrócić uwagę na plakaty i zarezerwować bilety. Album jest efektem fascynacji Lizboną i kulturą Portugalii. Jak twierdzi Marcin Kydryński, tam każdy czuje się jak w domu, nawet jeśli jest z pierwszą wizytą w tym kraju.
Na płycie znalazły się tematy oryginalne i z portugalskiego kręgu kulturowego, a wśród zaproszonych gości: "Książę Fado" Camane, charyzmatyczne głosy z Wysp Zielonego Przylądka: Sara Tavares i Tito Paris, legendarny pieśniarz portugalski Paulo de Carvalho, angolański multiinstrumentalista i wokalista Yami, a także mój ulubiony brazylijski kompozytor i wokalista Ivan Lins. Album jest bardzo osobistą, a przy tym elegancko subtelną, interpretacją muzyki portugalskiej. Annie Marii Jopek udało się nie stracić nic z właściwej dla tej muzyki tęsknoty w muzyce i śpiewie, i dodać własną, słowiańską zadumę. To najlepszy polski album world music.
Cieszę się, że nasza wokalistka skupiła się już tylko na specjalnych projektach. Pokazuje w nich niezwykły talent do syntezy stylów, wrażliwość i bogate doświadczenia. A jest przy tym imponująco pracowita. Koniecznie posłuchajcie efektów.
Marek Dusza
Universal Music