"Muzykę możemy podzielić na dobrą lub słabą" - głosi święta prawda. Ja bym dodał do tego jeszcze kategorię "nużąca". Do tej ostatniej zalicza się krążek "Fear Of Freedom" Sepsis.
Gdy zabieram się za słuchanie jakiejś płyty, mam wobec niej konkretne oczekiwania: chcę, żeby albo wywołała uśmiech na mojej twarzy, albo pozwoliła zanurzyć się melancholii czy nawet w rozpaczy. Chcę, by pozwoliła mi się odprężyć albo wręcz przeciwnie - by przeczołgała mnie po podłodze, wycieńczyła intelektualnie, zmusiła mnie do myślenia etc. Żadnego spośród powyższych stanów nie doświadczam podczas słuchania "Fear Of Freedom".
Za nic w świecie nie mogę tej śląskiej czwórce odmówić klasy wykonawczej, która zresztą jest tylko potwierdzeniem tego, co już wiedzieliśmy, słuchając Krzak Experience - Sepsis połączyli tam siły ze słynnym blues rockowym składem, tworząc wspólnie unikatową całość. Sekcja gra pomysłowo, w punkt. Gitarzysta Dominik Durlik serwuje pierwszorzędne solówki (najbardziej podoba mi się ta z "Unsonscious Being"), a Robert Niemiec cieszy czystym, heavymetalowym śpiewem.
A jednak coś tu jest nie tak. Po pierwsze, nie porusza mnie tematyka. Mówienie o tym, że religia zniewala człowieka nie jest w dzisiejszych czasach ani czymś oryginalnym (patrz choćby Behemoth czy The Ocean Collective), ani przesadnie obrazoburczym. Przesłanie albumu i sposób jego podania ani specjalnie nie poruszy ludzi, którzy mają to samo zdanie co Sepsis, ani nie spowoduje "nawrócenia" tych z drugiej strony barykady...
Druga, najbardziej bolesna sprawa, to - o zgrozo - nuda! Teoretycznie piosenki zgromadzone na "Fear Of Freedom" są po brzegi upakowane motywami, co jakiś czas zaskakują zmianą dynamiki, ale wszystko to wpisane jest w jedną skalę. Riffy są do siebie zbliżone, melodie wokalne także. Dość powiedzieć, że ciekawie pod względem śpiewu robi się dopiero wtedy, gdy na back wokale wchodzi gościnnie udzielająca się tu Aneta Sumara.
Nie wszystkie zmiany dramaturgii utworów brzmią dla mnie sensownie. Czasami, chociażby w okolicach piątej minuty otwierającego album "Suspended Progress", znikąd pojawia się jazzujące przejście. Niczego nie dodaje utworowi, nie za bardzo pasuje do całości, wydaje mi się po prostu wciśnięte tam na siłę, byleby tylko kawałek był bardziej progresywny. Nie tędy droga, drodzy Panowie... Sądzę, że nie tylko mnie takie zagrywki bardziej nużą, niż pociągają.
Nie mam serca dawać Sepsis słabej oceny, bo słyszę ogrom pracy włożony w krążek "Fear Of Freedom". Cieszę się, że ktoś w Polsce wreszcie doszedł do progresywnego metalu od strony heavy metalu i raduję się, że rodzima produkcja może tak dobrze brzmieć. Jednocześnie nie potrafię dołączyć do grona zachwycających się debiutem kwartetu, dla mnie on po prostu nie "żre", a przy okazji jest nieznośnie monotonny. Jestem przekonany, że ci panowie są w stanie nagrać zdecydowanie lepsze materiały, czego z całego serca im życzę.
Jurek Gibadło
Legacy Records