Panowie z T.Love na swoje trzydzieste urodziny, choć taki staż ma w kapeli tylko Muniek Staszczyk, nagrali album prawdziwie dojrzałych rockmanów. Na "Old is gold" nie ma mizdrzenia się do małolatów i sięgania po nowoczesne technologie. Na dwóch płytach (dla chętnych także winylowych) jest za to analogowe brzmienie i mieszanka korzeni współczesnego rocka - bo nie byłoby go przecież bez bluesa, country, folku czy klasycznego rock`n`rolla.
Dzięki "Old is gold" możemy wsiąść w wehikuł czasu i przenieść się nie trzydzieści, ale z pięćdziesiąt lat wstecz. I w tej specyficznej, muzycznej podróży nie ma się co zniechęcać już na starcie. Co prawda otwierający wydawnictwo "Black and blue" jest chyba najsłabszym numerem na obu krążkach, ale proponuję, by go przetrwać i przekonać się, że warto, by eskapada potrwała aż do ostatniego dźwięku na płycie z numerem drugim.
Pierwsza część podróży z T.Love upływa głównie w barwach bliższych mrokowi i nie tylko ze względu na tytuł jednej z piosenek ("Wieczorem w mieście - film"). Niezbyt radosny nastrój można odnaleźć w "Synu marnotrawnym" czy choćby "Mętnej wodzie". Ale są i numery na pierwszym krążku, gdy nóżka chodzi - jak w tytułowym "Old is gold" (boogie), "Menorze Bentz" (rock'n'roll) i "Stanleyu" (country). Mnie do gustu przypadł także "Frontline" z pogranicza country i bluesa, a także całkiem udany kawałek "Poeci umierają", znany z pierwszego singla.
W drugi etap rejsu (bardziej jasny muzycznie) - wyruszamy z przepiękną, dylanowską balladą (oryginalnie "Huck's Tune"), z mocno autobiograficznym - jak można się domyślać - "dialogiem" Muńka ze Złym ("Lucy Phere"). Na dalszym kursie z bardziej folkowym graniem na naszej mapie wyrastają "New York" i "2005" (oba z szantową domieszką) a w międzyczasie z liderem T.Love możemy odwiedzić "Ostatni taki sklep".
Bardziej dynamicznie i countrowo robi się w "Mojej kobiecie" (choć płci pięknej tekst raczej nie przypadnie do gustu) i kawałku, który dedykowany jest Johny`emu Cashowi ("Country rebel"). Na uwagę zasługuje także "Modlitwa", która przenosi nas w wyspiarski klimat Irlandii oraz zamykająca całe wydawnictwo ballada "Jeśli Boga nie ma wcale", w której tekście Muniek w dość intrygujący sposób odnosi się do kwestii swojej wiary.
Jednak największy radiowy i zarazem przebojowy potencjał kryje się moim zdaniem w utworze "Skomplikowany (nowy świat)". Co ciekawe, ta piosenka nie ma żadnej szansy na zawojowanie eteru - a szkoda, bo warta jest tego ze względu na muzykę. Nie wyobrażam sobie mimo wszystko stacji radiowej, która wyemituje refren ze słowami: "Pierd..ę fejsa, pierd..ę mocno go..." i nie tylko ze względu na tekst, ale i... kwestie biznesowe.
Jakie więc wspomnienia zostają po podróży z "Old is gold"? Zdecydowanie pozytywne, choć przyznam szczerze, że nie spodziewałem się aż tak "smakowitego" wydawnictwa po panach z T.Love. Po prostu zaskoczyli mnie mocno na plus tak udanie, sprzedając starocie w swoim wydaniu. Największy szacunek należy im się jednak za to, że nie wstydzą się sięgać także do inspiracji muzyką country, która - nie rozumiem kompletnie dlaczego - nad Wisłą jest synominem obciachu i zazwyczaj wywołuje uśmiech politowania.
To dwupłytowe wydawnictwo T.Love pokazuje, że choć mamy dwudziesty pierwszy wiek, to nie trzeba sięgać wcale po komputery i ich ogromne możliwości, by tworzyć coś wartościowego. I że nie zawsze należy stawiać na nowinki, bo czasem warto zainspirować się bogatą historią muzyki, by przekonać się jaki w niej drzemie potencjał. Blues, folk czy też country to nie są przykurzone kurzem eksponaty z napisem: "Nie dotykać", lecz gatunki, które z szacunkiem ożywione mogą mieć wartość cennego kruszcu. Krótko mówiąc "Old is gold" - to nie żadna ściema...
Piotr Wojtowicz