Dr. Acula to taki muzyczny kabaret w stajni Victory Records. Niby deathcore'owcy, ale wyraźnie lubujący się w pastiszu i starych filmach, grach komputerowych i imprezowaniu! Teksty z ogromnym przymrużeniem oka, elektroniczne wtręty i wszechobecny dystans do świata odróżniają ich od poważnej i super mrocznej reszty.
Kiedy pierwszy raz słyszałem Dr. Acula za żadne skarby nie mogłem się do nich przekonać. Muzyka prezentowana przez amerykanów była dziwna, jeszcze (wtedy) archaiczna, ale w sumie – miała to coś. W końcu, dostrzegli ich włodarze Victory Records...
I tu pojawia się pytanie, co rzeczywiście przyciągnęło jedną z wiodących wytwórni do tego septetu z Long Island? Bo muzyka, choć prezentuje się całkiem okazale, to nie jest niczym nowym na już zmęczonej tradycyjnym deathcore scenie. Bo, nawet jeżeli te ich wygłupy traktować jako element wyróżniający, to nie jest to czynnik decydujący o ich sukcesie.
Na całe szczęście, reszta świata nie jest native speakerami i nie do końca wie o jakich pierdołach (dwaj) panowie śpiewają. Chociaż część z czytelników może kojarzyć tytuły utworów, ponieważ każdy z osobna odpowiada jednej części "Gęsiej Skórki" - mniej lub bardziej znanej serii książek niby dla dzieci zekranizowanej też w telewizji. Nie wiem czy istnieje coś takiego jak party metal albo party core, ale gdyby tak wlać w siebie odpowiednią ilość wódki (i imprezować w amerykańskim stylu przez trzy dni na tak zwany krzywy ryj) "Slander" jawiłby się jako jeden z najlepszych imprezowych soundtracków, na głowę bijący Municipal Waste. Lepszy bo z breakdownami.
Pomijając już infantylne teksty i nonsens jakim jest fakt istnienia tego zespołu, obcowanie ze "Slander" może być całkiem przyjemne. Dwa zróżnicowane wokale, ciekawe elektroniczne wtręty z dubstepowymi wooblami włącznie, raczej szybkie tempo utworów i potężna produkcja nie pozwalają wystawić noty niższej niż 6 w skali 1 na 10. Siódemka jest odpowiednia, a to choćby za to, że w tak przy głupawej muzyce nie mają sobie równych. A jako, że w Audio nie mamy takiej skali jaką podałem wyżej, za brzmienie piątka a za wykonanie trójeczka. Więcej blastów panowie a pijany studentcore`owcy oszaleją na waszym punkcie (śmiech). Po sześciu latach istnienia czas wreszcie wyjść poza własny garaż i ruszyć na podbój kampusów.
Grzegorz Pindor
Victory Records