Francuski pianista urodził się z wrodzoną chorobą kości powodującą karłowatość. Kiedy Michel miał 4 lata, zobaczył w telewizji koncert Duke`a Ellingtona i postanowił zostać jazzmanem. Ojciec kupił mu pianino-zabawkę, ale chłopiec rozbił je młotkiem. Dopiero na prawdziwym pianinie zaczął naukę.
Gra sprawiała mu radość i ból. Miał łamliwe kości, co nie przeszkodziło mu zostać wielkim muzykiem. Swoją pasją do jazzu zaraził saksofonistę Charlesa Lloyda, który specjalnie dla Michela przerwał artystyczną banicję i powrócił na scenę z Petruccianim w swoim zespole.
Oglądałem występy pianisty z podziwem, z jaką wirtuozerią gra i z żalem, jak musi cierpieć. Jego styl porównywano do Oscara Petersona i Keitha Jarretta. Zmarł w 1999 r. na zapalenie płuc, spoczął obok grobu Fryderyka Chopina. Dokładnie sześć miesięcy przed śmiercią dał znakomity koncert w cyklu "Treffpunkt Jazz" w Karlsruhe.
W jego trio wystąpili giganci: kontrabasista Gary Peacock i perkusista Roy Haynes. W programie znalazło się pięć oryginalnych kompozycji Michaela Petruccianiego i pięć standardów. Pianista był w doskonałej formie, grał z niespożytą energią w dynamicznych tematach, jak "Giant Steps", a z romantycznych klasyków, jak "In A Sentimental Mood" czy "Embraceable You", potrafił wydobyć najbardziej liryczne nuty.
Marek Dusza
SWR/Naxos/CMD