Amerykański krytyk napisał o niej: "Tętniące życiem utwory, zmysłowe, ciepłe, niesamowite, są jak balsam na zranioną duszę. Słuchać jej, to jak wsłuchiwać się w bicie serca, w życie".
Mieszkającą w Danii szwedzką wokalistkę Caroline Henderson widziałem na koncertach w Gdyni na Ladies Jazz Fesival oraz w Warszawie: w klubie Melodia i na festiwalu Jazz na Starówce. Za każdym razem dawała świetne koncerty z pogranicza jazzu i popu. Bo choć akompaniuje jej jazzowy zespół, nie ma ambicji konkurować z wokalistkami takimi jak Ella Fitzgerald, Diana Krall czy bluesowa Cassandra Wilson.
A jednak Caroline Henderson potrafi stworzyć nastrój w stylu Patricii Barber, a do tego wielkiego głosu nie trzeba. Wystarczy wyczucie i zamiłowanie do kameralnych klimatów. Amerykański krytyk napisał o niej: "tętniące życiem utwory, zmysłowe, ciepłe, niesamowite, są jak balsam na zranioną duszę. Słuchać jej, to jak wsłuchiwać się w bicie serca, w życie". To rekomendacja przesadnie egzaltowana, ale w głosie Caroline jest coś magnetycznego.
Oszczędne aranżacje basisty Andersa Christensena wzbogaciły tym razem mistrzowsko ułożone przez Butcha Laceya instrumenty dęte. Nie tworzą potężnego brzmienia, lecz dyskretnie podkreślają walory głosu Caroline.
Podobają mi się dobrze znane z innych interpretacji tematy: nowoczesny "River man" i klasyczne "It Ain`t Necessarily So", "But Not For Me". Caroline Henderson ma dar przekonywania do własnych wersji, z aktorskim talentem buduje dramatyzm, różnicuje akcenty. Słowem, słucha się tego albumu z zainteresowaniem. Ciekawostką jest transkrypcja solówki saksofonowej Lestera Younga akompaniującego Billie Holiday w temacie "When You Are Smiling".
Marek Dusza
STUNT/MULTI KULTI