Zespół Hunter można albo kochać albo nienawidzić. Opinie neutralne o jednej z najdłużej istniejących po dziś dzień polskich metalowych formacji są marginalne i rzeczywiście, sądząc tylkuo po własnym gronie znajomych lub wnosząc po rozmowach z ludźmi na koncertach, obok zespołu Pawła "Draka" Grzegorczyka nie da się przejść zupełnie obojętnie.
Należę do grupy osób, która nigdy nie wystawiłaby Hunterowi laurki za muzykę. A z całą pewnością nie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. To nie tak, że jestem hejterem czy zadeklarowanym oponentem zespołu ze Szczytna, ale odkąd pamiętam Hunter kojarzył mi się albo z nadmiernie zbuntowaną dorastającą metalową młodzieżą, albo zgrają osób, która teksty Draka bierze, delikatnie mówiąc, mocno do serca. Zresztą, jeden z absolutnych hymnów młodego pokolenia 1990/2000 - "Kiedy Umieram" - po dziś dzień wzbudza we mnie raczej skrajnie negatywne emocje. Mówi się trudno.
Czy jest coś za co cenię Hunter? Zdecydowanie za koncerty i tutaj bez bicia przyznam, że jest to absolutnie jeden z najlepszych zespołów w tym kraju. Profesjonalizm, doskonała charyzma i brzmienie Hunter na żywo po prostu powalają. Szósty studyjny album grupy nie zmieni mojej opinii, ale też jej nie pogorszy.
Jestem ostrożny w wyrażaniu sądów o zespołach, za którymi nie przepadam, a jako że mam ogromny szacunek do Huntera za staż na scenie, "Imperium" traktuję raczej jako ciekawostkę. Ot, album jednego z popularniejszych polskich zespołów, którego mogę posłuchać ale nie muszę (i zresztą nie chcę) go zapamiętać. I tak właśnie jest.
Panowie prezentują własną wizję heavy/thrash metalu okraszoną jak zwykle doskonałymi partiami skrzypiec ulubieńca juwenaliowej publiczności - Jelonka. Gdyby nie ten chłop Hunter pewnie na pewien czas stanąłby w miejscu - a tak, choć wcale mnie to nie cieszy - rozwija własny styl w bliżej nieokreślonym kierunku, bez oglądania się na to, co aktualne nie tylko w metalu, ale w muzyce rockowej w ogóle.
Można to potraktować za wadę, ale z drugiej strony Ci niemłodzi już panowie nie muszą niczego udowadniać. Na pewno nie młodzianom zasłuchującym się w ich nagrania, a tym bardziej starszym słuchaczom, którzy zespół już dawno skreślili (nieistotne czy za muzykę, czy za teksty). Robią swoje, a że zgrali się do takiego stopnia, że aż trudno w to uwierzyć, więc niech robią to dalej - co jak widać i słychać - wyraźnie im odpowiada.
Grzegorz "Chain" Pindor