W tradycyjnych wierzeniach kubańskich nazywanych Santeria albo Lucumi słowo "Ilé" oznacza dom lub ziemię. Siedmiokrotnie nominowany do nagrody Grammy kubański pianista Omar Sosa powraca na nowym albumie do rodzinnych stron w środkowej części wyspy, do miasta Camagüey.
Muzyka z dzieciństwa zainspirowała go do napisania trzynastu utworów, w których usłyszymy nostalgię i radość. Omar Sosa wyemigrował z Kuby przez Ekwador w 1993 r. i osiadł w Kalifornii. Od 1999 r. mieszka w Barcelonie, skąd ma bliżej na europejskie sceny, gdzie jest bardziej ceniony niż w USA. Ale swoje albumy nagrywa w Ameryce mając znakomitych muzyków na wyciągnięcie ręki.
W jego Quarteto Afro Cubano znaleźli się kubańscy muzycy: perkusista Ernesto Simpson (współpracuje z Piotr Schmidt Electric Group) i saksofonista Leandro Saint-Hill (także z Camagüey) oraz pochodzący z Mozambiku basista Childo Tomas. Gości jest wielu, m.in. gitarzysta Marvin Sewell (Cassandra Wilson Band) oraz perkusjoniści i wokaliści. Wszyscy nadają muzyce Omara Sosy afro-kubański groove. "Ilé" jest współczesną wizją muzyki kubańskiej.
Melodeklamacje kojarzą się z rapem, śpiewy w "A Love Lost" z r`n`b, a Omar Sosa gra na fortepianie jak rasowy jazzman. Osnową dla tej muzyki pozostaje puls afrykańskich rytmów celebrowany na Kubie przez potomków niewolników. W tle słychać ich chóralne śpiewy, jakby czas dla tej muzyki się zatrzymał, bo jest wieczna, jak tradycja i to jest wspaniałe.
Marek Dusza
SKIP/MULTIKULTI