Nazwisko Brada Mehldaua wymienia się dziś jednym tchem razem z największymi, żyjącymi pianistami jazzowymi. Jeśli Keith Jarrett jest wzorcem doskonałości w każdym aspekcie, to Mehldau jest ciągle tym, który odkrywa coraz to nowe drogi fortepianowej improwizacji, eksplorując przy tym możliwości tria.
Album "Ode" zawiera dwie sesje nagraniowe, jakich dokonał w odstępie blisko trzech lat z najlepszym swoim triem: z kontrabasistą Larrym Grenadierem i perkusistą Jeffem Ballardem. W tym składzie dali pamiętny koncert na festiwalu Jazz nad Odrą 2008, a kilka miesięcy później zarejestrowali osiem z jedenastu utworów zamieszczonych na tej płycie. Pozostałe trzy nagrano w kwietniu 2011 roku, ale brzmieniem się nie różnią.
Wszystkie kompozycje są dziełem lidera. Album "Ode" otwiera swobodny, szybki temat "M.B", w którym rytm jest równie ważny jak melodia. Mehldau celowo rwie jej linię tak, by podkreślić rolę rytmu. Sam gra bardzo rytmicznie. Przypomina mi w tym Marcina Wasilewskiego. Kiedy sobie to uświadomiłem, oryginalność Amerykanina nieco zbladła. Tytułową "Odę" rozpoczyna prosta melodia i powtarzający się rytm lewej dłoni. Mehldau potrafi wypełnić przestrzeń mnóstwem dźwięków. Śledzenie jego gry wymaga skupienia, ale wciąga jak dobry spektakl.
Marek Dusza
Nonesuch/Warner