Po kontrowersyjnej "Sztuce fugi" J.S. Bacha nagranej na dyktafonie, pianista Marcin Masecki prezentuje własne "Polonezy". Sześć kompozycji zostało zaaranżowanych na dwie trąbki, dwa klarnety, dwa saksofony, dwa puzony, perkusję i pianino.
Zespołem dyryguje, od pianina właśnie, sam kompozytor. Utwory powstały na zamówienie festiwalu KODY, a ich premiera odbyła się w maju 2012 r. na Placu po Farze w Lublinie. - O samych kompozycjach można powiedzieć, że świadomie łączą kilka różnych estetyk: orkiestrę marszową z trzecioligową orkiestrą strażacką, jak również XIX-wieczną elegancję z kunsztem kompozytorskim polskich twórców z tego okresu - czytamy w komentarzu promocyjnym.
Marcin Masecki stworzył muzykę zgiełkliwą, możliwą do zaakceptowania, a nawet ciekawą w odbiorze na żywo. Niestety, kiedy słucha się jej w domu bez łączności wzrokowej z prześcigającymi się w wydmuchiwaniu łobuzerskich fraz muzyków, przychylność do eksperymentu opada. Z każdym utworem pogłębia się wątpliwość, czy to zabawa naszym kosztem, czy twórczość poważna.
Przecież słuchamy tańca narodowego zwanego polonezem, a zagranego jak na weselu o piątej nad ranem. W szaleństwie Marcina Masecekiego jest metoda tworzenia muzyki, jakiej nie pisze nikt, bo boi się, że nikt tego nie zrozumie. A jednak trudno wysłuchać płyty do końca.
Grzegorz Dusza
LADO ABC